Zawitało

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

14. Randka...a może nie?

    Mało brakowało, a rozdziału by nie było. Powód? 'Nowy lepszy świat' Huxley'a. No ale Anemic, zrobiła nagłówek, który spodobał mi się do tego stopnia, że udało mi się oderwać od książki. Po raz pierwszy czytam si-fi, ale samo wyobrażenie ludzi warunkowanych od urodzenia, niemowlaków traktowanych elektrowstrząsami...Już same hasła 'Ośrodek Rozrodu i Warunkowania w Londynie Centralnym', 'Wspólność, Identyczność, Stabilność' i 'Republika Świata',  wciągają.

    No ale przechodzę do sedna. Jak wiecie pewien czas nie pisałam i mam nadzieję, że nie wyjdzie aż tak beznadziejnie, jak myślę. Bety nie ma, a więc i braki( lub nadmiar) przecinków, czy literówka mogą się zdarzyć.

    Dream - zwróciłaś mi uwagę, że nawigacja na moim blogu jest trudna...Jak już mówiłam - jak tylko powiesz mi, jak ładnie rozpisać Arch, aby było czytelne, natychmiast to zrobię.

     Rozdział ten dedykowany  jest ww. Anemic, za poświęcenie swojego czasu i stworzenie pięknego nagłówka, który możecie tu oglądać. Dobra. Kończę z wazeliną i daję to na co, mam nadzieję, czekacie ;)


                                             14. Randka...a może nie?


    Uzumaki Naruto, jak powszechnie było wiadomo, cechował się od zawsze pogodą ducha, entuzjazmem w nawet najbardziej błahej sprawie. Był osobą, która w pochmurny dzień potrafiła rozjaśnić swoim obliczem każde pomieszczenie. Tak, jak niektórzy lubowali się w zbieraniu znaczków, czy składaniu modeli, syn potężnego Namikaze Minato, postawił za priorytet swojej egzystencji, nawracanie zimnych, okrutnych z pozoru, pozbawionych poczucia humoru, drani.
    Jednak, jakkolwiek z tym zadaniem radził sobie doskonale i mógł pochwalić się tym, że za czasów przyjaźni z nim pewna wybitnie aspołeczna jednostka była chociaż odrobinę bardziej uspołeczniona, mimo to, nikt nie powiedział mu, jak radzić sobie z rozjuszonymi wielbicielami psów. 
    I właśnie za swoje braki w temacie obłaskawiania wkurzonych, kuśtykających żartownisiów, miał teraz słono zapłacić.
    Nawet złośliwy z natury, ironiczny Kyuu nie potrafił powstrzymać odruchu, jakim było zasłonięcie oczu łapkami, kiedy miał przed sobą Inuzukę, który z obłąkańczym uśmiechem i błyskiem w oku, zwiastującym zamiłowania Kuby Rozpruwacza, nie wyglądał bynajmniej jak uosobienie dobroci serca.
     - Na.Ru.To. - Czy posiadacz tak miłego, ciepłego, wręcz śpiewnego barytonu, może zrobić komuś coś złego? Nie chciał się o tym przekonać.
     Gdzieś w pamięci mignęło mu wspomnienie, kiedy na lekcji omawiali jak zachować się w przypadku spotkania tête-à-tête z wilkiem, dzikiem, lub innym, niekoniecznie przychylnym człowiekowi, zwierzęciem.
    Kyuu zrobił zbolałą minę, napiął wszystkie mięśnie pyszczka, przymknął oczy i starał się odtworzyć w pamięci słowa Iruki-senseia. Ehhh...Gdyby tylko jego zewnętrzna powłoka nie znalazła się wtedy w stanie hibernacji umysłowej, objawiającej się bezmyślnym wpatrywaniem w okno i puszczaniem uszami tego, co mówi nauczyciel, wszystko byłoby łatwiejsze. 
    Jakkolwiek gwoli zasady 'głupi ma zawsze szczęście', blondyn dostąpił oświecenia i przypomniał sobie pierwszą zasadę postępowania z rozsierdzonym psiskiem.
    Paść na plecy i udawać martwego...Nie. Potrząsnął mentalnie głową. To raczej nie pomoże...ZARAZ! To nie był pies, tylko niedźwiedź...Hmm...Nieważne...
    Widząc bystrość wody w studzience kanalizacyjnej, jaką wykazywała jego 'połówka', Kyuu, głównie dlatego, że jeśli zginąłby niebieskooki z nim stałoby się to samo, postanowił improwizować.
    Dobra. Przede wszystkim żadnych gwałtownych ruchów...
    - Może porozmawiamy? Hej, Kiba! - Brązowooki, z ciągle przyklejonym, maniakalnym uśmieszkiem, zbliżał się, nic nie mówiąc. - No, Kibulec! Kibuś...Pchełko?!
    Nic nie pomagało, jego pobyt na tym padole łez zdawał się chylić ku końcowi. Inuzuka był blisko...bliżej...Już tylko dwa kroki dzieliły zmęczonego dziesięciominutowym pościgiem Uzumakiego, od jego oprawcy. O ile można było to tak nazwać. Prawda była taka, że Naruto, pomimo wielu talentów i dobrych wyników w kosza, w biegach szybkościowych wykazywał się wynikami poniżej przeciętnej, zwłaszcza po 7 miskach ukochanego ramen i już po minucie sprintu, przeszedł do truchtu, dzięki czemu, nawet kuśtykający, szatyn dawał sobie radę z dogonieniem go. W końcu psiarz był drugi( zaraz za Rockiem Lee) na podium w międzyszkolnym maratonie, który odbył się w zeszłym roku.
    Przed oczami mignęły mu najpiękniejsze chwile jego życia.
    Pierwsza miska jego boskiej zupki, poznanie Sasuke, jazda na motorze na siedzeniu pasażera, kiedy wtulony w plecy przyjaciela przemierzał świat z szybkością ponad stu kilometrów na godzinę, koncert AKATSUKI, bliższe zapoznanie Itachiego...
    A teraz, nagle, to wszystko miało zniknąć tylko dlatego, że...No właśnie. Nic nie zrobił!
    Wkurzony zamachnął się nogą, która trafiła w kamień, który podczas swojej trajektorii lotu zderzył się z...UPS...
    Niebieskie oczy rozszerzyły się w przerażeniu. No super, teraz to już na bank jestem martwy.
    - Sorki, hehe...
    Nie czekając, aż uderzony skałką o średnicy zbliżonej pięciu centymetrom wstanie, Uzumaki zebrał w sobie resztki sił i puścił się galopem. Obecnie nie dziwiłby się, gdyby pewien wielbiciel czworonogów postanowił skręcić mu kark. W końcu żaden honorowy facet nie celowałby kamieniem w TEN punkt. To niepisane prawo gentelmenów : Nigdy nie uderzać poniżej pasa.
    Kiedy już nie czuł, wwiercającego się w niego z pragnieniem krwi, wzroku przyjaciela, mógł zatrzymać się i złapać oddech. Uff...Mało brakowało.
    Jednak teraz, gdy jego walka o przetrwanie się skończyła, nie wiedział co dalej.
    Stał tak, zastanawiając się, co by tu ze sobą zrobić i nie wiadomo, czy nie zdążyłaby zastać go noc, jednak z opresji wyratowało go wibrowanie, które obwieszczało nadejście SMSa.
    Sięgnął więc po komórkę, otworzył wiadomość i...Z jego ust wydobyło się niezbyt cenzuralne słowo. Zapomniał o Itachim!
    I tak oto znowu musiał biec, pomimo iż tym razem gonił go tylko nieubłagany czas.

    ************************************************************

   
     - No i...jestem. - Wesoły, wskazujący zakłopotanie śmiech rozbrzmiał echem w limuzynie pewnego znanego, uwielbianego przez miliony, zespołu.
    - Yhm... - Itachi wykazał tyle entuzjazmu, jakby dowiedział się, że przyjdzie mu godzinami oglądać schnącą farbę.
    Naruto spojrzał na niego wyraźnie poirytowany. Nie po to biegł, walcząc z ograniczeniami wlasnego ciała, aby teraz dowiedzieć się, jak bardzo długowłosy liczył na ich spotkanie, co najmniej tak żarliwie, jak liczył na to, żeby złapać ADIS.
    Poirytowany futrzak, będący wewnętrznym, nieco mądrzejszym, odzwierciedleniem blondyna, prychnął, ostentacyjnie zdjął czarną koszulkę w czerwone chmurki i jeszcze zanim odwrócił się plecami do tej, obecnie będącej na liście jego najzacieklejszych wrogów, jednostki ludzkiej, wystawił środkowy palec.
    - Też się cieszę, że cię widzę. Dokąd jedziemy? - Uzumaki założył ręce na piersi, czekając na odpowiedź.
    Jednak ta nie nadchodziła. W końcu, nie widząc innego wyjścia, blondyn zamierzył się. Tak, aby wybudzić Drania seniora, ale jednocześnie nie uszkodzić mu tej jego makówki.
    Zanim jednak wnętrze jego dłoni uderzyło o potylicę czarnowłosego, opalony nadgarstek znalazł się w kleszczach utworzonych z niemal białych palców, zakończonych fioletowymi paznokciami.
    - Itaaaaaiii...- pisnął cicho młodszy chłopak, wpatrując się w czarne, przytomne już tęczówki, ze szklankami w oczach.
    Uścisk poluźnił się trochę, podczas gdy jego towarzysz spojrzał na niego już nieco widoczniej zauważając jego osobę.    
     - O, Naruto-kun, już jesteś. - Głos, który znał z tylu ukochanych piosenek, brzmiał dziwnie bez życia, jakby Łasic znajdował się w innym świecie.
    Uzumaki zajęty rozmasowywaniem, powoli już siniejących, nadgarstków, zwrócił tylko na niego pełne wyrzutu, spojrzenie.
    - Tak, gdzieś od pięciu minut. - Mruknął, wertując w pamięci listę wszystkich innych rewelacyjnych wokalistów, których mógłby uwielbiać, jeśli Uchiha okaże się większym Draniem, aniżeli jego, zajmujący jak dotychczas podium w tej dziedzinie, brat.
    - Wybacz, nie zauważyłem cię...
    To było chyba najgorsze, co mógł powiedzieć wyczulonemu w temacie pomijania jego osoby, niebieskookiemu.
    Kyuu, dotychczas zajęty olewaniem długowłosego, postanowił wprost powiedzieć, co myśli o tak lekceważącym stosunku do jego, niezaprzeczalnie cudownej, rewelacyjnej, godnej podziwu postaci.
    JAK MOŻNA MNIE NIE ZAUWAŻYĆ?!
    Znieważony, rudzielec obrócił się dookoła własnej osi, jakby był jedną z modelek, pretendujących do reklamy bielizny Victoria's Secret. No i kto mu powie, że nie jest śliczny, hyh?
     Zapadła pełna napięcia cisza, tak gęsta, że można by ją kroić nożem.
    W ten oto sposób Uchiha Itachi poznał kolejną cechę niewysokiego blondyna, przyszłego posiadacza olbrzymiej fortuny. Przywara, którą wyssał z mlekiem matki, lub być może znalazła się ona już w jego genotypie. Któż to wie?
      Jakkolwiek, międzynarodowa gwiazda stała się ofiarą...focha.
    Z rękami ciągle, uparcie spoczywającymi prawa pięść pod lewą pachą i symetrycznie, lewa pod prawą, z nadętymi policzkami, zmarszczonym czołem zwróconym w stronę widoku za szybą, Naruto postanowił zaprzeczyć metryce urodzenia.
    Nieprzyzwyczajona do nadskakiwania nikomu, a już zwłaszcza młodym, rozpieszczonym chłopaczkom, gwiazda, postanowiła przeczekać ten nagły napad złego humoru.
    Kiedy kolejnych pięć minut minęło w ciszy, przerwał ją ktoś, o czyim istnieniu już prawie zapomniano.
    - Itachi-sama, gdzie mam jechać? - Szofer na końcu języka miał parę inwektyw, które wybitnie odzwierciedliłyby jego myśli. W domu czekała na niego żona, trójka dzieci i kot, który pewnie tęsknił za nim najbardziej, mając nadzieję, że w końcu ktoś go nakarmi.
    Blady mężczyzna zamrugał parę razy, starając się skupić. Jego myśli oscylowały wokół jednego tematu: Sasuke. Nawet blond piłeczka z ADHD nie przyciągała już jego uwagi do tego stopnia, do jakiego powinna.
    Sama 'piłeczka'  zerknęła na niego spod długich rzęs, widocznie nie przyzwyczajona do tego, że ktoś odważył się go nie przeprosić. Przecież nawet Sasuke robił to na swój draniowaty sposób, zabierając go na ramen, lub do kina.
    Mimowolnie się uśmiechnął.
    - ...kąd chcesz jechać? - jego rozmyślania przerwał długowłosy
    Kyuu przez chwilę zastanawiał się, czy nie udać orientacji w temacie, ale szybko z tego zrezygnował, głównie dlatego, że jego 'zewnętrzna połówka' miała swój własny plan rozegrania tej sytuacji.
    - Hyh? - no i tyle z improwizacji
    - Proszę, proszę. Czy nie uważasz, że to lekka hipokryzja, kiedy oskarżasz mnie o ignorowanie twojej osoby, a zaraz potem robisz to samo? - Wąskie usta wykrzywiły się w czymś uśmiechopodobnym, podczas gdy z zarumienionej twarzy zeszło powietrze, przywracając jej normalny wygląd. - Pytałem, dokąd chcesz jechać. - Widząc, że oczekiwanie odpowiedzi nic nie da, powtórzył jeszcze raz. - Dokąd. Chcesz. Je... - Itachi Uchiha nie przywykł do trzykrotnego powtarzania tego, co raz wypowiedział, a kiedy już zrobił wyjątek, brutalnie nie pozwolono mu dokończyć.
    - Słyszałem, słyszałem. - Lewa ręka, w geście zakłopotania, wylądowała u podstawy szyi. - Tylko...Co to ta hip...hiper...kryzja? - konsternacja tylko pogłębiła rumieniec
    I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewał Uzumaki, jak i siedzący obok niego czarnowłosy. Gwiazdor parsknął śmiechem i śmiał się tak długo, dopóki jego oczy nie błyszczały, jak rozświetlone słońcem jezioro o barwie czarnej cyrkonii.
    Nie, żeby sam znał nazwy tych wszystkich babskich świecidełek, jednak jego matka zrobiła mu ostatnio wykład na temat 'co kupić dziewczynie, aby ją uszczęśliwić'. Najwyraźniej spodziewała się po nim, że niedługo zarzuci swoje dziwaczne eksperymenty i przyprowadzi do domu dziewczynę w typie Hinaty Hyuugi, podkreślając przy tym, że matka nigdy nie widziała jej w 'trybie' imprezującym. Nie pomagały przy tym zapewnienia, że może okazać się gejem. Skutkowało to jedynie tym, że Kushina rozglądała się bojaźliwie, mamrocząc przy tym 'Nie denerwujmy ojca'.
     - Hipokryzja, nie hiperkryzja. - Ta sama dłoń, która wcześniej naznaczyła sińcami jego nadgarstek, teraz wylądowała na jego głowie, głaszcząc go jak wyjątkowo pociesznego psa, lub brzdąca. - To...
    - Nieważne. - Burknął 'brzdąc', ponownie urażony tak protekcjonalnym traktowaniem - Może do ZOO? - Aż klasnął w ręce, zapominając momentalnie o wszelkich humorkach.
    - ZOO? - entuzjazm jego towarzysza był niezaprzeczalnie wielokrotnie mniejszy - Po co?
    Naruto aż uchylił usta zaskoczony tym głupim, w jego mniemaniu, pytaniem. To samo zrobił zresztą Kyuu.
    - PO CO?! - Naruto wydarł się wniebogłosy, nieświadom tego, że sympatia szofera do jego osoby kurczy się w porażającym tempie  - Kiedy ostatnio byłeś w ZOO? - zapytał już nieco spokojniej
    Itachi patrzył na niego przez parę sekund, jakby samym spojrzeniem próbował zmusić go do zmiany tematu, jednak kiedy to się nie stało, wzruszył tylko ramionami i odpowiedział.
    - Nigdy.
    - Ty sobie jaja robisz. - z postaci odzianej w pomarańcz i czerń promieniowało święte oburzenie - Jak to możliwe?!
    - Naruto, skończ wrzeszczeć. - Chłodny, rzeczowy ton idealnie kontrastował z lekko piskliwym, przesyconym silnymi emocjami, tonem niebieskookiego, który już silił szare komórki na ciętą ripostę. Jednak następne słowa skutecznie zamknęły mu usta. - Denerwujesz kierowcę.
    Potwierdzam. Nie wygląda na najszczęśliwszego, kiedy zaciska zęby w ten sposób...zaraz mu proteza pęknie, swoją drogą.
    - Gomen. - Jeszcze chwila i wyszczerz odsłoniłby nieuchronnie trzonowce.
    - Nie ma za co, dzieciaku. - Jednak ton tej wypowiedzi wskazywał, że bynajmniej owszem, jest.
    Nie chcąc jednak pyskować starszym, nauczony zgodnie z tradycją, pozwolił, aby temat umarł śmiercią naturalną i odwrócił się z powrotem do Uchihy.
    - Jak to możliwe, że nie byłeś...
    Najwyraźniej Itachi chciał już skończyć temat.
    - Mój ojciec twierdził, że to miejsce zbyt pospolite i plebejskie, jak dla członka tak arystokratycznego rodu, jakim jest Uchiha.
    Naruto przewrócił mentalnie oczami. A jednak jego 'tatuś' nie był taki najgorszy. Przynajmniej pozwolił mu iść do ZOO. Co prawda z niańką, a raz nawet z mamą, ale jednak mógł zobaczyć te wszystkie zwierzaki.
    Pamiętał swoją pierwszą wyprawę do ZOO...I pamiętał też pierwszą wyprawę do ZOO, na którą mógł kogoś zabrać. Minato wyjechał wtedy w pilną delegację, zostawiając syna pod opieką żony, która nic nie wiedząc o nakazie Fugaku, zabrała razem z nimi Sasuke, którego Naruto zmusił do złamania zakazu dopiero, kiedy zarzucił młodemu Uchiha tchórzostwo... To były naprawdę świetne czasy. 
    Nagle w blond łepetynie zrodziła się genialna idea. Skoro zabrał tam jednego Drania, czemu nie wziąć też drugiego?
    - DO ZOO!
    Kierowca pokręcił tylko ze zrezygnowaniem głową. Zdecydowanie musi zażądać podwyżki za pracę w ciężkich, szkodliwych dla zdrowia( zarówno fizycznego - głuchota, jak i psychicznego) warunkach.


    ***************************************************************

    Iguany, lwy, słonie, tygrysy, foki, szympansy, goryle, lemury, hipopotamy, lwy morskie, delfiny, konie, kameleony, pawie, makaki japońskie...Itachi zdążył zobaczyć praktycznie wszystko i jednocześnie nic. Jak to możliwe?
    Ledwo wyszli - Itachi, czy raczej wyskoczyli - Naruto, z limuzyny, ten ostatni złapał za rękę swojego towarzysza, który zdążył jeszcze odprawić kierowcę, i pociągnął go w stronę klatek, wywołując przy okazji sensację, ponieważ nie było dla bywalców ZOO rutyną, aby podjeżdżały tu tak wypasione samochody.
    - Naruto-kun... - Długowłosy westchnął udręczony bezmyślnością towarzysza. Jeśli ich rozpoznają, to nici z dalszego zwiedzania, trzeba będzie uciekać.
    Chustka!
    Kyuu podskoczył podekscytowany, najwyraźniej pod wrażeniem własnej genialności. Całe szczęście, że udało się ją odzyskać...Jednak jeśli ją zdejmie, odsłoni pamiątkę ze spotkania z Sasuke...
    Decyzja była niebywale, jak na Naruto, szybka. Ignorując skwar, zapiął szybko zamek swojej bluzy pod samą szyję i podał Itachiemu kawałek materiału, na który Uchiha zerknął, jak na tykającą bombę zegarową.
    - Bez urazy...Ale to jest babskie...- w głosie Uchihy brzmiała niepewność.
    Niebieskooki wzruszył ramionami.
    - To - skinął na błękitny kawałek materiału, wyśmiewany wcześniej przez Kibę - albo to - głowa zwróciła się w stronę grupki nastolatek, które już przyglądały się nieznajomemu, jakby starając się go sobie przypomnieć.
    Wzdychając bezradnie, tłumiąc upokorzenie, mężczyzna złapał babski fatałaszek, i niewiele myśląc, schował za nim twarz.
    - Heh. Wyglądasz jak bandyta! - Ponownie odsłaniając doskonałą robotę najlepszych dentystów Japonii, Naruto zaciągnął Itachiego do jednej z klatek.
    Jednak ponieważ Uzumaki, jak to Uzumaki, miał problemy z ustaniem w jednym miejscu dłużej niż pięć minut, czarnowłosy był przeciągany z miejsca na miejsce. Przynajmniej do momentu, gdy natrafili na klatkę z lisami.
    - STÓJ! - przytrzymując rękę idącego czarnowłosego, zatrzymał go w miejscu.
    - Patrz. - Niemal z nabożeństwem, blondyn zwrócił oczy w stronę małego, słodkiego fenka. - Śliczny.
    Oczy Itachiego były jednak skupione na widoku całkowicie innym, aniżeli lisy, które bawiły się, lub spokojnie leżały w klatce. Dużo bardziej angażował się w obserwowanie, jak światło odbija się od rozpromienionych tęczówek w kolorze akwamarynu, z refleksami szafirowego poblasku.
    - Tak, śliczny. - Mruknął, nie przerywając czynności.
    Kyuu tymczasem westchnął cicho, przejęty losem swoich prawie-braci. On przynajmniej mógł pozwiedzać świat, a za 'klatkę' robiło u niego około 160. centymetrowe ciało. Do tego miał kanapę, telewizor, lodówkę, PSP, dywan, ciuchy na zmianę, lakier do paznokci, szczotkę do furta...i wiele innych wynalazków, czyniących jego egzystencję dużo znośniejszą.
    - Wiesz, co to? - zapytało blond-tornado radośnie, prawie pewne, że Itachi, jako Uchiha, będzie wiedział. W końcu kiedy był tu z Sasuke, pomimo bardzo młodego wieku, tamten odpowiadał mu niemal automatycznie, wiedzą czysto książkową. To było naprawdę smutne, kiedy dziesięciolatek, na pytanie drugiego dziesięciolatka w ZOO, na pytanie 'Wiesz, co to?' odpowiadał:  ' Fenek, lis pustynny, dokładnie ssak łożyskowy z rodziny psowatych. Z rzędu drapieżnych. Przeciętna waga waha się w granicach 25-28 gramów, około 10 centymetrów długości, żyją średnio 12-14 lat...'. Dopiero z czasem Naruto nauczył go, że na to pytanie wystarczy odpowiedź 'fenek' i że dużo zabawniej jest poobserwować jego zmagania, kiedy próbował przecisnąć się pomiędzy innymi do jedzenia, aniżeli cytować książkę.
    Jednak ku jego zaskoczeniu, Uchiha zarumienił się delikatnie. Po raz pierwszy zdarzyło mu się skompromitować i wykazać niewiedzą. To było dziwne uczucie.
                                                
     - To fenek! - Uzumaki roześmiał się perliście, rozbawiony tym, że członek klanu geniuszy może nie wiedzieć czegoś, o czym on wie.
    Itachi również się uśmiechnął. Wpatrywali się w siebie przez chwilę, po czym nie mówiąc niczego, jakby ciągnięci do siebie za niewidzialne nitki, zaczęli się do siebie zbliżać. Chustka sama spadła z twarzy Itachiego, jakby wiedziała, co ma się za chwilę wydarzyć. Już prawie ich usta się zetknęły, gdy... Naruto się odsunął.
    - Ano... - zażenowany przestąpił z nogi na nogę
    To było naprawdę, naprawdę...Czemu na to nie pozwolił?
    Itachi skinął głową, jakby chciał powiedzieć, że rozumie, choć widocznie nie rozumiał. W końcu wydawało mu się, że blondynek tego chce...Więc co się stało?
     Uzumaki również nie czuł się zbyt komfortowo, zostawiając sprawę niedopowiedzianą. To nie było w jego naturze.
    - Niedaleko jest park, może się przejdziemy? - Rozważając, czy powiedzieć gwiazdorowi wszystko, Naruto skinął jedynie głową.
    Kiedy już wyszli z ZOO i znaleźli się na jednej z wypielęgnowanych scieżek, Naruto postanowił wylać z siebie to, co go trapiło. Był pewny, że może liczyć na zrozumienie.
    Jednak zanim zdołał otworzyć usta, Itachi go ubiegł.
    - Wiesz...To pierwszy dzień, odkąd przyjechałem, kiedy mogę się w pełni odprężyć. - uśmiechnął się lekko, widząc pyszniącą się przed nimi zieleń. Ostatnio widywał głównie beton, marmur i asfalt.
    - Jak to?    
    Po raz nie wiadomo który tego dnia, zapadła cisza, pośród której było jedynie słychać kroki.
    - Wiesz, że Sasuke się...zmienił, prawda? - Jak głos Itachiego załamał się lekko przy tym imieniu, tak blondyn drgnął. Czy do końca życia Drań będzie kojarzył mu się ze sceną w łazience, w której zresztą brał niejako udział?
    - Taa... - niepewny, postanowił poczekać na rozwinięcie tematu
    - Czuję się winny, wiesz? - to nagłe zwierzenie zdziwiło obu z nich - Wyjechałem, żeby uciec od tyranii i manii kontroli mojego ojca i skupiając się egocentrycznie na własnych potrzebach, zostawiłem Sasuke i matkę. Nie było mnie trzy lata, a on...- W hebanowych oczach błysnęła nienawiść, pod której wpływem Naruto aż się wzdrygnął. Pierwszy raz widział tę emocję u Itachiego.
    - Wiesz...Kiedy byłem przyjacielem Sasuke...Nienawidziłem Cię. Nie znałem Cię, ale wiedziałem, że... - nagle Uzumaki ucichł
    - Że?
    - Chciałem Twojej śmierci. - Ton tej wypowiedzi był niemal przepraszający, nie zmniejszyło to jednak dziwnego ukłucia po lewej stronie, jakie poczuł Uchiha. - Może nie całkiem, ale chciałem, żebyś cierpiał. Widziałem, jak się męczy, jak stara się obojętnieć na dźwięk twojego imienia. ale nie wychodziło mu to. Cierpiał, żyjąc w Twoim cieniu. Nawet rozmawiając ze MNĄ, choć zdradził się może raz, czy dwa. - nagle dodał, jakby starał się usprawiedliwić - Ale odkąd Cię poznałem...Już Cię nie nienawidzę.
    Itachi skinął głową, lekko wyginając kąciki ust w górę.
    - Rozumiem.
    Naruto tymczasem coś sobie przypomniał. Coś z wcześniejszego monologu rozmówcy.
    - On?    
    - Fugaku Uchiha. - Pomimo, iż wypowiadał imię swojego ojca, nie potrafił powstrzymać obrzydzenia, którym go te dwa słowa napawały. Widząc, że Naruto pozwala mu kontynuować, zrobił to. - Kiedy mnie nie było, ten skurwysyn przeniósł swoje ambicje na Sasuke. O ile wcześniej starał się tresować mnie, o tyle, kiedy miałem tego dość, ze zdwojoną namiętnością zaczął przewracać do góry nogami życie ototo. Przez te cholerne trzy lata doprowadził do tego, że matka lęka się własnego cienia, czy też raczej powinienem rzec, jego cienia. Kontroluje każdy jej ruch, kuso, każdą jej MYŚL! Doszło do tego, że kiedy powie coś, jej zdaniem, niewłaściwego, rozgląda się, jakby oczekiwała, że ojciec wyłoni się zza roga i ją ukarze...
    Niepewnie, starając się go pocieszyć, niebieskooki złapał ponownie jego dłoń, w swoją, splatając ich palce - ot, zwykły przyjacielski, pokrzepiający gest.
    - Z małym braciszkiem jest jeszcze gorzej. - długowłosy przymknął oczy, wzdychając ciężko - Znalazłem go dzisiaj rano z pociętą ręką...
    Naruto poczuł, że brakuje mu powietrza i przysiadł na pierwszej z brzegu ławce. Czy to możliwe, żeby Drań...
    - Sasuke...On... - To nie chciało mu przejść przez gardło, pomijając fakt, że zwyczajnie nie pasowało do tego dumnego Uchihy jakiego znał. - Czy on...się tnie?
    Długowłosy przyglądał mu się chwilę zszokowany samym pomysłem.
    - Nie, nie. Skąd. Po prostu rozwalił lustro pięścią. - Dwudziestotrzylatek nawet nie wiedział, jak ucieszył swojego rozmówcę.
    - Tak, to bardziej pasuje do Teme. - Niebieskooki uśmiechnął się niepewnie, przypominając sobie czasy, kiedy 'Teme' nie było niczym obraźliwym, tak samo zresztą jak 'Dobe'. Wskazywało raczej na przywiązanie i prawdziwą więź.
    Cholera by to. On też czuł się winny. Tak jak Itachi, zostawił Drania samego, podczas gdy ten był atakowany ideami swojego ojca i nie miał już żadnej innej ideologii, którą mógłby przeciwstawić tą narzucaną mu przez Fugaku. Kuso...
    - Teme? Myślałem, że mimo wszystko byliście przyjaciółmi. - W oczach, które były tak podobne do tych, które znał już od dzieciństwa, błysnęło coś na kształt...podejrzliwości?
    Roześmiał się trochę zbity z tropu.
    - No tak...Mówiłem do niego 'Teme', bo cokolwiek mówił, zawsze mnie obrażał. Nawet, kiedy robił coś miłego. Na początku strasznie mnie tym irytował, - Zachichotał, przypominając sobie wkurzonego dzieciaka, którego to inteligencję po raz pierwszy ktoś porównał do ameby. Może i wziąłby to wtedy za komplement, gdyby nie ten pełen wyższości uśmieszek. - ale z czasem przywykłem i w jego ustach 'Dobe' nie było już niczym obraźliwym. Nie zmienia to faktu, że był z tym obrażaniem mnie bardzo kreatywny. 'Dobe', 'Usuratonkachi', 'Baka' i wiele innych...Ja nie byłem tak pomysłowy, więc ograniczałem się do słabego 'Teme'...
    Gdzieś w oddali zegar wybił godzinę dwudziestą.
    - Wracając. - głos Itachiego rozbrzmiał w powoli pustoszejącym parku, jak wystrzał kuli armatniej - Znalazłem go z głową na łóżku, klęczącego na podłodze, śpiącego, z pociętą ręką. Czuć od niego było trawą i sake. Opatrzyłem go, zaniosłem do łóżka, a rano pokłóciliśmy się...Gdyby nie interwencja matki nie wiem, co by się stało. - Wbił wzrok w podłogę, najwyraźniej miał kłopoty z wypowiedzeniem następnego zdania. - On mnie nienawidzi. Może za to, że wcześniej, zgodnie z radą ojca traktowałem go, jak kogoś nie dość dobrego. To miało go zmotywować do stania się - kolejny pełen obrzydzenia grymas - doskonałym Uchihą. Może to dlatego, że wyjechałem. Może w ogóle nie nienawidzi mnie za samego siebie, może, jak mnie, przerosło go to, co stało się z matką. A on...On musiał to obserwować.
    - Morze jest długie, szerokie i głębokie. - Naruto nagle poderwał się z ławki, a na jego twarzy pojawił się wyraz determinacji i przekonania, że nie może mu się nie udać. - Mniej filo..fizolo...gadania, więcej działania! - wyrzucił ręce w górę
    - Czy ty się kiedykolwiek męczysz? - zapytał zaskoczony Itachi, który sam od rozmowy z Madarą popadł w dekadencki nastrój
    - Rzadko. 
    I więcej ciszy.
    - Wiesz...Otworzyłeś się przede mną...Myślę, że też powinienem ci coś wyjaśnić. - Szczery lazur wbił się swoją głębią w czarnowłosego i przewiercał go na wskroś. Nie to, że ja nie chciałem...Tylko...- z pełnym zrezygnowania westchnięciem rozpiął zamek swojej bluzy - To... - Tylko przez własne zażenowanie nie spostrzegł, że twarz Uchihy nabrała gniewnego wyrazu, by po chwili posmutnieć.
    - Niech zgadnę, Sasuke, tak? - Widząc ponownie purpurę, zdobiącą i tak już opalone oblicze, długowłosy zdobył potwierdzenie, że trafił w dziesiątkę i po raz pierwszy spostrzegł, że wolałby się mylić. Mógł konkurować z każdym, ale nie z ototo...
    Jak widać ten owoc z Rajskiego Ogrodu, jest dla niego zakazany...Szkoda...Chociaż może...
    Kyuu tymczasem rozglądał się po swoim pokoju, gdzie znajdowało się pełno pamiątek, zdjęć, a nawet pierwszy bilet z kina, kiedy wyciągnął Drania na jakąś komedię, gdzie komentarze jedenastoletniego Uchihy w stylu 'Jest fizycznie niemożliwe, aby kobieta miała tak wielki biust', były niekiedy zabawniejsze, aniżeli sama fabuła. Jeden z pomalowanych pazurków przebiegł z namaszczeniem po bladej twarzy, znajdującej się na jednej z fotografii.
    - Yhm...- Po chwili, kiedy zbierał się na odwagę, w końcu udało mu się przerwać tamę i opowiedział wszystko. Ze szczegółami. A neonowa czerwień jaka oblała jego twarz oświetlała powoli ciemniejący park.
    Kiedy skończył zaległa krępująca cisza.
    - Z tego co mówisz, ciągle mu na tobie zależy. - Itachi również wstał z ławki. - Nie dziwię mu się. Jesteś naprawdę wspaniałą osobą, Uzumaki Naruto. I tylko tobie może się udać ocalić mojego brata przed tym, w co, dzięki nam, wpadł.
    - Tak...Gdyby coś zaczęło między nami być... - urwał, niepewny tego, czy Itachi chce usłyszeć dalszy ciąg.
    - To mogłoby przekreślić jakąkolwiek szansę na poprawę kontaktów między mną, a nim...Wiem. - westchnął - Poza tym...- Nagle te same oczy, które przed chwilą zasnuwała mgiełka smutku, stały się bystre, jak u sokoła wypatrującego swojej ofiary. - Ze sposobu w jaki opowiadasz zarówno o nim, jak i o tym co się stało...Widać, że tobie też na nim zależy.
    Zawstydzony tak bezpośrednim osądem, blondyn zerwał listek z pobliskiego drzewa i zaczął się nim bawić, starając się ukryć zdenerwowanie.
    - Brakuje mi go, to prawda, ale...Nie wiem, czy to tak poważne, jak z jego strony, a nie chce go skrzywdzić i... - nagle zmienił całkowicie temat - Może masz rację? Jak myślisz, czy ucieszy się, jak przyjdę dziś na jego walkę?
    - Walkę? - o tym Itachi chyba nie wiedział
    - No tak. - Naruto poczuł się dumny z Drania, gdy mówił dalej - W końcu jest mistrzem. Jest znany jako...Hebi, czy jakoś tak...Tak. Wąż. To na pewno był wąż.
    Czy blondynowi się wydawało, czy Itachi zbladł.
    - Kurwa! - Drżącą ze zdenerwowania ręką, Łasic wyjął swoją komórkę i zadzwonił do Peina. Odebrał po trzech sygnałach.
    - Ale masz wyczucie stary. - rozmówca chyba nie był ucieszony - Właśnie udało mi się przekonać Konan, żeby na dzisiejszą noc zrezygnowała z bólu głowy...
    - Sasuke to Hebi. - głos wibrował niepokojem, wręcz strachem.
    - Kurwa.
    - Tak, też tak myślę.
    - Gdzie jesteś?
    -  Park obok ZOO.
    - Wiem gdzie to, będę za 5 minut.
    - Co się stało? - zaskoczony Uzumaki nie bardzo wiedział, co się dzieje
    - Muszę iść.
    Jednak blondyn, kiedy chciał się czegoś dowiedzieć, potrafił być uparty. Tak więc złapał się Itachiego i nie puszczał, aż nie usłyszał całej historii dotyczącej 'polowania na Hebi'
    - CO TAK STOIMY! CHODŹMY! SASUKE NAS POTRZEBUJE! - Naruto puścił się biegiem
    - Nie w tę stronę!
    Onieśmielony przez swoją gafę, niebieskooki podreptał potulnie za starszym kolegą.

    ***************************************

    C D N

     ***************************************

     Wybaczcie, że dopiero w poniedziałek, jednak brat wrócił z Holandii, naprawiał swojego kompa i przyczepił się do mojego. Mam nadzieję, że długość, jak i jakość rozdziału was zadowoliła.

22 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dzięki... i czekamy na następne... o DSS też nie zapominaj...

jusoks pisze...

Super:DBardzo sie ciesze że dodałaś nową notkę:D
A nagłówek jest cudo :D

Anonimowy pisze...

Oficjalnie i nieoficjalnie dziękuję za dedykację;* Strasznie się cieszę i nie wiem jeszcze czy bardziej z tego czy z rozdziału. musiałam sobie dokładnie przemyśleć co chcę napisać, bo na początku po prostu rozpływałam się nad tym co mi się podoba i nie wiedziałam od czego zacząć. Doszłam do wniosku prostego - nie wiem. Wszystko mi się podoba, szczerze. Uh. Cały czas (czyli już kilka godzin) chodzi mi po głowie wizja Sasuke jako Hebi... Maaatkoo! A żeby Naru poskręcało z wrażenia jak go zobaczy! xD Czekam, czekam i jeszcze raz czekam na nowy rozdział. Ale będzie się dzało!:3 A martwiłam się, że Itachi będzie... nieważne. Podoba mi się to jego podejście do Sasuke, chociaż tego pewnie by krew zalała gdyby wiedział choć połowę... ^w^ Anemic

Midori pisze...

Jejku cieszę się,że już jest nowa notka! Nie wypadłaś z wprawy jest wręcz bajecznie! Hm... Naru mi do Ita nie pasuje.. Hah dlatego dobrze,że nie dał mu sie pocałować :D czekam na newsa

shadowstar pisze...

Mnie zadowoliła w 100%. Zarówno długość jak i jakość zasługują na uznanie.

A tak właściwie... Nareszcie się doczekałam!!! Strasznie nie lubię jak bohaterowie prowadzą równolegle śledztwa kiedy rozmawiając się mogliby rozwiązać sprawę z miejsca... :(

shadowstar

Strasznie mi się ta historia podoba. Zwłaszcza postać Sasuke. Genialna. No, i oczywiście Itaś

Anonimowy pisze...

Huh, wzieło mi się ostatnio na oznajmianie ludziom, że czytam ich blogi^^ Uwielbiam twoje opowiadanie, choć za sasunaru nie przepadam.... Wręcz nie znosze tej pary.. Jednak charakter jaki nadałaś dwóm braciom Uchiha jest zajeb*styxD Uch.. Jedyne co mnie denerwuje to spóźniające sie notki... Rozumiem brak czasu jednak miło by było gdybyś dawała jakieś krutkie zawiadomienie, że sie spuźnisz.. TAk czytelnik odnosi wrażenie że jest... nie ważny. Nie będe Ci mówić, żebyś sie trzymała terminów skoro sama tego nie robie ale za takie zawiadomienie byłabym wdzięczna :) Pozdrawiam..
Fallen Uchiha angeL

Anonimowy pisze...

Raaaany!!! Zakochałam się w twoim opowiadaniu normalnie!!! Jest świetne, boskie, cudowne iii ... jakbym miała wymienić wszystko, to zbrakłoby mi epitetów! Proszę pisz szybko następną część, bo jak widzę ostatnio niewiele się tu działo ...;p Miałabym także prośbę, mianowicie, powiadamiałabyś mnie o nowych notkach? Byłabym bardzo wdźęczna ;*** Moje gg:13536872 lub blog: znienawidz-pokochaj-uwiedz-rozkochaj-sasunaru.blog.onet.pl
Czekam z niecierpliwością na next!!!
Pozdrawiam Ejżja.

Anonimowy pisze...

No ej... mamy już koniec maja... znowu tak długo mamy czekać teges tamteges...

Anonimowy pisze...

TO znowu ja... już koniec czerwca się zbliża...

N pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
N pisze...

Miałąm zgłaszać kolejne notki, tak więc wrzucam tutaj mały spam o powrocie i nowej notce na slonce-mego-nieba.blog.onet.pl Oczywiście biorę się również za czytanie opowiadań, które po prostu czekały na mnie dwa semestry xD Dołączę oczywiście osobny komentarz ;)

N pisze...

szczerze nie przeczytałam poprzednich rozdziałów i żałuję, bo poprzednio musiało się dziać ostatnio. Zwłaszcza ta malinka xD. No i muszę się dowiedzieć co to za walka. Ogólnie wygląda ciekawie, tylko jakoś nawalam z obeznaniem fabuły. Jednakże cieszę się, że nie ma za dużo nawiązań do form chibi. Pozdrawiam ;)

Billy B-Joe pisze...

Dzień dobry.
Wielbię Cię za to, że zechciałas porzucić schemat trzech narratorów. Czytać trzy razy o tym samym to jakby jechać trzy razy ta samą kolejką w wesołym miasteczku, tylko za każdm razem w innym miejscu. Niby frajda za każdym razem, ale później robi się nudno.
Dlatego kłaniam się do nóżek za to, że coś się DZIEJE!
Ta scena z fenkiem była, słodka, wiesz? Po prostu. Czytając wcześniejsze części na blogu na onecie, naszła mnie ochota, by rzucić to w cholerę. Sasuke był taki wkurzający...
za to uwielbim twojego Itachiego. Za bycie gwiazdą rocka, za jego zemstę na ojcu, za podejście do Naruto...
co ja jeszcze mogę powiedzieć?
Że Hidan podnosi mi ciśnenie. Sam z siebie.
I że chibi to ja się jeszcze nie spotkałam. O co tu kaman?To coś jak demon, który jest całkowicie nieaktywny? Ni panimajesz...
Dodam jeszcze, że liczę na kolejną część oby jak najszybciej.
I, jeżeli znajdziesz czas, przeczytaj i wysmaruj komentarz, tak ładnie Cię proszę... na billiam.blog.onet.pl Dopiero zaczynam się w to bawić na szerszą skalę i zależy mi na opniach osób, które już w tym trochę siedzą
Pozdrawiam,
Billy

Anonimowy pisze...

Od Śnieżna Autorka:
Wreszcie dodałam u siebie notkę ^^
Tym razem SasuGaara.
susanooo.blog.onet.pl

N pisze...

Nowa notka u mnie. Ale Ty chyba nigdzie już nie zaglądasz >.<

Anonimowy pisze...

niedawno zaczęłam czytać twojego bloga i mam nadzieję, że napiszesz coś jeszcze na tym blogu...

Anonimowy pisze...

Czemu nie ma nic dalej? Ja chcę więcej! :c

Anonimowy pisze...

Hej,
kochana Ty żyjesz? od tak dawna nic nowego tutaj nie umieściłaś :( , a ja tęsknię bardzo za Twoimi opowiadaniami.... także czekam na DSS....
Pozdrawiam serdecznie Basia

Natsumi Pungo pisze...

No i gdzie się podziewasz? to już 3 lata! Chciałabym poznać resztę historii, bo jest bardzo ciekawa... Proszę wracaj!

Anonimowy pisze...

Powracasz do nas??
Długo Cię nie było! Strasznie długo!
Proszę Cię wracaj!

Anonimowy pisze...

Gdzie ty jesteś? Żyjesz tam jeszcze? To już prawie 4 lata!! :(

Anonimowy pisze...

Zapraszam :)


www.sasunaru-two-by-rebelos.blog.onet.pl