Zawitało

wtorek, 28 września 2010

12. Zemsta ( 1/2)




 Wyjaśnienia:

 1. Karin pracuje dla Oro, bo to sprytny Gad. Po co ma jej pozwolić płacić sobie pieniędzmi, skoro może ją upokorzyć i przy okazji patrzeć, jak odwala brudną robotę w JEGO miejscówie?  Orochimaru NIGDY nie przyjmuje od klientów pieniędzy za WIĘKSZY towar. Jest inteligentny. Za mały pozwala sobie płacić, a kiedy widzi, że ma delikwenta w garści, po prostu go od siebie uzależnia...Nie mówiąc o tym, że Karin ma tajemnicę, o której Oro wie, a która może ją zniszczyć.
Ale o tym przekonacie się w późniejszych częściach

    2. Niektórych dziwił brak reakcji Naruto. A ja wam przypominam: To był part SASUKE, dziś jest part Itachiego, a potem będzie part Naruto....itd
    W parcie Sasuke są reakcje JEGO i JEGO ziomków. Powierzchownie może być opisana reakcja Naru...Ale gdybym miała ją opisać w poprzedniej części, to zrobiłby się part Uzumakiego ;p

    Dedykowane wszystkim, którzy ciągle chcą to czytać.


    Jeśli ktoś jeszcze czeka...
               

             12. Zemsta (1/2)
   
     Automatyczne drzwi wysokiego chyba na 20 pięter wieżowca zamknęły się przy akompaniamencie cichego syku klimatyzacji.
    Właśnie skończyła się kolejna sesja zdjęciowa dla jakiegoś czasopisma, która odbyła się zaraz po jakimś wywiadzie, który miał miejsce zaraz po obiedzie z jakimiś tam zleceniodawcami, którzy chcieli, aby tak znana, znakomita i ' bla, bla, bla' grupa, jak Akatsuki, zagrała...gdzieśtam.
    O ile zawsze przyjmował to z dystansem, o tyle dziś Itachi Uchiha nie miał do tego głowy i z ulgą przyjął, kiedy wsiedli do limuzyny, odprowadzani przez radosne wrzaski ubranej w komplet od Calvin'a Klein'a blondynki. Te baby...Nigdy się nie zmienią. Gdzie tu profesjonalizm?
     Jak to gdzie? Pewnie pod tą spódnicą długości chusteczki do nosa. Tachi prychnął na wpół rozdrażniony, na wpół rozbawiony. Głupota kobiet i ich infantylizm w wielu sprawach, takich jak spotkanie kogoś znanego, nigdy nie przestanie go zadziwiać.
    Pewnie dlatego wolał facetów. Choćby taki Naruto...Zaraz! Uzumaki to tylko kumpel...
    Jego chibi alter ego przewróciło tylko oczami, przekrzywiając przy tym łebek jakby chciało zapytać ' W kulki sobie lecisz? '
     Jasne, jasne. Kumpel...Z fajnym tyłkiem.
    Nieprawda! To tylko głupie insynuacje tego futrzaka...
    Ślepka też ma całkiem urocze, co nie?
    Gdyby tak tylko mógł mu przyłożyć w ten koci łeb....
    Nie zapominajmy o złotych włosach, przypominających...
    No niechże już się zamknie!
     Nie możesz mnie oszukać, kochanieńki! Tachi wie wszystko, co siedzi w tej twojej porąbanej głowie! Sierściuch wyszczerzył się radośnie, przybierając przy tym minę pod tytułem 'wcielona niewinność'.
    Tymczasem jego zewnętrzna powłoka westchnęła cierpiętniczo, marząc, aby być samemu. Musiał pomyśleć, a ten potwór mu przeszkadzał.
    Oczy chibi-Uchihy otworzyły się szeroko, łzy zaszkliły wielkie, czarne ślepka, a łapka z pomalowanymi na wrzosowo paznokciami wylądowała w geście czystego szoku na sercu, czy też tym obszarze na klatce piersiowej, gdzie takowe powinno się znajdować. Bo czy wyimaginowana postać może posiadać serce?
    I TY, Brudasie...Yyy...Brutusie? Chcesz mnie wyrzucić, pozbawić domu, nie troszcząc się o mój dalszy los? Nie tęskniłbyś? Otworzył oczy jeszcze szerzej, po czym zamrugał kokieteryjnie. A ja bym za Tobą tęsknił! Nie potrafię żyć bez Ciebie...Dosłownie. Ty beze mnie też stracisz wiele na wartości, Sreberko! Jesteśmy jak yin i yang, jak dzień i noc, jak Abot i Costello, jak Romeo i Julia, jak... Zmęczony szukaniem porównań przetarł wierzchem łapki czoło. W każdym razie wiesz, o co mi chodzi...Zaraz! Uważasz mnie też za potwora? Ohhh...Okrutny losie! Nie chce już żyć! Nie mam po co...Choć z drugiej strony chciałbym poznać chibi ja tego Twojego Naruto...Może się polubimy?
    Nie.
    Ohh, Itaaa! Nie daj się prosić!
    Nie.
    Tachi złożył łapki jakby do modlitwy. Nooo...
     Nie.
    Ale...
    Nie.
    Nie dajesz mi się wypowiedzieć...
    Nie.
    A gdzie demokracja?!
    Zaraz...Czy on się kłóci z...Samym sobą?
    Bingo, Skarbie! Jak widzisz nie ma to sensu. Zgódź się ze mną i...
    Nie. A jeszcze słowo, zacznę się spotykać z Sakurą, tą koleżanką mojego brata, która...
    Już będę grzeczny...Y.Y
    Dobry futrzak.
    - ...ACHI! Naruto na dwunastej! - tuż przed twarzą Łasica pojawiła się wypielęgnowana dłoń - GEEZ! On nie reaguje! Mówię o jego chłoptasiu, a on nie reaguje... - Uchiha westchnął cierpiętniczo w duchu. Ledwo uciszył jednego wrzaskuna, a już pojawił się kolejny, który odbierał mu wymarzoną ciszę. Może jeśli go zignoruje...
    - Itaaachiii! - ręka zniknęła sprzed jego oczu, zaciskając się po obu stronach na ramionach czarnookiego
    Tylko spokojnie, znudzi mu się i...
    Kogo chcesz oszukać, Sreberko? No tak, tego mu jeszcze brakowało, aby i druga zmora wróciła do uprzykrzania mu życia. Komu, jak komu, ale Hidanowi gadanie nigdy się nie znudzi.
    I kto to mówi...
    Mówiłem Ci już dziś, że ranisz moje łaknące ciepła serce?
    Nie masz serca.
    A skąd wiesz?
    Bo jesteś tylko chorą projekcją mojego porąbanego mózgu.
    Hn! Jestem urażony!
    Jakby mnie to obchodziło.
    - Itachi! - poczuł jak siła czyichś ramion wyrywa go do przodu, to do tyłu i z powrotem...
    - Zrób to jeszcze raz, a skończysz marnie. - mruknął patrząc w fioletowe soczewki kolegi z bandu.
    W tle rozległ się zduszony chichot, jednak zanim zdążył odnaleźć winowajcę, jego uwaga ponownie została zajęta przez szarowłosego.
    Mianowicie osobnik znany pod pseudonimem Jashin prawie wczołgał mu się na kolana, a jego twarz, która skromnym zdaniem Uchihy, choć przystojna, miała głupkowaty, nieskażony żadną myślą wyraz, znalazła się zdecydowanie za blisko.
    Nie no, naprawdę. Czy on chciał tak wiele? Zaledwie parę minut, godzin, może nawet dni spokoju. Nienaruszonego niczyją, hałaśliwą obecnością.
  Starając się zapomnieć o spoczywającym na nim ciężarze szarowłosego i facjacie tak bliskiej zderzenia z jego własną, odwrócił głowę w stronę okna. W końcu jeśli czegoś nie widzisz, to tego nie ma, czyż nie?
    A powietrze? Prawie warknął, kiedy po dwudziestu sekundach dało o sobie znać kolejne jego nemezis.
    Nie wymądrzaj się. Wiesz doskonale o co chodziło.
    Wiem, nie wiem. Nieistotne. Chcę tylko porozmawiać. Ostatnio mnie ignorujesz, a ja czuję się samotny...
    Czy możesz się zamknąć? Myślę.
    Nie bądź takiii. Tachi złożył łapki jak do modlitwy, a jego oczy zwiększyły trzykrotnie swoją średnicę, szkląc się po raz wtóry. Bo pomyślę, że mnie nie kochasz...
    Czytasz we mnie, jak w otwartej książce.
    Dlaczego musisz być taki okrutny?
    Bo...Zaraz! Znowu zaczynam gadać sam ze sobą! Ehh. Chyba zwariowałem...
    Ostre ząbki wyszczerzyły się radośnie, a uszka zatańczyły przy gwałtownym ruchu łebka. Góra-dów, góra-dół, góra-dół.
    Ty to powiedziałeś...
    Jednak o ile potrafił odciąć się od grupy histeryków, których marzeniem było wpakować mu się do łóżka, a najlepiej do życia, zwanych z braku bardziej odpowiedniej nazwy fanami, o tyle dwie największe zmory jego życia nie dały się ignorować.
    Zanim zdążył wrócić do tego pozbawionego sensu dialogu z samym sobą, czyli de facto monologu, rzeczywistość w postaci hałaśliwego szarowłosego postanowiła ponownie dać o sobie znać.
    - Nie! Ignoruj! Mnieee! - w ciasnej limuzynie rozległ się bliżej niezidentyfikowany dźwięk
    Coś pomiędzy pełnym desperacji jękiem, a piskiem wydanym przez Jashina.
    Jeśli czegoś nie widzisz to tego nie ma...
    Itachi wiedział, że albo go zignoruje, albo zabije za molestowanie jego przestrzeni osobistej. A przecież ten zboczony cudak był niezbędny do utrzymania jego kapeli w dobrej kondycji.
    - I-TA-CHI! No! - coraz bardziej zawodził - MNIE! SIĘ! NIE! IGNORUJE!
    Nieświadomy tego, jak to wygląda...A może świadomy i mający to gdzieś? Tego sam czarnowłosy nie wiedział. Jakkolwiek niezaprzeczalną prawdą było to, że ich porąbany gitarzysta siedział na nim już teraz całkowicie okrakiem i podskakiwał jakby był nafaszerowany środkami pobudzającymi, jednocześnie szarpiąc go za ramiona.
    W tej krępującej chwili, powinien skupić się tylko na tym głąbie. Jednak bycie geniuszem ma to do siebie, że niestety widzi się i myśli więcej, niż przeciętny człowiek.
    Tak więc podczas gdy Hidan kopał sobie grób, Mangekyou myślał o kilku z pozoru nieistotnych sprawach.
    Między innymi że jest niesamowicie szczęśliwy z faktu, że w limuzynie zamontowana była 'ścianka' oddzielająca siedzenia VIP na których się znajdowali od kierowcy. Inaczej ich tymczasowy szofer najprawdopodobniej sprzedałby chętnie jakiemuś brukowcowi informację o rzekomym romansie w ich zespole. Co prawda jeden był, jednak ani Deidara, ani Sasori nie kryli się ze swoją zażyłością.
    Spojrzał odruchowo w stronę najbardziej wybuchowej pary jaką znał, jednak jedynym co było dane mu zobaczyć, były ufarbowane na srebrno-szaro włosy wpychające mu się do oczu i wkurzająco wyszczerzona gęba Jashina
    - Jeśli chcesz się w przyszłości doczekać potomstwa to lepiej ze mnie złaź. - Atmosfera dzisiejszego dnia, jak i zbliżające się załamanie nerwowe robiły swoje, wplatając w jego zwykle spokojny głos irytację i zniecierpliwienie.
    - Już mnie nie lubiiisz?!
    Przed spełnieniem kuszących w jego wyobraźni wizji zabójstwa Hidana, na które składał się szeroki wachlarz propozycji (od trywialnego uduszenia, po wyrzucenie drzwiami limuzyny), uratował go najlepszy przyjaciel i manager 'Akatsuki' zarazem.
    - Gdybyś nie był na to za głupi, pomyślałbym, że jesteś masochistą. - Prychając, niezbyt delikatnie ściągnął kolegę z zespołu ze swojego krewnego.
    - Ejjj...Rozszarpiesz mi koszul...- w środku zdania Hidanowi przerwał wybuch głośnego, szczerego śmiechu.
    Źródłem owego odgłosu okazał się być nikt inny, jak najbardziej dziewczęcy członek ich zespołu, alias Deidara, który po prostu zwinął się w kulkę i wył ze śmiechu, ignorując próbującego go uciszyć rudego.    
    - Ciii...Spokojnie, Dei. - Akasuna, który, jak Itachi, był wyznawcą religii 'Świat mnie wkurwia zawracaniem dupy, a ja chcę przecież tylko spokoju' , nieudolnie starał się uciszyć swojego 'Ptaszka'
    Jednak, jak zwykle zresztą, blondyn zdawał się mieć go w poważaniu. Może i byli parą, ale decyzje Deidary były święte, a gdyby Sasori odważył się sprzeciwić, wisiała nad nim groźba zaprzyjaźnienia się bliżej z własną ręką na pewien czas.
    - Ale to jest śmieszne. - Artysta ciągle rozbawiony ledwo wykrztusił z siebie te słowa
    - Co niby jest śmieszne, Barbi? - Hidan postanowił chwilowo odczepić się od Itachiego, aby zachować status najbardziej wkurzającego osobnika w zespole
    Tymczasem dotychczas uśmiechnięte usta Deidary ściągnęły się wąską linię, ukazując wszem i wobec to, co za chwilę miało się stać.
    Zaalarmowany zaległą ciszą Tachi, profilaktycznie przykrył łapkami uszy.
    Oho...
    - BARBI? - zapominając, że znajduje się w zamkniętym , odbijającym dźwięk pomieszczeniu, blondyn wrzasnął ile sił w płucach i zerwał się z siedzenia - BARBI?!
    - Wyluzuj, skarbie. Przecież to komplement. - Teoria Madary o możliwym masochizmie ich kolegi, obecnie wydała się Itachiemu więcej, niż prawdziwa. - Długie włosy, dziewczęca figura, duże oczy...Nic, tylko pakować do pudełka.
    Nie minęło 10 sekund, kiedy Artysta spełnił wcześniejsze marzenie czarnowłosego i zacisnął swoje długie palce na szyi Hidana.
    - JA CI DAM BARBI, TY POMYŁKO GENETYCZNA!
    Dochodząc do wniosku, że może właśnie teraz jest jego szansa na chwilę wytchnienia, Mangekyou przymknął powieki i rozkoszował się tym, że nikt nic do niego nie mówi, a lubiący zadymy Tachi obserwował rozgrywającą się walkę Hidana o przeżycie.
    HEJ! Chce postawić na blondynkę! Przyjmuje ktoś zakłady? Zaraz...Przecież nie mam kasy...T.T Nieważne... =.='
    -  Dei! Uspokój się! - Rudzielec naprawdę musiał się zdenerwować, skoro podniósł głos
    Jednak trudno mu się dziwić, kiedy Jashin już prawie posiniał, a morderczy instynkt jego chłopaka ani odrobinę nie zmalał.
    - Już, chwila - wymamrotał Deidara - Tylko go zabiję.
    Madara szturchnął go w bok, dając jasno do zrozumienia, że on i Sasori nie dają rady uratować Hidana...
    I wtedy wybawienie dla szarowłosego przyszło samo. Mianowicie w głośniczku tuż nad ich głowami zacharczało, a po chwili odezwał się lekko znudzony, męski głos.
    - Dotarliśmy do parku.
    Sasori odetchnął z ulgą i otworzył drzwi, ponaglająco patrząc na Artystę.
    - Idziesz?
    No tak. Akasuna wspominał coś o tym, że on i Dei wybierają się na randkę oraz że chcą ' zdobyć nowe doświadczenia'...Ciekawe, czy zaliczał się do nich sex na zielonej trawce? Pewnie tak, w końcu nie od dziś było wiadomo, że ta dwójka w swojej obecności zachowywała się jak para królików.
    Blondyn przytaknął, zanim jednak opuścił wóz odwrócił się w stronę Hidana.
    - Tym razem ci się udało, ale następnym nie będę tak miły. - Po tych słowach znów stał się wcieleniem słodyczy i pobiegł za swoim seme.
    Hidan na chwilę zamilkł, starając się przywrócić swoim płucom zdolność do pobierania tlenu, więc Madara miał czas na rozmowę z krewnym.
    Tak przynajmniej myślał zanim w głośniczku znowu zaszumiało.
    - Dojechaliśmy do hotelu.
    Na te słowa szarowłosy zerwał się niemal natychmiast, a kiedy już po otwarciu drzwi zobaczył białą głowę, zaczął niemal biec w stronę hotelu, zagadując do grzecznie uśmiechniętego chłopaka.
    Kiedy limuzyna ponownie ruszyła z piskiem, Itachi i Madara roześmiali się zgodnie.
    Jasne było, że ich żyjący dotychczas zasadą 'wszystko co ma nogi i jest dość ładne może znaleźć się w moim łóżku' wpadł na całego. I obaj znali doskonale przyczynę tego pociągu ich kolegi w stronę niepozornego, miłego nastolatka.
    Powodem było to, że zdawał się on całkowicie nie dostrzegać faktu, iż ktoś taki, jak międzynarodowej sławy właściciel równie sławnej gitary Santai, w skrócie zwanej San, istnieje. Był poprawny i kulturalny, ani na chwilę nie przekraczał delikatnej, łatwej do zachwiania równowagi boy hotelowy - ważny gość.
    I ten właśnie fakt, że nie wpychał się mu do łóżka sprawił, że chłopak imieniem Kimimaro stał się głównym celem ich rozwiązłego kolegi. Zresztą nie tylko głównym, ale też jedynym. Sam Itachi widział wczoraj, jak Jashin dał kosza jakiejś dobrze wyposażonej niebieskowłosej...a kiedy zapytali go o powody stwierdził, że 'kiedy ma się konkretny cel, nie można się rozpraszać'. Czym zresztą ponownie wprawił ich w szok permanentny, gdyż nigdy dotąd nie wypowiedział tak mądrego zdania.
    Nadzieja, że może z Madarą, zajętym swoimi myślami, zatopi się w milczeniu znikła niemal natychmiast po tym, jak się pojawiła.
    - Poszli. - Czarne jak jego własne oczy wbiły się w niego, jakby nie pozwalały mu przerwać tematu.
    - Mhmm...
    Postanowił zaryzykować. W końcu Madara nie jest jakimś natrętem, ani też nie cierpi na nadmiar energii życiowej.
    - No i?
    Jak na złość, ich manager wlepił w niego ślepia, jakby oczekiwał od niego wyjaśnień...A przecież nie miał CZEGO mu wyjaśniać!
    - Poszli, czyli ich nie ma. - Zmęczony wokalista ponownie przymknął oczy, opierając głowę na miękkim oparciu, marząc, aby przyjaciel w jakiś tajemny, niewyjaśniony sposób wyparował i pozwolił mu w końcu poukładać myśli.
    Jednak odpowiedź, jak szło się zresztą domyślić, nie usatysfakcjonowała jego rozmówcy.
    - Ha, ha, ha. - Sarkazm zawarty w głosie przyjaciela jasno na to wskazywał. - Nie staraj się być zabawny, bo miernie ci idzie. Słuchaj. - Nagle Madara odwrócił się całkiem w jego stronę, a głos mężczyzny spoważniał. - Znam cię odkąd byłeś wkurzającym szczylem i widzę, że coś jest nie tak. - widząc po minie, że jego gwiazda planuje się wykręcić, dodał - Więc albo oszczędzisz mnie i sobie tej słabej gierki, albo spóźnię się na spotkanie z Mitarashi. A wiesz dobrze, że odbije się to i na mnie, i na tobie.
    Racja. Anko Mitarashi, dziennikarka, której hobby było zaprowadzanie swoich rozmówców w tak zwany kozi róg, słynęła z kontrowersyjnych pytań, ale także z braku cierpliwości. Kiedy więc ktoś ją zdenerwował, szukała 'brudów' o danym gościu, czy też w tym wypadku gościach, ze zdwojoną namiętnością. Koloryzowała przy tym pewne fakty tak, że nie można było jej tego udowodnić, przez co była jedną z najbardziej znanych i przy tym groźnych dziennikarek.
 - Ostatnio twierdziłeś, że po wywiadzie z Ebisu nie masz zamiaru więcej pokazywać się w Kyohaku.tv
    Madara prychnął, a Itachi wiedział, że tak jak i on przypomniał sobie ten tragiczny w skutkach wywiad dla telewizji azjatyckiej, gdzie niemal cała godzina tyczyła się ich życia erotycznego. Najgorzej wyszedł na tym właśnie ich manager, któremu przy oglądalności parunastu milionów widzów prowadzący zarzucił oziębłość seksualną, która przekładała się na jego despotyczne, jak to ujął, zachowanie wobec zespołu.
    A kiedy pozbawiony taktu dziennikarz ogłosił publicznie, że ogłasza konkurs telefoniczny i pierwsze 20 osób, które się dodzwoni, zostanie zaproszonych do studia, gdzie Madara wybierze sobie partnerkę do 'odreagowania stresu', a kto wie, może i na przyszłą żonę...
    Jedynym pocieszeniem był fakt, że ich prawnik załatwił im takie odszkodowanie za straty moralne, że telewizja chętnie poszła na ugodę, zgodnie z którą kwota odszkodowania zmniejszy się do dwunastu milionów yen...Jeśli wyrzucą ze stacji gadatliwego dziennikarza i załatwią mu wilczy bilet. Jak stwierdził Madara ' Jego upokorzenie jest znacznie lepszą rekompensatą, aniżeli jakiekolwiek pieniądze. '.
    - Tego debila już tam nie ma, a dodatkowej promocji nigdy za wiele...- kącik ust starszego z mężczyzny uniósł się lekko - Ale nie zmieniaj tematu i spowiadaj się.
    Widząc, że przyjaciel nie da mu zmienić tematu, ani nie  zapomni o kontynuowaniu obecnego, postanowił powiedzieć mu prawdę, czy też jej połowę.
    - Sasuke.
    Zaległa nieprzyjemna cisza, gdzie natłok pytań, niewypowiedzianych, ale tak jasnych, zdawał się młodszego Uchihę przytłaczać. Madara potrafił tak na ciebie spojrzeć, że czułeś irracjonalny, pozbawiony jakichkolwiek podstaw strach.
    - Hn. Znowu. Zawsze ilekroć popadasz w ten dekadencki nastrój, przyczyna jest jedna i ta sama. Nasz mały, niespełniony buntownik. - prychnął mężczyzna
    Czasem miał dość tych wyskoków młodszego syna Fugaku. Coraz częściej miał wrażenie, że mały wdał się w ojca, co bynajmniej komplementem nie było. On też lubił, kiedy uwaga świata skupiona była na nim. Miał tylko nadzieję, że koniec końców nie stanie się takim apodyktycznym dupkiem, jakim niewątpliwie był jego tatuś.
    Jednak tym razem nie było tak, jak wielokrotnie przed ich wyjazdem. Wtedy Itachi otwierał się jakoś łatwiej. co tylko motywowało go, aby dowiedzieć się o powody owego stanu. Jednak zanim zdążył coś dodać został zmierzony smutnym spojrzeniem, w którym kryła się...rezygnacja? Zmęczenie? Sam nie wiedział.
    - Madara...Chyba stało się to, czego się bałem. - To było naprawdę dziwne widzieć tego uśmiechniętego, pewnego siebie Itachiego w roli osoby otwarcie przyznającej się do swojej bezradności.
    Zamilkł. Wiedział, że w pewnym momencie trzeba pozwolić Itachiemu na zebranie się w sobie. Wystarczył jeden nieostrożny ruch, aby czarnowłosy znowu się zamknął, a ponowne otwarcie go będzie z pewnością czasochłonne...
    Jego znajomość natury Mangekyou okazała się być świetna i po paru minutach w panującej ciszy rozległ się jak wystrzał armatni,  głos dwudziestotrzylatka.
    - Nie uchroniłem go przed ojcem...a on go zniszczył. - Młody mężczyzna przykrył twarz rękoma - Ambicja ojca i próby Sasuke, aby stać się dla niego zauważalnym...On go teraz znienawidził...Widzę to. Co gorsza...- kolejna przerwa, jakby słowa nie chciały mu przejść przez gardło
    - Tak?
    - ...znienawidził też mnie. - Po tych słowach Itachi wybuchnął niemal histerycznym śmiechem. - Nie wiem co się stało, kiedy mnie nie było, ale myślę, że uciekając przed ojcem zrobiłem największą pomyłkę w życiu.
    Choć empatia nie była mu obca, a przynajmniej wiedział, teotetycznie, z czym się ona wiąże, jakoś nie potrafił teraz wymyślić na poczekaniu czegoś odkrywczego, nowego, co przyniosłoby nieco pocieszenia Itachiemu.
    - Sasuke ma zdrowy rozum - zamiast tego wybrał okrężną drogę, aby dodać mu otuchy - i potrafi chyba podejmować racjonalne decyzje. To nie jest już ten sam kilkuletni dzieciak, dla którego mogłeś być Aniołem Stróżem. Musisz zrozumieć, że on dorasta i musi się nauczyć ponosić odpowiedzialność za to, co robi. Nie możesz całe życie trzymać go pod kloszem. To, że jest taki słaby psychicznie to między innymi TWOJA zasługa...
    Jednak kiedy zobaczył złość w oczach towarzysza domyślił się, że przesadził.
    Mangekyou zdjął dłonie z twarzy i rzucił mu pełne wrogości spojrzenie.
    - Sugerujesz, że to, że prawie się zaćpał i pociął to MOJA wina? - warknął
    Wiedział, że przesadza. To była tylko rozwalona ręka, trawa, sake i tabletki nasenne, ale sam fakt, że jego mały Ototo, który kiedyś patrzył na niego, jak na bohatera, obecnie traktował jego obecność na tym świecie, jako największą złośliwość losu...Co z tego, że miał obecnie miliony fanów, skoro stracił tego, który coś dla niego znaczył?
    I wtedy dotarło do niego coś innego. Powiedział to na głos.
    - Sasuke...ćpa? - Czy mu się wydawało, czy w głosie Madary przebijał się szok
    - Nieważne. Ważne jest to, że ojciec mi zapłaci za to, co się stało z Ototo...Nawet, jeśli to częściowo moja wina, to i tak jego jest większa. I postaram się, żeby słono pożałował tego, że nie był lepszym ojcem...
    Coś w twarzy Itachiego pozwoliło domyślić się jego rozmówcy, że nie żartuje.
    - Chyba nie chcesz go...Zabić. - Choć wiedział, że Łasic by tego nie zrobił, była to pierwsza rzecz, która przyszła mu na myśl.
    Zaskoczenie, które odmalowało się na twarzy młodszego przyniosło mu ulgę, bo oznaczało to, że nie trafił.
    - Nie. - Ten beztroski ton, który powrócił do jego głosu, nie był najlepszym znakiem. - Zabiorę mu to, co kocha najbardziej.
    Madara pokiwał głową, kiedy plan przyjaciela zaczął do niego docierać.
    - Pieniądze?    
    - Nie tylko. Władzę też. I wierz mi, że nie zamierzam mieć jakichkolwiek skrupułów. On też ich nie miał. - Usta mimowolnie rozciągnęły mu się w błogim, leniwym uśmiechu.


     *************************************************

     C D N

    *************************************************

    W tym parcie miała być jeszcze rozmowa telefoniczna Naru-Ita(z Kibą w tle) i 'przyjacielski wypad' do zoo...Ale co się odwlecze, to nie uciecze.