Zawitało

wtorek, 28 kwietnia 2009

2 Podwójne życie Idealnego Uchihy

                                       2  Podwójne życie Idealnego Uchihy
   
    Przyspieszył kroku. Już widział cel. Jeszcze tylko pół metra...Zatrzasnął za sobą drzwi łazienki tak mocno, że prawie wyleciały z zawiasów.
     Z jednej strony uwielbiał być w centrum uwagi. Zdobywał nagrody w każdej możliwej dziedzinie. Był już mistrzem rozgrywek juniorów w boksie, zwycięzcą międzynarodowego konkursu wiedzy w przedziale wiekowym 15-20 lat, a także wygrał stypendium naukowe w swojej obecnej szkole, choć wcale nie było mu ono potrzebne, bo kasy miał jak lodu. Równie dobrze mógł po prostu się zapisać i tak dostać do wymarzonej szkoły.
    Ale przecież w tym wszystkim chodziło o wybicie się z tłumu, zademonstrowanie swojego talentu i ponadprzeciętnych umiejętności. Chciał żeby wszyscy zobaczyli, że to On, nie Itachi, jest tym przystojniejszym, mądrzejszym i bardziej utalentowanym bratem.
    I rzeczywiście. Ludzie zaczęli go wielbić, jak jakieś bóstwo, widząc w nim kogoś wyjątkowego. Powinien się cieszyć? Nie bardzo. Jedyna osoba, na której zdaniu mu zależało, dalej nie zauważała jego istnienia. To było irytujące, poniżające, ale przede wszystkim smutne. Bo jak miał się poczuć ważny, skoro czego by nie robił, ciągle był nikim w oczach Fugaku Uchihy?
    Jednak nigdy nie dał tego po sobie poznać. Nawet wtedy, gdy po powrocie z ringu z mistrzowskim pasem w dłoniach, zobaczył ojca omawiającego przez komórkę jakieś służbowe sprawy. Jak się okazało nie spojrzał na jego walkę, ani na moment, a kiedy wrócił, nawet mu nie pogratulował.
    Z zewnątrz nie obeszło go to specjalnie. Każdy obserwator stwierdziłby, że nie drgnęła mu nawet powieka, a zbuntowane, pełne wyższości spojrzenie chłodno lustrowało otoczenie, mówiąc wyraźnie ' nie próbujcie ze mną zadzierać '.
    Jednak wewnątrz trząsł się z bezsilnej wściekłości. Suke skulił się, podkurczył nogi i objął je rękami, położył uszy po sobie, a jego ogon miotał się nerwowo w te i z powrotem. Czuł się odrzucony i zapomniany. Widząc, że jego ojciec znowu wykręca jakiś numer, odchodząc na bok, zerwał się i powstrzymując łzy, pisnął cicho ' Kiedy mnie w końcu zauważysz?! ' patrząc, jak  znowu kieruje się w przeciwnym do niego kierunku.
    Jak na ironię osoby, których chciał się pozbyć, latały za nim jak muchy skuszone plastrem miodu. Niestety był nim właśnie on, a owady latające wokół niego miały na sobie kilogram tapety oraz różowe, jaskrawe, krótkie spódnice. Do tego wysokie obcasy i długie paznokcie.
    O tym ostatnim przekonał się na własnej skórze, kiedy jedna z tych 'ślicznotek', próbowała go zatrzymać i podrapała mu ręce prawie do krwi.
    Właśnie dlatego, między innymi, nienawidził atencji fanek. Swoją bezmózgą obecnością przyprawiały go jedynie o ból głowy. Poza tym męczyły młodego Uchihe piskami i skamleniem, kiedy po raz setny odrzucał zaloty jednej, czy też drugiej. Ale tolerował je, a przynajmniej większość z nich.
    Była jednak 'trójca', która wyjątkowo nie dawała mu żyć.
    Pierwsza z nich, Sakura Haruno, uwzięła się na niego jeszcze w gimnazjum, a z roku na rok jej zainteresowanie zmieniało się w obsesję. Zastanawiał się nawet, czy nie wnieść o sądowy zakaz zbliżania się i nie byłoby w tym żadnej przesady.
    Na początku było niegroźnie. Zaczepiała go pod szkołą, lub przynosiła do jego domu własnej roboty wypieki. Kiedy to nie przyniosło oczekiwanego przez nią efektu, było już tylko gorzej. Wydzwaniała po piętnaście razy dziennie, czekała pod bramą, kiedy wychodził do szkoły. Jakimś cudem zawsze natknął się na dziewczynę w drodze do sklepu, na spacer, na zebranie klasowe...Gdziekolwiek. Po prostu dusiła go swoją różową pseudo-miłością.
    Z pozostałymi dwoma było niewiele lepiej, jednak Ino i Karin, telefonowały 'tylko' sześć razy, a zamiast pod bramą, czekały przy wjeździe do szkoły, latając jak małe szczeniaczki wokół jego osoby, ilekroć wysiadł z samochodu. A po chwili dołączała także Sakura, która biegła zaraz za autem 'swojego' Sasuke-kun.
    Blondynka i ruda nie wrzucały mu również do szafki różowych karteczek, w których za każdym razem znajdowało się miłosne wyznanie i błagania o randkę. Na szczęście taka desperatka była tylko jedna.
    Włączył kran i nabierając zimnej wody w dłonie, opłukał twarz. Spojrzał na postać w lustrze.
    Zobaczył przystojnego kruczowłosego chłopaka o niezwykle czarnych, bezdennych oczach i porcelanowej twarzy, na której jednak, pomimo pozornej obojętności malowało się zmęczenie, a pod powiekami pojawiły się sine 'worki'.
    Nie spał dzisiejszej nocy. Nie potrafił przytłoczony informacją, którą usłyszał przy kolacji. Tak po prostu, po ponad trzech latach, pojawił się syn marnotrawny. Cudowne dziecko. Wybraniec, jak nazywał go ojciec. Ile razy słuchał tego wieczoru podekscytowanych wywodów, o tym, jak to niby 'chluba rodziny' wróci i w końcu przyjmie do świadomości, że Fugaku chce uczynić go swoim następcą. A on to niby co, do diaska?!
    Zresztą nie tylko głowa klanu się tak zachowywała. Jego żona również. Przecież prawie mu wyśpiewała, że ' jego kochany Aniki ' ( Suke: Że co?! ) dzwonił, że ma koncert w mieście i pojawi się, aby ich odwiedzić. Cóż za zaszczyt.


    Po tym ' rodzinnym' wieczorku, poszedł do siłowni w zachodniej części rezydencji, zrobił sto brzuszków, pięćdziesiąt pompek i miarowo uderzał w treningową gruszkę. Zazwyczaj to wystarczyło dla rozładowania napięcia. Jednak wtedy, kiedy zmęczony i wyczerpany wziął prysznic i padł na łóżko...Przewracał się z boku na bok jakieś pół godziny. Wstawał, podchodził do okna, patrzył na księżyc, ale to nic nie dawało. Energia roznosiła go nadal.
    Szybko narzucił na siebie czarne, szerokie spodnie i tego samego koloru bluzę z krótkim, obstrzępionym przy ramionach rękawem. Założył na nadgarstek białą opaskę z dwoma granatowymi paskami, a na nogi sportowe, ciemne buty. Był gotowy.
    Gasząc dla niepoznaki światło, ruszył w dobrze już znane sobie miejsce. Zarzucił na głowę kaptur i wyskoczył przez okno. Kolejny plus mieszkania na parterze.
    Idąc powolnym, kocim krokiem, z rękami wbitymi w kieszenie, stapiał się z otaczającym go mrokiem.
    - Witaj Sasuke. - srebrnowłosy chłopak w okularach skinął na niego, zauważając jednego z ulubionych 'gości' gospodarza - Dawno Cię tu nie było. - powiedział z pozoru uprzejmie, jednak kpiący uśmiech całkowicie przeczył pozorom przyjacielskiej pogawędki . Rezygnując wzruszył ramionami - Orochimaru-sama się ucieszy. Znowu uda mu się nieźle zarobić.
    Prychnął pogardliwie. Doskonale wiedział, że tylko dlatego ta gadzina pozwala mu przychodzić, kiedy zechce. Bo wiedział, że z kimkolwiek by się nie zmierzył, zawsze będzie dążył do wygrania, a to dostarczy nie tylko rozrywki jego gościom, ale i zarobek dla samego gospodarza. Bo ludzie na niego stawiali i to mnóstwo szmalu, a złotooki pobierał niezłą prowizję.Cóż. Taka jest cena perfekcjonizmu.
     Ale dla niego nie liczyła się kasa, tylko możliwość uspokojenia. A nie ma lepszego sposobu na rozładowanie napięcia. Przynajmniej dla niego.
    - Witajcie, moi mili. - z mikrofonu dobiegł go zimny głos - Jak już pewnie niektórzy zauważyli, Hebi będzie dziś z nami. - po tych słowach rozległy się okrzyki, wiwaty i wrzaski.
    Skinął lekko głową kilku ludziom, których poznawał. Resztę olał. W końcu nie przyszedł tu dla nich. Uwielbiał tę świadomość, że nie wiedzą kim jest. Przychodził tutaj, stawał w klatce, walczył i pokonywał przeciwnika, nie okazując litości. Później słuchał gradu pochwał, które wlatywały jednym uchem, a drugim wylatywały. Na koniec oblewał zwycięstwo i wracał do domu odprężony, po czym kładł się spać.
    Wiedział, że jest cyniczny. W końcu kto, jak nie on, mówił Uzumakiemu , że jako syn wielkiego przedsiębiorcy, nie powinien zachowywać się jak prostak? A teraz właśnie on, w nocy, przychodził do tej nory i wyładowywał całą wściekłość i nienawiść, jaką nosił w sobie.
    Jednak pomiędzy nimi była pewna różnica. Tak to sobie tłumaczył.   
   Usuratonkachi wystawiał na pośmiewisko nazwisko swojego ojca, jawnie prowadzając się z tym całym idiotą, Inuzuką. Sasuke był ostrożny, pojawiał się wśród 'plebsu' jedynie pod osłoną nocy, w przebraniu, nie ujawniając się, nie hańbiąc rodziny.

    - HE-BI! HE-BI! HE-BI! - tłum skandował w oczekiwaniu, aż znajoma, zakapturzona postać pojawi się na arenie. Kiedy wszedł, słyszał pełne zachwytu piski dziewczyn, niemoralne propozycje, a od facetów typowo męską gadkę w stylu "Jesteś najlepszy, stary!"
    Spojrzał na swojego przeciwnika. Phi! Co to ma być?! Jakiś mały rudzielec stał naprzeciw niego i gdyby nie pełne mroku oczy, Sasuke zignorowałby go. Jednak doświadczenie nauczyło młodego Uchihę, by nie lekceważyć przeciwnika.
    Suke również był w swoim żywiole. Wstał z kąta, otrzepał futro i wysunął kły i pazury. Uwielbiał się bić. Mruknął cicho i zaczął uważnie przyglądać się Gaarze, bo tak nazwał go Kabuto, zapowiadając to starcie.
    Tymczasem na zewnątrz potomek Fugaku również wydał z siebie ciche, ostrzegawcze syknięcie, jakby chciał dać przeciwnikowi sygnał, aby usunął się z jego drogi.
    - Pamiętacie reguły? - zapytał retorycznie Orochimaru, po czym wygiął usta w grymasie zadowolenia - Zasady to brak zasad. Wszystko dozwolone, póki nie ma psiarni. Zaczynamy.
    Suke najeżył się jeszcze bardziej i machnął łapką przybraną pięcioma, ostrymi jak brzytwa, pazurami. Widział tego gościa naprzeciwko i ostatnie., czego chciał to z nim przegrać. O nie. Nie.Ma.Szans. Zresztą...On przecież doskonale wie, jak z nim wygrać.     
    Doskoczyć. W ułamku sekundy, tak aby się nie spodziewał. Unik, uderzenie.       Taniec po zaimprowizowanym ringu. Pamiętaj o pracy nóg. I uderzenie. Właśnie tak. Już prawie go mamy! Odsuń się, bo zaraz spotkamy się z jego pięścią. Grrrr. Gość zaczyna mnie wkurzać. Ok. Jest dobrze...ZABLOKUJ GO, do diabła!
    Znowu unik...Ałć. To bolało. Nie no! Zaraz tam wyjdę i Ci pokażę, jak się bić...
    NO! Tak lepiej. Jak ładnie przeleciał przez ring. Widzisz, jakie to było proste? Należy Nam się nagroda, nie? Co tam trochę krwi na rękach, zaraz to zmyjesz. A teraz skoro już jesteśmy przy wynagrodzeniu...Zaschło mi trochę w gardle, wiesz? No to czas świętoowaaćć!!!
    - Jak zwykle byłeś świetny, Sasuke-kun. Pijesz, oczywiście, na koszt firmy. - Orochimaru uśmiechnął się lekko, podając mu malibu z mlekiem
    - Hej mistrzuuu... - jakiś podpity chłopaczek podszedł do niego z szerokim uśmiechem i jasnymi jak słońce włosami. Czyżby Naruto?
    Suke zastrzygł radośnie uszkami. Naruto powiedział do niego mistrzu. JEGO Naruto! YATTA!
    W końcu go zauważył. Po tylu latach. Nie wiedział, jak nazwać swoje odczucia względem Naruto. Z jednej strony niemiłosiernie go wkurzał i wręcz nienawidził tego jego głupawego zachowania, ale z drugiej....Blondynek był jedyną poza ojcem osobą, która zdawała się mieć go w dalekim poważaniu.
    Tak, czy inaczej. Nie był pijany. Nigdy nie upijał się do nieprzytomności, czy coś w tym stylu. Duma mu na to nie pozwalała. Zresztą nie miejsce, czy czas, żeby mówić co to było. Choć najprawdopodobniej to był zwyczajny szok. A może wychodziło to uderzenie w głowę?
    Pod wpływem impulsu, złapał blondynka, bez bliższego przyglądania się jego osobie i pocałował.
    - Chciałem autograf, ale to też może być. - zaskoczony zupełnie innym od oczekiwanego głosem, spojrzał prosto w jasno zielone tęczówki...i odsunął się jakby rażony prądem.
    - Ty nie jesteś Naruto. - mruknął inteligentnie
    Tymczasem Suke wracał już do swojego smętnego nastroju. Dlaczego to nie On?! No takkk chodzi w końcu o Naruto, a on mnie nie zauważa T.T
   

    Wytarł dłonie w spodnie i wszedł do jednej z kabin. Teraz nadszedł dzień i znowu był przykładnym Uchihą, którego zadaniem jest nie przynieś wstydu.
    Nagle usłyszał skrzypnięcie i drzwi się otworzyły.
    - Boże, oni są bossscyyy. - usłyszał rozmarzony głos Uzumakiego
    W tej chwili druga osoba, którą najprawdopodobniej był Inuzuka, włączyła wodę, tak że przez chwilę dźwięk był stłumiony, jednak on słyszał rozmowę bez problemu.
    - Jaaasne. - miał rację, to był Kiba - Wiem dobrze, że lubisz też chłopców. Przyznaj się, który Cię kręci? Ejjj no, wyluzuj! - uchylił delikatnie drzwiczki i zobaczył, jak Uzumaki lekko okłada rozmówcę 'przyjacielskimi' kuksańcami
    Zerknął na twarz Naruto, która była teraz cała czerwona i musiał przyznać, że wygląda naprawdę słodko.
    - Mówisz tak, jakbyś ich nie lubił. - prychnął obrażony blondyn
    Kiba wyjął swoją komórkę.
    - Daj spokój. Wiesz, że wymiatają. - uśmiechnął się przebiegle - I mogę dać na to dowód. Jutro grają w " Rasenganie" .
    Słyszał świst wciąganego powietrza, a potem pisk Naruto, który zamienił się w panikę.
    - KUUUSOOO! Dlaczego mówisz mi to TERAZ?! - wrzasnął zrozpaczony perspektywą przegapienia swojej ulubionej kapeli
    Sasuke znowu uchylił drzwi.
    Zobaczył, jak Kiba mruga do blondynka, po czym wykręca jakiś numer.
    - Ze mną nie zginiesz. - uniósł brwi w geście mówiącym 'wiem co mówię' - Hao? Hejka. Jest sprawa...Pamiętasz tą panienkę, którą Ci niedawno załatwiłem? Tak, właśnie ta....Ok. Więc możesz się odwdzięczyć...Czytasz mi w myślach, bracie. Pod sceną? Normalnie świetnie. Nara. - wyłączył telefon i wrzucił go do kieszeni - Mamy bilety.
    - AAA! KOCHAM CIĘ! - Naruto rzucił się na szyję przyjaciela i zaczął podskakiwać jak dziecko - Idę na koncert AKATSUKI. IDĘ NA KONCERT AKATSUKI! - darł się na cały głos
    Czarnowłosy zacisnął zęby. Przeklęty zespół, jego przeklętego brata.
    - Przyznaj się lepiej, że chodzi Ci po głowie ich wokalista. - zaśmiał się tym swoim psim śmiechem Kiba
    - COOO?! - Naruto skrzyżował ręce, ale widząc, że to nic nie da poddał się - OK. OK. Masz rację! Ale on jest boski, nie? No pomyśl...W końcu zobaczę Itachiego na ŻYWO! YEAH!
    No i szlag trafił całą terapię odstresowującą. Znowu spędzi noc w ' miejscówce Oro' .
   
  CDN


    Gwoli wyjaśnienia - SUKE jest zazwyczaj dość posępny i ma skłonność do rozczulania się nad sobą i w ogóle, ale kiedy walczy wchodzi w niego zupełnie inny kocur. xD

     Rozdział trzeci z perspektywy Itacha i Tachiego.