Zawitało

wtorek, 28 kwietnia 2009

2 Podwójne życie Idealnego Uchihy

                                       2  Podwójne życie Idealnego Uchihy
   
    Przyspieszył kroku. Już widział cel. Jeszcze tylko pół metra...Zatrzasnął za sobą drzwi łazienki tak mocno, że prawie wyleciały z zawiasów.
     Z jednej strony uwielbiał być w centrum uwagi. Zdobywał nagrody w każdej możliwej dziedzinie. Był już mistrzem rozgrywek juniorów w boksie, zwycięzcą międzynarodowego konkursu wiedzy w przedziale wiekowym 15-20 lat, a także wygrał stypendium naukowe w swojej obecnej szkole, choć wcale nie było mu ono potrzebne, bo kasy miał jak lodu. Równie dobrze mógł po prostu się zapisać i tak dostać do wymarzonej szkoły.
    Ale przecież w tym wszystkim chodziło o wybicie się z tłumu, zademonstrowanie swojego talentu i ponadprzeciętnych umiejętności. Chciał żeby wszyscy zobaczyli, że to On, nie Itachi, jest tym przystojniejszym, mądrzejszym i bardziej utalentowanym bratem.
    I rzeczywiście. Ludzie zaczęli go wielbić, jak jakieś bóstwo, widząc w nim kogoś wyjątkowego. Powinien się cieszyć? Nie bardzo. Jedyna osoba, na której zdaniu mu zależało, dalej nie zauważała jego istnienia. To było irytujące, poniżające, ale przede wszystkim smutne. Bo jak miał się poczuć ważny, skoro czego by nie robił, ciągle był nikim w oczach Fugaku Uchihy?
    Jednak nigdy nie dał tego po sobie poznać. Nawet wtedy, gdy po powrocie z ringu z mistrzowskim pasem w dłoniach, zobaczył ojca omawiającego przez komórkę jakieś służbowe sprawy. Jak się okazało nie spojrzał na jego walkę, ani na moment, a kiedy wrócił, nawet mu nie pogratulował.
    Z zewnątrz nie obeszło go to specjalnie. Każdy obserwator stwierdziłby, że nie drgnęła mu nawet powieka, a zbuntowane, pełne wyższości spojrzenie chłodno lustrowało otoczenie, mówiąc wyraźnie ' nie próbujcie ze mną zadzierać '.
    Jednak wewnątrz trząsł się z bezsilnej wściekłości. Suke skulił się, podkurczył nogi i objął je rękami, położył uszy po sobie, a jego ogon miotał się nerwowo w te i z powrotem. Czuł się odrzucony i zapomniany. Widząc, że jego ojciec znowu wykręca jakiś numer, odchodząc na bok, zerwał się i powstrzymując łzy, pisnął cicho ' Kiedy mnie w końcu zauważysz?! ' patrząc, jak  znowu kieruje się w przeciwnym do niego kierunku.
    Jak na ironię osoby, których chciał się pozbyć, latały za nim jak muchy skuszone plastrem miodu. Niestety był nim właśnie on, a owady latające wokół niego miały na sobie kilogram tapety oraz różowe, jaskrawe, krótkie spódnice. Do tego wysokie obcasy i długie paznokcie.
    O tym ostatnim przekonał się na własnej skórze, kiedy jedna z tych 'ślicznotek', próbowała go zatrzymać i podrapała mu ręce prawie do krwi.
    Właśnie dlatego, między innymi, nienawidził atencji fanek. Swoją bezmózgą obecnością przyprawiały go jedynie o ból głowy. Poza tym męczyły młodego Uchihe piskami i skamleniem, kiedy po raz setny odrzucał zaloty jednej, czy też drugiej. Ale tolerował je, a przynajmniej większość z nich.
    Była jednak 'trójca', która wyjątkowo nie dawała mu żyć.
    Pierwsza z nich, Sakura Haruno, uwzięła się na niego jeszcze w gimnazjum, a z roku na rok jej zainteresowanie zmieniało się w obsesję. Zastanawiał się nawet, czy nie wnieść o sądowy zakaz zbliżania się i nie byłoby w tym żadnej przesady.
    Na początku było niegroźnie. Zaczepiała go pod szkołą, lub przynosiła do jego domu własnej roboty wypieki. Kiedy to nie przyniosło oczekiwanego przez nią efektu, było już tylko gorzej. Wydzwaniała po piętnaście razy dziennie, czekała pod bramą, kiedy wychodził do szkoły. Jakimś cudem zawsze natknął się na dziewczynę w drodze do sklepu, na spacer, na zebranie klasowe...Gdziekolwiek. Po prostu dusiła go swoją różową pseudo-miłością.
    Z pozostałymi dwoma było niewiele lepiej, jednak Ino i Karin, telefonowały 'tylko' sześć razy, a zamiast pod bramą, czekały przy wjeździe do szkoły, latając jak małe szczeniaczki wokół jego osoby, ilekroć wysiadł z samochodu. A po chwili dołączała także Sakura, która biegła zaraz za autem 'swojego' Sasuke-kun.
    Blondynka i ruda nie wrzucały mu również do szafki różowych karteczek, w których za każdym razem znajdowało się miłosne wyznanie i błagania o randkę. Na szczęście taka desperatka była tylko jedna.
    Włączył kran i nabierając zimnej wody w dłonie, opłukał twarz. Spojrzał na postać w lustrze.
    Zobaczył przystojnego kruczowłosego chłopaka o niezwykle czarnych, bezdennych oczach i porcelanowej twarzy, na której jednak, pomimo pozornej obojętności malowało się zmęczenie, a pod powiekami pojawiły się sine 'worki'.
    Nie spał dzisiejszej nocy. Nie potrafił przytłoczony informacją, którą usłyszał przy kolacji. Tak po prostu, po ponad trzech latach, pojawił się syn marnotrawny. Cudowne dziecko. Wybraniec, jak nazywał go ojciec. Ile razy słuchał tego wieczoru podekscytowanych wywodów, o tym, jak to niby 'chluba rodziny' wróci i w końcu przyjmie do świadomości, że Fugaku chce uczynić go swoim następcą. A on to niby co, do diaska?!
    Zresztą nie tylko głowa klanu się tak zachowywała. Jego żona również. Przecież prawie mu wyśpiewała, że ' jego kochany Aniki ' ( Suke: Że co?! ) dzwonił, że ma koncert w mieście i pojawi się, aby ich odwiedzić. Cóż za zaszczyt.


    Po tym ' rodzinnym' wieczorku, poszedł do siłowni w zachodniej części rezydencji, zrobił sto brzuszków, pięćdziesiąt pompek i miarowo uderzał w treningową gruszkę. Zazwyczaj to wystarczyło dla rozładowania napięcia. Jednak wtedy, kiedy zmęczony i wyczerpany wziął prysznic i padł na łóżko...Przewracał się z boku na bok jakieś pół godziny. Wstawał, podchodził do okna, patrzył na księżyc, ale to nic nie dawało. Energia roznosiła go nadal.
    Szybko narzucił na siebie czarne, szerokie spodnie i tego samego koloru bluzę z krótkim, obstrzępionym przy ramionach rękawem. Założył na nadgarstek białą opaskę z dwoma granatowymi paskami, a na nogi sportowe, ciemne buty. Był gotowy.
    Gasząc dla niepoznaki światło, ruszył w dobrze już znane sobie miejsce. Zarzucił na głowę kaptur i wyskoczył przez okno. Kolejny plus mieszkania na parterze.
    Idąc powolnym, kocim krokiem, z rękami wbitymi w kieszenie, stapiał się z otaczającym go mrokiem.
    - Witaj Sasuke. - srebrnowłosy chłopak w okularach skinął na niego, zauważając jednego z ulubionych 'gości' gospodarza - Dawno Cię tu nie było. - powiedział z pozoru uprzejmie, jednak kpiący uśmiech całkowicie przeczył pozorom przyjacielskiej pogawędki . Rezygnując wzruszył ramionami - Orochimaru-sama się ucieszy. Znowu uda mu się nieźle zarobić.
    Prychnął pogardliwie. Doskonale wiedział, że tylko dlatego ta gadzina pozwala mu przychodzić, kiedy zechce. Bo wiedział, że z kimkolwiek by się nie zmierzył, zawsze będzie dążył do wygrania, a to dostarczy nie tylko rozrywki jego gościom, ale i zarobek dla samego gospodarza. Bo ludzie na niego stawiali i to mnóstwo szmalu, a złotooki pobierał niezłą prowizję.Cóż. Taka jest cena perfekcjonizmu.
     Ale dla niego nie liczyła się kasa, tylko możliwość uspokojenia. A nie ma lepszego sposobu na rozładowanie napięcia. Przynajmniej dla niego.
    - Witajcie, moi mili. - z mikrofonu dobiegł go zimny głos - Jak już pewnie niektórzy zauważyli, Hebi będzie dziś z nami. - po tych słowach rozległy się okrzyki, wiwaty i wrzaski.
    Skinął lekko głową kilku ludziom, których poznawał. Resztę olał. W końcu nie przyszedł tu dla nich. Uwielbiał tę świadomość, że nie wiedzą kim jest. Przychodził tutaj, stawał w klatce, walczył i pokonywał przeciwnika, nie okazując litości. Później słuchał gradu pochwał, które wlatywały jednym uchem, a drugim wylatywały. Na koniec oblewał zwycięstwo i wracał do domu odprężony, po czym kładł się spać.
    Wiedział, że jest cyniczny. W końcu kto, jak nie on, mówił Uzumakiemu , że jako syn wielkiego przedsiębiorcy, nie powinien zachowywać się jak prostak? A teraz właśnie on, w nocy, przychodził do tej nory i wyładowywał całą wściekłość i nienawiść, jaką nosił w sobie.
    Jednak pomiędzy nimi była pewna różnica. Tak to sobie tłumaczył.   
   Usuratonkachi wystawiał na pośmiewisko nazwisko swojego ojca, jawnie prowadzając się z tym całym idiotą, Inuzuką. Sasuke był ostrożny, pojawiał się wśród 'plebsu' jedynie pod osłoną nocy, w przebraniu, nie ujawniając się, nie hańbiąc rodziny.

    - HE-BI! HE-BI! HE-BI! - tłum skandował w oczekiwaniu, aż znajoma, zakapturzona postać pojawi się na arenie. Kiedy wszedł, słyszał pełne zachwytu piski dziewczyn, niemoralne propozycje, a od facetów typowo męską gadkę w stylu "Jesteś najlepszy, stary!"
    Spojrzał na swojego przeciwnika. Phi! Co to ma być?! Jakiś mały rudzielec stał naprzeciw niego i gdyby nie pełne mroku oczy, Sasuke zignorowałby go. Jednak doświadczenie nauczyło młodego Uchihę, by nie lekceważyć przeciwnika.
    Suke również był w swoim żywiole. Wstał z kąta, otrzepał futro i wysunął kły i pazury. Uwielbiał się bić. Mruknął cicho i zaczął uważnie przyglądać się Gaarze, bo tak nazwał go Kabuto, zapowiadając to starcie.
    Tymczasem na zewnątrz potomek Fugaku również wydał z siebie ciche, ostrzegawcze syknięcie, jakby chciał dać przeciwnikowi sygnał, aby usunął się z jego drogi.
    - Pamiętacie reguły? - zapytał retorycznie Orochimaru, po czym wygiął usta w grymasie zadowolenia - Zasady to brak zasad. Wszystko dozwolone, póki nie ma psiarni. Zaczynamy.
    Suke najeżył się jeszcze bardziej i machnął łapką przybraną pięcioma, ostrymi jak brzytwa, pazurami. Widział tego gościa naprzeciwko i ostatnie., czego chciał to z nim przegrać. O nie. Nie.Ma.Szans. Zresztą...On przecież doskonale wie, jak z nim wygrać.     
    Doskoczyć. W ułamku sekundy, tak aby się nie spodziewał. Unik, uderzenie.       Taniec po zaimprowizowanym ringu. Pamiętaj o pracy nóg. I uderzenie. Właśnie tak. Już prawie go mamy! Odsuń się, bo zaraz spotkamy się z jego pięścią. Grrrr. Gość zaczyna mnie wkurzać. Ok. Jest dobrze...ZABLOKUJ GO, do diabła!
    Znowu unik...Ałć. To bolało. Nie no! Zaraz tam wyjdę i Ci pokażę, jak się bić...
    NO! Tak lepiej. Jak ładnie przeleciał przez ring. Widzisz, jakie to było proste? Należy Nam się nagroda, nie? Co tam trochę krwi na rękach, zaraz to zmyjesz. A teraz skoro już jesteśmy przy wynagrodzeniu...Zaschło mi trochę w gardle, wiesz? No to czas świętoowaaćć!!!
    - Jak zwykle byłeś świetny, Sasuke-kun. Pijesz, oczywiście, na koszt firmy. - Orochimaru uśmiechnął się lekko, podając mu malibu z mlekiem
    - Hej mistrzuuu... - jakiś podpity chłopaczek podszedł do niego z szerokim uśmiechem i jasnymi jak słońce włosami. Czyżby Naruto?
    Suke zastrzygł radośnie uszkami. Naruto powiedział do niego mistrzu. JEGO Naruto! YATTA!
    W końcu go zauważył. Po tylu latach. Nie wiedział, jak nazwać swoje odczucia względem Naruto. Z jednej strony niemiłosiernie go wkurzał i wręcz nienawidził tego jego głupawego zachowania, ale z drugiej....Blondynek był jedyną poza ojcem osobą, która zdawała się mieć go w dalekim poważaniu.
    Tak, czy inaczej. Nie był pijany. Nigdy nie upijał się do nieprzytomności, czy coś w tym stylu. Duma mu na to nie pozwalała. Zresztą nie miejsce, czy czas, żeby mówić co to było. Choć najprawdopodobniej to był zwyczajny szok. A może wychodziło to uderzenie w głowę?
    Pod wpływem impulsu, złapał blondynka, bez bliższego przyglądania się jego osobie i pocałował.
    - Chciałem autograf, ale to też może być. - zaskoczony zupełnie innym od oczekiwanego głosem, spojrzał prosto w jasno zielone tęczówki...i odsunął się jakby rażony prądem.
    - Ty nie jesteś Naruto. - mruknął inteligentnie
    Tymczasem Suke wracał już do swojego smętnego nastroju. Dlaczego to nie On?! No takkk chodzi w końcu o Naruto, a on mnie nie zauważa T.T
   

    Wytarł dłonie w spodnie i wszedł do jednej z kabin. Teraz nadszedł dzień i znowu był przykładnym Uchihą, którego zadaniem jest nie przynieś wstydu.
    Nagle usłyszał skrzypnięcie i drzwi się otworzyły.
    - Boże, oni są bossscyyy. - usłyszał rozmarzony głos Uzumakiego
    W tej chwili druga osoba, którą najprawdopodobniej był Inuzuka, włączyła wodę, tak że przez chwilę dźwięk był stłumiony, jednak on słyszał rozmowę bez problemu.
    - Jaaasne. - miał rację, to był Kiba - Wiem dobrze, że lubisz też chłopców. Przyznaj się, który Cię kręci? Ejjj no, wyluzuj! - uchylił delikatnie drzwiczki i zobaczył, jak Uzumaki lekko okłada rozmówcę 'przyjacielskimi' kuksańcami
    Zerknął na twarz Naruto, która była teraz cała czerwona i musiał przyznać, że wygląda naprawdę słodko.
    - Mówisz tak, jakbyś ich nie lubił. - prychnął obrażony blondyn
    Kiba wyjął swoją komórkę.
    - Daj spokój. Wiesz, że wymiatają. - uśmiechnął się przebiegle - I mogę dać na to dowód. Jutro grają w " Rasenganie" .
    Słyszał świst wciąganego powietrza, a potem pisk Naruto, który zamienił się w panikę.
    - KUUUSOOO! Dlaczego mówisz mi to TERAZ?! - wrzasnął zrozpaczony perspektywą przegapienia swojej ulubionej kapeli
    Sasuke znowu uchylił drzwi.
    Zobaczył, jak Kiba mruga do blondynka, po czym wykręca jakiś numer.
    - Ze mną nie zginiesz. - uniósł brwi w geście mówiącym 'wiem co mówię' - Hao? Hejka. Jest sprawa...Pamiętasz tą panienkę, którą Ci niedawno załatwiłem? Tak, właśnie ta....Ok. Więc możesz się odwdzięczyć...Czytasz mi w myślach, bracie. Pod sceną? Normalnie świetnie. Nara. - wyłączył telefon i wrzucił go do kieszeni - Mamy bilety.
    - AAA! KOCHAM CIĘ! - Naruto rzucił się na szyję przyjaciela i zaczął podskakiwać jak dziecko - Idę na koncert AKATSUKI. IDĘ NA KONCERT AKATSUKI! - darł się na cały głos
    Czarnowłosy zacisnął zęby. Przeklęty zespół, jego przeklętego brata.
    - Przyznaj się lepiej, że chodzi Ci po głowie ich wokalista. - zaśmiał się tym swoim psim śmiechem Kiba
    - COOO?! - Naruto skrzyżował ręce, ale widząc, że to nic nie da poddał się - OK. OK. Masz rację! Ale on jest boski, nie? No pomyśl...W końcu zobaczę Itachiego na ŻYWO! YEAH!
    No i szlag trafił całą terapię odstresowującą. Znowu spędzi noc w ' miejscówce Oro' .
   
  CDN


    Gwoli wyjaśnienia - SUKE jest zazwyczaj dość posępny i ma skłonność do rozczulania się nad sobą i w ogóle, ale kiedy walczy wchodzi w niego zupełnie inny kocur. xD

     Rozdział trzeci z perspektywy Itacha i Tachiego.

sobota, 4 kwietnia 2009

1. Powrót do szkoły


 
                                                    1. Powrót do szkoły


  Opowiadanie pisane z trzech perspektyw.

 Czasem pojawią się także wewnętrzne osobowości bohaterów, które będą pokazywać reakcje, które CHCIELIBY oni wykonać, ale i tak zrobią swoje xD :

 Kyuu : wewnętrzne JA Naruto
 Suke : wewnętrzne JA Sasuke.
 Tachi : wewnętrzne JA Itachiego
      
                                                    1. Powrót do szkoły
   
   Noc chyliła się ku końcowi. Słońce świeciło coraz mocniej, a jego białe promienie rozzuchwalały się, stopniowo sięgając coraz dalej. Wyrywając z krainy marzeń sennych każdego, kogo tylko dotknęły.
    Jednak na przedmieściach zachodniej dzielnicy Konoha napotkało opór. Znalazł się bowiem śmiałek, który postanowił, że nie wstanie i kiedy jutrzenka musnęła jego policzek, bezwstydnie obrócił się na drugi bok, lekceważąc jasny sygnał, by rozpocząć dzień.
    Helios wzruszył tylko ramionami, ponawiając podróż po niebie.
   Tymczasem chłopak wtulił głowę w poduszkę i nakrył się kołdrą z nadzieją, że uda mu się jeszcze odrobinę poleniuchować. Jego marzenia zostały rozwiane, gdy drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem.
    -Paniczu Naruto! Proszę wstać! - po pomieszczeniu rozniósł się donośny głos jednej ze sprzątaczek Uzumakich, Kurenai - Pański Ojciec się niecierpliwi. Proszę nie zapominać, że dziś zaczyna się nowy rok szkolny. - mruknął tylko, nie całkiem przyjmując sens wypowiedzianych przez kobietę słów i nakrył się z powrotem.
    Poirytowana podeszła do jedwabnych, pomarańczowych zasłon i jednym szarpnięciem wpuściła całkowicie do pokoju chłopaka to samo słońce, które on olał.
    - Dobra, dobra już wstaje. - przetarł powieki, pozwalając światu ujrzeć błękit, który mógł zawstydzić samo niebo.
   - No. Tak lepiej. - zadowolona poszła obwieścić pracodawcy, że zadanie zostało wykonane, a jedyny potomek mężczyzny, został zmuszony do podniesienia szanownych czterech liter z materaca.
    Kiedy udało mu się już wyczołgać z łóżka ( powoli Uzumaki najpierw jedna noga...O właśnie tak....Teraz druuuga....wyprostuj plecy...wiem, że to ciężkie,ale dasz radę...Teraz przenieś ciężar ciała na nogi...) skierował się w stronę łazienki, którą na jego szczęście,  miał własną. Gdyby był zmuszony bez ożywczej kąpieli schodzić po schodach, najprawdopodobniej by się zabił.
    - Paniczu, śniadanie podano. - Z wnętrza domu dobiegł go melodyjny głos, należący do gosposi Anko.
   - Już. Już. Raaany ludzie. Wyluzujcie. - mamrotał, słaniając się z zamiarem wzięcia lodowatego prysznica, który w końcu postawiłby go na nogi
    Odkręcił kurek z zimną wodą i wsunął się do kabiny.
   - KUSSSOOO! - Po pierwszym szoku związanym z opadem lodowatej cieczy na rozpaloną powierzchnię ciała, potrząsnął lekko głową. - Nooo. Tak lepiej. - Złapał na ślepo ręcznik i zaczął się wycierać.
    Jego uwaga, jak zawsze zresztą, szybko zwróciła się w stronę lekko zaparowanej, szklanej tafli. Przetarł ją ręką i wyciągnął z szafki kubek, szczotkę i pastę.
    Kiedy już załatwił wszystkie podstawowe potrzeby, zaczął zbierać po pokoju potrzebne ciuchy.
   - No więc...Gatki - są. Spodnie - Są. Koszula - jest. Opaska...AAA!Gdzie ona znowu się podziała?! - nerwowo zaczął przerzucać stertę - Bez niej nie wyjdę!
    Nie widząc jej na wysokości wzroku, doszedł do jakże trudnego wniosku, że musi być na ziemi. Tak więc po chwili przemierzał ponownie cały pokój. Tyle, że tym razem na kolanach.
   - No bez jaj. Poka... MAM! - dumny z siebie sięgnął pod łóżko i już po chwili trzymał prostokątny kawałek czarnego materiału z wyszytą pośrodku pomarańczową spiralą.
    Zawiązawszy go na wysokości czoła wykonał kolejny rytuał, a mianowicie stanął przed szafą do której przymocowane było ogromne lustro.
    - Kto jest najlepszy? -zapytał swoje odbicie, patrząc zadziornie na wprost - Głupie pytanie!Jasne, że ja! - rzucił sam sobie tą samą co zwykle odpowiedź i zbiegł na dół
    - Hejka mamo! - hamując gwałtownie koło rudowłosej kobiety mało na nią nie wpadł
   - Cześć. Radziłabym Ci się pospieszyć. Ojciec jest wściekły. - mimowolnie uniosła kąciki ust, widząc promienny uśmiech syna - Poza tym ramen Ci wystygnie.
    Blondyn, słysząc o swojej ulubionej potrawie, wyskoczył jak z procy w kierunku jadalni.
   - Anko! - kiedy gosposia postawiła przed nim parującą miskę, spojrzał na nią ze szczerą radością - Przekaż Ichiraku-san, że go kocham! -wrzasnął pałaszując ulubioną zupkę
    Jednak śmiech szybko zamarł na opalonej twarzy, kiedy do pokoju wszedł łudząco podobny do młodzieńca mężczyzna.
   - Widzę, że już wstałeś, synu. - służbowy ton ojca sprawił, że chłopak odruchowo się wyprostował i podniósł łokcie ze stołu - Pospiesz się.Zaraz wyjeżdżamy.
    - Tatooo. - jęknął zdruzgotany - Ile razy mam ci powtarzać, że nie chcę jeździć do szkoły tą lanserską limuzyną?Przejadę się autobusem. To niedaleko.
    - Ale ja nalegam, synu. - mężczyzna nie dawał za wygraną, co więcej mówił tonem, który wskazywał, że opór nic nie da
   Podczas gdy Naruto zastanawiał się, jak raz na zawsze powiedzieć ojcu,żeby dał spokój, Kyuu już dawno wyraził swoje zdanie. Mianowicie wrzeszczał, że ZA CHOLERĘ, że PO JEGO TRUPIE, że ma GDZIEŚ, co ludzie pomyślą! Teraz stał z wielgachnym transparentem " PROTESTUJĘ! " i machał nim energicznie, obiecując jednocześnie, że jeśli, jakimś cudem,ktoś go wpakuje do tej lśniącej chromem bestii, to nie zawaha się i pogryzie.
    - To pewnie przez tego całego Kibę. - westchnął w końcu Minato zrezygnowany - Wczoraj znowu byliście na jakiejś 'zabawie', prawda? - ostatnie słowo wypowiedział z ironią. Doskonale wiedział, jak wygląda zabawa w wykonaniu syna i jego tak zwanych znajomych. Dlaczego Naruto nie może zadawać się z kimś na poziomie?Widząc, że chłopak chce coś powiedzieć, szybko mu przerwał. - Dlaczego nie wyjdziesz gdzieś z... - jego twarz rozpromieniła się - choćby z Sasuke Uchihą? Z tego co wiem, byliście kiedyś przyjaciółmi. Czemu już się nie widujecie?
    Niebieskooki jedynie zacisnął zęby i pięści, starając się uspokoić.
   Kyuu za to rzucił transparentem, zapominając o nim i zerwał się z zamiarem drapania, gryzienia i rozszarpania na kawałki swojego rodziciela. Nabrał w płuca powietrza i zaczął wrzeszczeć na całe gardło NIE GADAJ MI O TYM BUFONIE! JEST TAK NADĘTY, ŻE NIE WIDZI BUTÓW ZZA CZUBKA TEGO ZADARTEGO NOSA!
    Na zewnątrz, z pozoru spokojny, młodszy blondyn wzruszył tylko ramionami.
    - Zmieniliśmy się. Każdy ma swoje życie. - Wstał i po złapaniu kurtki wyszedł.
   Doskonale znał tą gadaninę. Co rano było to samo. Najpierw ojciec zaczynał od propozycji podwiezienia, potem kpił z jego towarzystwa, ana koniec czepiał się ubrań, ponieważ "szanujący się młodzieniec z wyższych sfer, nie powinien się ubierać, jak pierwszy lepszy dzieciak z ulicy". Nigdy go nie akceptował, więc przywykł. Jednak  wcześniej nie wspominał o Sasuke.
    Co go dzisiaj tak wzięło na wspominki? Zanim zdołał cokolwiek wymyślić przekroczył drzwi autobusu i niemal w tej samej chwili usłyszał radosny, prawie wrzaskliwy głos najlepszego,wspomnianego już wyżej, przyjaciela.
    - Hejka chłopie! - brązowowłosy chłopak wystawił rękę w oczekiwaniu na przybicie mu piątki - Żyjesz po wczorajszym?
   Naruto uśmiechnął się lekko. Tak. Jego ojciec miał rację. Wczoraj się bawił. Tak jak zresztą przedwczoraj i przed przedwczoraj...
    -Ujdzie, chociaż czułbym się lepiej, gdybyś nie darł mi się do ucha. - ignorując zranione spojrzenie Inuzuki, które, nawiasem mówiąc,wiedział, że było sztuczne, kontynuował - Ale teraz jest buda, więc wypady do czwartej nad ranem chyba odpadają. Bo się wykończę.
    Ciemne oczy błysnęły rozbawione.
   - Wiesz...Wszystko bym mógł wczoraj o tobie powiedzieć, ale nie, żebyś wyglądał na wykończonego. Już wcześniej ta ślicznotka...Swoją drogą.Jak się nazywała? Niezła sztuka. Daj mi do niej numer.
    - Ściśle tajne. Wierz mi, że na następnej imprezie też na bank będzie. Ale zgodzę się z Tobą. Hinatka ma pazur. Chociaż...- niebieskie oczy błysnęły lekko rozmarzone - Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się w końcu wyrwać Sakurę.
    Widząc ten wyraz twarzy u najlepszego kolegi, Kiba zaniósł się śmiechem, który Uzumakiemu zawsze odrobinę przypominał wycie psa.
    - Zapomnij. Nie ta liga. Wiesz dobrze,że ją interesuje jedynie towar z najwyższej półki. - podniósł sugestywnie brwi, a w blondynie krew się zagotowała
    No cóż leciała na innego. Mógłby to jeszcze zaakceptować, gdyby nie jeden,mały szczegół, a mianowicie,  gdyby nie to, że był to właśnie Uchiha! Ten przebrzydły zarozumialec, który uważał, że wszystko od losu mu się należy, a swoje fanki traktował jak śmieci, które leżą na drodze, bez patrzenia mijając każdą. Grrr.
    Autobus wyhamował przed szkołą.Wysiadając spostrzegł, że od drugiej strony, na zastrzeżony parking,podjechała granatowa beema i wszystko było wiadomo. A kiedy dodało się do tego, że parking otaczał rozhisteryzowany tłumek odpowiedź nasuwała się sama.
    - Pan i władca przybył. - Naruto skrzywił się, jakby zjadł kilogram cytryn.
   Nie musiał czekać zbyt długo, kiedy drzwiczki się uchyliły, a z środka wysiadł czarnowłosy chłopak w białej koszuli i eleganckich, czarnych spodniach, poprawiając okulary słoneczne, które zsunęły mu się podczas jazdy.
    - Szpaner. - syknął niebieskooki z zamiarem wyminięcia źródła swojego niepowodzenia
    Jego wzrok przesunął się na zgrabną, drobną dziewczynę o długich różowych włosach, która stała na czele fanklubu.
   - Sasuke-kuuun! Nie widziałam cię dwa miesiące! Prawie umarłam z tęsknoty! - odpowiedział jej potakujący szmer wśród innych dziewcząt
    Nowo przybyły jednym szybkim ruchem zdjął okulary i spojrzał na nią przenikliwie parą czarnych, jak węgiel oczu.
   - Szkoda, że prawie. - mruknął tylko i już chciał przejść, kiedy jego wzrok napotkał parę diamentowych, zimnych tęczówek - A ty co,Usuratonkachi? Też na mnie czekasz? - zironizował
    Kyuu spiął się na te słowa, gotowy skoczyć na osobnika znajdującego się przed nim. Co?! Chcesz się bić? No choć na solówkę! Chętnie zmiotę Cię na proch! Zaraz...Gdzie ja mam moje rękawice? Tu są. No to jak?! Bijesz się, czy nieee?
    - Mam ciekawsze rzeczy do roboty, Teme. -zadowolony spostrzegł, że połowa dziewczyn, które czekały na ciemnowłosego, orientując się, że pojawił się drugi najgorętszy towar w szkole, otoczyły go wianuszkiem.
    - Właśnie w takich momentach wiem, czemu się z tobą przyjaźnię. - Kiba rozanielony rozejrzał się po otaczających go buźkach  - Witajcie, miłe panie.
    Naruto dołączył do zaimprowizowanego przez kumpla przedstawienia.
   - Ja, w przeciwieństwie do niektórych, - spojrzał sugestywnie na ciemnowłosego - nie porzucam pięknych dziewczyn w potrzebie. -odpowiedział mu radosny chichot
    Właściciel lśniącego samochodu po upewnieniu się, że jego maleństwu nic nie grozi,  zaczął się oddalać, jednak nie mógł powstrzymać się przed jeszcze jedną uszczypliwością w kierunku swojego wroga.
    - Jesteś żałosny,Usuratonkachi. Jesteś synem jednego z największych przedsiębiorców światowych, a zachowujesz się, jak - wskazał z niechęcią na Inuzukę -on.
    Blondyn otworzył oczy szeroko, udając dogłębnie zranionego.
    - Nie każdemu sodówa odwala, Uchiha. - odprowadzany przez piski swoich i wściekłe
 wrzaski tych wierniejszych fanek Sasuke, wszedł do szkoły.
    Kyuu tymczasem podskakiwał wymachując radośnie łapkami i wykonując taniec zwycięstwa.
  A nie mówiłem, że jestem najlepszy? No i jak nie, jak tak? Aha. Aha.
    Czwartą klasę czas zacząć!

     TBC

    No i pierwsza nocia za nami...Pisać to opko dalej  myśli  oczko