Zawitało

sobota, 27 grudnia 2008

Orowieść wigilijna: Sascrooge

 Cały świat ginął zasypany lekkim puchem. Białe ulice, drzewa, okna...WSZYSTKO!
 Jednak było jedno miejsce w Kraju Ognia, gdzie ziemia nadal była brązowa, a dachy domów mieniły się różnymi kolorami dachówek. Konoha. I tu zaczyna się nasza opowieść...
 Jedną ze ścieżek zmierzała czwórka ludzi. Każdy z nich był inny i niepowtarzalny.
 Na samym przodzie kroczył szarowłosy mężczyzna w masce zakrywającej twarz tak piękną, że musiał ukrywać ją przed nachalnymi spojrzeniami kobiet. Czytał książkę, która, jak sam Hatake Kakashi, była zboczona. Zaraz za nim obok siebie szło dwóch trzynastolatków.
 Jeden był opalonym blondynem o oczach tak błękitnych, że można było odnieść wrażenie, jakby skradł ten kolor samemu niebu, zabierając po drodze, jako włosy, promienie słońca.
 Drugi - całkowite jego przeciwieństwo. Jasna jak mleko cera, tęczówki jak węgiel, a pukle kruczoczarne.
 Jakby tego było mało, ich zachowanie podkreślało różnice jeszcze bardziej.
 Pierwszy podskakiwał co parę kroków, szczerzył się radośnie i szczebiotał, choć wiedział, że nikt go nie słucha.
 Drugi - z rękami w kieszeniach, dumny, milczący, wyprostowany jak struna.
 Ten dziwny korowód zamykała różowowłosa zielonooka , która szła wpatrując się w emblemat klanowy wyhaftowany na bluzie jednego z chłopców, tak intensywnie, jakby chciała spojrzeniem wypalić w niej dziurę.
 Nagle jasnowłosy przystanął gwałtownie, a zapatrzona w mały wachlarzyk dziewczyna, nie zauważając tego, wpadła wprost na niego. Już miała zacząć wydzierać się na biednego nastolatka, kiedy...
 - ŚNIEEEEEEEG!!! - wywrzeszczał uradowany chłopiec z radością wskazując na  drobne gwiazdki, które zaczęły spadać w coraz większej ilości. - Będą białe święta!
 Cała złość dziewczyny wyparowała.
 - Sasuuuukeeeee-kuuuun! PATRZ! - krzyknęła radośnie odwracając się w stronę milczącego towarzysza.
 Ale on, ignorując ją, skierował zimne jak lód słowa w stronę roześmianego Naruto.
 - I czego się cieszysz, Usuratonkachi? - wzrok Uchihy był jeszcze chłodniejszy, niż jego ton
 Jednak pomimo usilnych prób nie udało mu się zmrozić rozentuzjazmowanego kolegi.
 - Bo w Konoha od LAT nie było śniegu, teme! - blondyn wysunął język, pozwalając by drobna gwiazdka osiadła na nim
                                      
 Sasuke pokręcił głową, jakby nie dowierzając w głupotę towarzysza.
 - Ty jednak naprawdę jesteś kretynem. - westchnął ciężko - Ekscytować się zamarzniętą wodą...Czy można upaść niżej?
 Uzumaki zaczerwienił się. Czuł się wściekły i upokorzony. Czy to coś złego, że potrafi cieszyć się małymi rzeczami?
 - TEME! - wrzasnął tylko zakładając ręce na piersi z miną mówiącą: " Nie odzywam się do Ciebie!"
 Nieporuszony demonstracyjnym zachowaniem kolegi wydał z siebie tylko ciche "phfff" i ignorując resztę ruszył do przodu. Nie uszedł pięciu kroków, a już obok niego kroczyła Sakura.
 - Sasuke-kuuuun! Sasuke-kuuuun! - pisnęła podekscytowana - Kakashi-sensei właśnie powiedział, że On i Iruka-sensei organizują wielką, uroczystą kolację wigilijną! Przyjdziesz?! Proooooszę! Sasuke-kuuun.
 No nie! Kolejna idiotka! Czy ona nie rozumie, że on nie chce mieć nic wspólnego z tym cyrkiem?!
 - Nie. - odpowiedział po prostu i chciał iść dalej, ale koleżanka złapała go za ramie
 - Ale Sasuke-kuuuu...
 - Dość. - warknął wściekły, a jego oczy rozbłysły kolorem krwi - Nie mam ochoty obchodzić jakiegoś tam głupiego "święta". - ostatnie słowo wypowiedział z pogardą - Nie mam ochoty spędzać czasu w towarzystwie grupy debili, którzy starają się mi wmówić, że wiedzą co jest dla mnie dobre. - złapał za nadgarstek dziewczyny ściskając go dość boleśnie - I co najważniejsze. Nie mam ochoty słuchać tego twojego natrętnego biadolenia. Jeszcze raz usłyszę " Sasuke-kuuuun" i się porzygam. Niech twój Mikołaj kupi ci słownik.
 W zielonych oczach wezbrały łzy szczerego cierpienia. Choć jej ukochany nie podniósł głosu ani o oktawę, choć mówił zwyczajowym, cichym, pozbawionym emocji głosem, to słowa chłopaka zadały jej taki ból, że kiedy poczuła, jak obejmuje ją opiekuńcze, pomarańczowe ramie, przyjęła to z wdzięcznością i pozwoliła się prowadzić z dala od jadowitych słów.

 ***********************************************************************

 Przemierzał ośnieżone ulice Konohy. Tak jak przewidywał ten Młotek Naruto, zapowiadały się białe święta. Też mi coś! Jakby to miało jakieś znaczenie!
 Dla niego liczyło się tylko jedno. Nie jakieś choinki, bombki, lampki, prezenty, śnieg, czy inne badziewie!
 ZEMSTA! Tylko to było ważne w jego piepszonym życiu. Tylko Ona mogła przynieść mu spokój i sprawić, by w jego egzystencja miała jakiś sens.
 Skoro istnieje gdzieś tam ten cały Bóg, to czemu jeszcze nie spełnił jego życzenia?! Wigilia - noc, kiedy spełniają się marzenia. AKURAT!
 Doskonale pamiętał, gdy jako siedmioletnie dziecko zasiadł po raz pierwszy i ostatni przy wigilijnym stole. Nie było co prawda, jak wcześniej, karpia, dwunastu potraw, skarpet wypełnianych prezentami, a nawet choinki.
 Nie. Był tylko mały, zagubiony chłopiec, który klęczał wpatrując się w składaną stajenkę, którą kupił parę dni wcześniej i własnoręcznie złożył. Nie prosił o wiele. Nie chciał nowych zwojów z technikami, zestawów z kunai i shurikenami. Nie prosił nawet o to, by Bóg pozwolił mu zabić Itachiego.
 Nie. Czarnowłosy błagał na kolanach, wpatrując się w małego Jezuska w stajence, by jego koszmary się skończyły. By nie widział już martwych ciał, które ociekając krwią podnosiły się, a martwe usta jego rodziców szeptały: " To TWOJA wina! Nie uratowałeś nas! Gdybyś był silniejszy...", szept narastał do krzyku, a ze wszystkich domów w jego dzielnicy wychodzili członkowie klanu zewsząd wyciągając ręce z wyciem: " Czas, byś do nas dołączył!"
 Ale nie ważne było, jak błagał, prosił. To się nie liczyło. Tamtej nocy znowu miał ten koszmar. A potem jeszcze raz i jeszcze...Aż do dziś.
 Bóg mu nie pomógł, tak samo jak ta cała modlitwa. Tamtej nocy zrozumiał, że wszystko to to jedno wielkie oszustwo. Wtedy też przyjął nową religię. ZEMSTA.
 Jak dotąd Ona jedna go nie zawiodła. Kierowała nim i pchała stopniowo do celu, jak matka kieruje postępowaniem swojego dziecka.     
 Jego czarne jak smoła oczy zauważyły grupkę ludzi zmierzającą w jego stronę.
 - OHAYO! Sasuke! - wrzasnął Rock Lee targający za sobą trzymetrową choinkę - Zanosimy ją do Iruki i Kakashiego! Przyłączysz się? - uśmiech jak z reklamy pasty do zębów raził jego oczy
 W milczeniu pokręcił głową.
 - Nie wygłupiaj się! Szykuje się bombowa impreza! - Kiba wrzasnął na cały głos, a Akamaru zawtórował mu radośnie szczekając
 - TAAAK! Sasuke! Będzie suuuupeeeeeerrrrr! - Ino zrobiła krok w jego stronę, jakby chciała rzucić się na niego i zawiesić na tej durnej choince, jako jedną z bombek
 No nie! Kolejni chcą go namówić do głoszenia " Dobrej nowiny" !
 Uratowała go Temari, która wyszła nagle zza roga ciągnąc za sobą Gaare i Kankuro oraz obładowanego paczkami Shikamaru.
 - Święta z nią są upierdliwe. - wymamrotał chłopak, ale uśmiechnął się lekko
 - Yhmm... - czerwonowłosy spojrzał na zgromadzonych, jakby kogoś szukał - Nie widzieliście gdzieś może...Naruto? - bąknął zakłopotany
 - A po co Ci Idiota? - lekceważąco zapytał, starając się nie pokazywać, że nie ma najmniejszej ochoty na dopuszczanie tego Jinchuuriki do głupkowatego Młotka
 - On nie jest idiotą. - zielone oczy błysnęły wrogo, a piasek zaszeleścił ostrzegawczo
 Wzruszył ramionami, ale nie odrywał oczu od zielonych tęczówek no Sabaku. Ten niemy pojedynek na spojrzenia przerwał sam Uzumaki.
 - GAAAAARAAAAAA!!! - wrzask blondyna sprawił, że kilkoro ludzi odwróciło się zaniepokojonych.
Chłopak sapiąc cicho dobiegł do nich - Obiecałeś, że pójdziemy kupić prezenty! - zaczął ciągnąc za rękaw zimowego płaszcza przyjaciela i patrząc na Sasuke nieprzychylnie wyszedł na poszukiwanie świątecznych podarunków.
 Wciskając zaciśnięte do bólu pięści w kieszenie czarnej puchowej kurtki, skierował się w stronę swojego domu, starając się samego siebie przekonać, że nie obchodzi go, dlaczego Usuratonkachi polazł z tym Piaskowym Ludzikiem.
 Wszedł do swojej posesji trzaskając wielkimi, mosiężnymi drzwiami tak mocno, że kołatka na zewnątrz uderzyła parę razy cicho w drzwi.
 Zapalił światło osuwając się na fotel. Zamknął oczy, aż zmęczony zasnął.

 ***************************************************************
 Obudził go kolejny koszmar. Znowu! Znowu to samo! Krew, krzyki, wyrzuty...
 Z pokoju na górze dotarło do jego uszu przeciągłe wycie. I szelest.
 Nie przerażało go to. W końcu dopiero przed chwilą uczestniczył w paradzie trupów. Uśmiechnął się gorzko. Po czymś takim nawet, gdyby to był jakiś morderca, to On Sasuke Uchiha by go zabił i to bez mrugnięcia okiem.
 Wszedł po schodach. Wycie nasilało się z każdą sekundą...Chwileczkę...Czy to nie pokój...Itachiego?!
 Zdziwiony wszedł do pomieszczenia ostrożnie, niepewnie. Mimo wszystko przywoływało najgorsze dla niego wspomnienia. Najgorsze, bo najszczęśliwsze. Przypominało mu co stracił, jak bardzo się co do niego mylił.
 Zaraz...Wydawało mu się, że to okno było zamknięte. A zresztą. Wiatr był silny, pewnie je otworzył.
 - Witaj ototo. - odwrócił się gwałtownie prawie potykając o jakiś rupieć
 Mrugnął parę razy, a kiedy zobaczył kto siedzi na jego łóżku wściekły rzucił się na przybysza.
 Młody mężczyzna odziany w czarny poszarpany płaszcz w czerwone chmurki, blady, ze smętnie zwisającymi długimi, czarnymi włosami i równie czarnymi oczami.
 - ZABIJĘ CIĘ! - jakie było jego zdziwienie, kiedy przeleciał przez nieproszonego gościa - C..Co?!
Podniósł się wpatrując się szerokimi oczami w Itachiego.
 - Za późno, mały. - zjawa wstała i gestem jego brata, uderzyła w czoło zaskoczonego chłopaka - Ja już nie żyję.
 Jeśli myślał, że przerażające sny uodpornią go na wszelkie anomalie życia to się przeliczył. Zaczął się cofać, aż natrafił z powrotem pod to cholerne okno, które przyciągnęło go tutaj.
 - Po...wiedzia...łeś, że jesteś martwy?! - zaskoczenie i radość mieszały się w jego głosie  - Znaczy się : NIE ŻYJESZ?! - nagle zdał sobie sprawę, że to nie on go zabił. Czyżby jego zemsta już nic nie znaczyła?!
 Z lekko kpiącym uśmiechem duch złapał go za rękę.
 - Nie. - zaprzeczył - Nie jestem Itachim Uchihą,jakiego znasz. Przybywam z przyszłości. Dalekiej przyszłości...Ale mimo to jestem Duchem Przeszłości.
 Sasuke, który szybko odzyskał rezon wyrwał się zjawie i z ironią wymalowaną na pięknej twarzy odwrócił się, mając zamiar wyjść.
 - Duch Przeszłości z Przyszłości?! - wykrzywił się pogardliwie - Rozgryzłem Cię, braciszku. Używając Genjutsu chcesz sprawić, żebym zwariował, czyż nie? - zatrzasnął drzwi wychodząc z pokoju. Sekundę później za nim, tuż za nim pojawił się Itachi, który wyszedł z niego bez otwierania ich.
 - Dlaczego mi nie wierzysz Sasuke-chan? - czarnowłosy zatrzymał się, słysząc zdrobnienie w ustach brata
 Nie przestając wierzyć, że to tylko próby jego Aniki, by pozbawić go zmysłów zaczął.
 - Raz : Ty możesz mnie dotknąć, a JA Ciebie nie. - mruknął 
 - Chcesz mnie dotknąć, Sasuke...-chan? - Itachi uśmiechnął się delikatnie łapiąc mlecznobiałą dłoń - Jeśli  Ci pozwolę możesz...Widzisz? - splótł ich palce - Coś jeszcze?
 - Taaa. Duchy nie istnieją. Po drugie... - nie dokończył odsuwając dłoń starszego
 - Hmmm...Wiem. Chodzi ci o to, że jestem Duchem Przeszłości, a jestem z Przyszłości. - tym razem nie chcąc słyszeć sprzeciwu, przerzucił trzynastolatka przez plecy i zaniósł do salonu, a gdy się tam znaleźli odstawił go na ziemię, o czym pstryknął palcami.
 Młody Uchiha osunął się bezwładnie na fotel. To co widział sprawiło, że jego oczy, tak jak i usta rozwarły się szeroko. A widział samego siebie.
 
 Pięcioletni Sasuke krzątał się po domu w poszukiwaniu ukrytych przez Mikoto prezentów. Przetrząsnął już pokój gościnny, nawet próbował zakraść się do pokoju rodziców, ale przyłapał go tam Aniki.
 Spuszczając główkę w poczuciu winy próbował wyminąć starszego brata, ale ten zatarasował mu drogę.
 - Hey ototo. - wyższy chłopak z czułością poczochrał włosy mniejszego
 - Itachi- nii san. - mały Sasuke spojrzał na niego przepraszająco - Już nie będę szukał prezentów. Obiecuuuuję. - zrobił wielkie oczy starając się przekonać starszego - Tylko nie mów Okaasan i Otosan. Proooszę.
 Widząc skruszoną minę brata dziesięciolatek kucnął koło niego i z rozbawieniem szepnął mu do ucha, radując tym malucha.
 - Tylko pod warunkiem, że pomożesz mi. - chłopiec, czując się zaszczycony tym, że może pomóc starszemu podskoczył radośnie
 - A w czym, a w czym?


 Obecny Sasuke patrzył zmieszany na tą, jakże rodzinną scenę.
 - Pamiętasz, co Ci wtedy odpowiedziałem? - lekko uśmiechnął się na wspomnienie tamtych, szczęśliwych jeszcze dni
 - " Tylko jeśli Ty pomożesz mi szukać moich." - wyszeptał młody Uchiha patrząc melancholijnie na obrazek przed nimi


 - Sasuke! Itachi! - radosny głos Mikoto rozniósł się po domu - Chodźcie! Czas udekorować choinkę!
 Na te słowa dwójka zerwała się, a pięciolatek spojrzał na brata z zawziętością w lśniących oczkach.
 - Ścigamy się! - chłopcy zaczęła biec
 Starszy z nich specjalnie dawał fory mniejszemu, tak, aby tamten nie czuł się przegrany.
 - Pieeeerwszy! Mamo! Taaato! Widzieliście?! Wygrałem!
 - Jestem z ciebie dumna, mój mały zuchu. - czarnowłosa kobieta podeszła do pięciolatka, ukucnęła obok niego i pocałowała w czoło - A teraz ubierz choinkę.
 Sasuke spojrzał w stronę fotela, na którym siedział jego idol, duma i przyszłość. Chciał być taki jak on.
 - Taaaato! Przyłączysz się? - mały podszedł do fotela, ale ojciec nawet nie podniósł wzroku znad gazety
 - Sasuke, syneczku, idź ubierz choinkę z Itachim. - nie trzeba było dwa razy powtarzać
 Już po chwili dwaj bracia ubierali razem wielkie drzewko, świetnie się przy tym bawiąc



 - I co chcesz tym zyskać? - zapytał gorzko teraźniejszy Sasuke ścierając łzę, która zabłąkana spłynęła po jego policzku - To wszystko było ZANIM wyciąłeś nasz Klan!
 Itachi spojrzał na niego gorzko. Nie mógł mu powiedzieć...Nie. Może jedynie zrobić tyle ile zrobił.
 - Dzisiejszej nocy odwiedzą Cię jeszcze dwa duchy. Bądź na to przygotowany. I pamiętaj. - jeszcze raz zerknął na swojego Ototo - Były też dobre chwile. - po tych słowach zniknął
 Przetarł oczy, po czym wzruszając ramionami westchnął rozdrażniony.
 - To musiało być Genjutsu. Cholerny Itachi. - z tymi słowami wrócił na górę i położył się spać.

 *******************************************************************

 Tym razem wybijała północ, kiedy poczuł, że ktoś szarpie go za ramie. Nieprzytomny uchylił jedno oko, ale w ciemności nic nie zobaczył.
 - Sasuke-kun. Obudź się. - spokojny, melodyjny i co najgorsze dziewczęcy głos rozniósł się po jego sypialni. ZARAZ! Dziewczęcy?!   
 Niech to nie będzie Haruno. Niech to nie będzie Haruno...Przygotowany na najgorsze zapalił małą nocną lampkę.
 W jej świetle zobaczył...
 - Odbiło Ci, czy co?! - wrzasnął podrywając się z łóżka
 Ten zimny, bezuczuciowy, nieczuły na wszystko Sasuke, którym był za dnia, gdzieś zniknął.
Teraz liczyło się tylko to, że w jego pokoju była DZIEWCZYNA!
 - No proszę, proszę. - ton różowowłosej świadczył o tym, że jest rozbawiona - Uchiha Sasuke okazał emocje? Nie wierzę... - mruknęła kpiąco i roześmiała się pogardliwie
 - Sak..ura? - zająknął się zaskoczony takim zachowaniem jego odwiecznej fanki
 - Pewnie zastanawiasz się co robię w twoim pokoju po północy?
 - Jakbyś zgadła. - znowu przybrał kamienną maskę
 Jednak nie zrobiło to na niej takiego wrażenia, jak się spodziewał.Właściwie nie zrobiło żadnego.
 - Przecież Itachi uprzedzał Cię o mojej wizycie.
 Zdezorientowany przypomniał sobie bełkot brata o duchach.
 - Niech zgadnę. - ton czarnookiego ociekał złośliwością - Duch Przyszłości? - zaśmiał się ubawiony własnym żartem
 Bo jeśli Haruno jest jego przyszłością, to wolałby jej nie mieć w ogóle. 
 - Nie. Duch Teraźniejszości i nie wiem co cię tak bawi. - zmierzyła go chłodnym wzrokiem
 - Teraz mi pewnie powiesz, - kontynuował znudzonym tonem - że zabierzesz mnie gdzieś.
 - Jakbyś zgadł.
 Wstał i usiadł na łóżku zakładając ręce i patrząc na nią z zaciętością i oczekiwaniem. Haruno nie ma Mangekyou, więc nie pokaże mu jakichś szalonych obrazków.
 Jednak dziewczynie jego poza nie przypadła do gustu i szarpiąc go za przegub pociągnęła w stronę okna.
 - ZWARIOWAŁAŚ?! - widząc jak dziewczyna przechodzi przez otwarte okno szarpnął się starając wydostać z zaskakująco silnego uścisku. - Jak chcesz się zabić to mnie w to nie mie...
 Zamilkł bo nagle poczuł, że leci. Dosłownie - unosił się w powietrzu. Jednak ta podróż nie trwała długo. 
 - Dlaczego mnie tu przyprowadziłaś? - zapytał zdziwiony i ciągle zszokowany. Możliwe, że ona naprawdę była duchem...
 Zielonooka nie odezwała się już słowem, tylko pstryknęła jak wcześniej Itachi i w miejsce pogrążone ciszą , pojawiły się światełka, a z wnętrza dobiegła ich delikatna melodia kolęd.
- Chodźmy. - pstryknęła jeszcze raz i znaleźli się w środku
 
 Przy suto zastawionym stole siedzieli prawie wszyscy, których znał.
 Była Sakura z uczepionym u jej boku Lee, który próbował pocieszać zdołowaną dziewczynę. Oczywiście tym, że "Sasukeee-kuuun nie przyszedł ".
 Obok nich siedział Kiba, rzucający resztki Akamaru, który radośnie merdał ogonem. Jednocześnie chłopak próbował zagadać do zarumienionej Hinaty.
 Kolejny - Shino, wpatrujący się nieufnie w świąteczny barszcz. Zupełnie, jakby ten miał się na nieg rzucić, czy coś. Następnie Ino rozprawiająca wesoło z Chojim, który postanowił wyciągnąć od dziewczyny przepis na ciasteczka w czekoladzie. Flirtujący TenTen i Neji.
 Shikamaru, szukający sposobu, by zaimponować pewnej chłodnej dziewczynie z Suna-Gakure, Kankuro rozprawiający o czymś z wtulonymi w siebie Iruką i Kakashim...


 - I co mam się cieszyć? - mruknął nie rozumiejąc niczego
 - Ilu osób nie ma? - zapytała Sakura, jakby go nie słyszała
 - Zaraz...Trzech, ale widzę tu wszystkich, oprócz...Zacisnął gniewnie dłonie, aż pobielały my kłykcie - Mnie. I Młotka...
 - I? - drążyła Haruno
 - Gaary. - ostatnie imię było prawie niesłyszalne przez zaciśnięte zęby
 - Właśnie. - uśmiechnęła się lekko - Zobaczmy gdzie są...


 - Gaara...- blondyn stał ze zwieszoną smętnie głową. Nie wiedział co robić.
 - Naruto... - zielonooki złapał delikatnie za podbródek chłopca całując delikatni                                        
                                                           
 - Dlaczego nie chcesz nam dać szansy? - wyszeptał patrząc w lekko zamglone niebieskie tęczówki

 - Bo...bo...- jasnowłosy nie odpowiedział starając się nie patrzeć na czerwonowłosego
 - Kochasz Uchihe... - odetchnął ciężko no Sabaku
 Widać było, że blondyn zastanawia się, czy nie skłamać, nie zrobić czegokolwiek, by ta żenująca prawda nie wyszła na jaw.
 - To aż tak bardzo widać? - wymamrotał w końcu zrezygnowany
 - Ja to widzę, ale inni jeszcze nie.
 - A dlaczego...Ty to widzisz? - błękit spotkał się ze szmaragdem
 - Bo ja Cię kocham. - Gaara złapał twarz Uzumakiego w obie swoje dłonie - To uczucie cię niszczy, Naruto. On jest zbyt zapatrzony w zemstę, by cię docenić. - pod wpływam dotyku na policzkach, niższego z chłopców zalał rumieniec - Będziesz na niego czekał całe życie martwiąc się, że w każdej chwili może cię zostawić? Właściwie...On Cię nie zostawi, bo jest za głupi, żeby spróbować z Tobą być.
 - Może masz rację. - szepnął niebieskooki - Ale...Chcę dać mu ostatnią szansę. - wysunął się z ramion rówieśnika - Jeśli dzisiaj nie przyjdzie, dam sobie z nim spokój.
 - Dobrze. - zielone oczy rozbłysły radością. Wiedział, że Uchiha jest za dumny, żeby przyjść...


 Stał osłupiały. W jego mózgu na zmianę kołatały dwie informacje. Naruto go KOCHA. Ale straci to przez swoją zawziętość...
 Widząc wyraz jego twarzy Sakura uśmiechnęła się lekko.
 - Moja rola spełniona. - już po chwili był znowu w swoim domu, a dziewczyna zniknęła

 ***********************************************************************

 Nie potrafił już spać. Kiedy nadszedł Duch Przyszłości siedział w kuchni popijając kakao.
 Jednak nawet jeśli był przygotowany na nadejście kolejnego ducha, to osoba, która nim była zaskoczyła go zupełnie.
 - Witaj Sasssuke. - mężczyzna o twarzy jasnej jak śnieg za oknem i złocistych oczach skłonił się ironicznie
 - Ty? - strach ścisnął gardło trzynastolatka - Jesteś moją...Przyszłością? - dokończył słabo
 Orochimaru z tym swoim jadowitym uśmieszkiem i skinął jedynie głową.
 - Ale sam mnie wybrałeśśś. - zachichotał widząc desperację na twarzy równie bladej jak jego
 - Nie! To ty nałożyłeś na mnie Przeklętą Pieczęć! - pusty, a jednocześnie zły wyraz twarzy Wężowatego przeszywał czarnowłosego chłodem
 Mężczyzna zaśmiał się tym swoim okrutnym śmiechem, a ten rozniósł się po całym domu.
 - Ale to ty odrzuciłeś przyjaciół, żeby zabić brata. To ty zabiłeś Naruto...
 Te słowa wytrąciły z bladej dłoni kubek, a kakao rozlało się po podłodze.
 - C..CO!? - Sasuke zatkał uszy dłońmi, jak dziecko, które nie chce słyszeć złośliwości kolegów
 - To nieprawda! - głuchy wrzask dołączył do lodowatego śmiechu
 - Ależ prawda. Prawda. - długowłosy kiwał głową przemawiając powoli. Jak do kogoś nie w pełni sprawnego umysłowo - Chętnie Ci to pokażę. - kolejna już osoba złapała za jego nadgarstek i już po chwili znowu się unosił
 Jednak tym razem nie leciał donikąd. Unosił się po prostu w powietrzu, aż zobaczył przed sobą cmentarz.
 Zimny, pusty cmentarz, na którym były setki nagrobków. Jednak Orochimaru zaprowadził go do jednego, na którym wielkimi tłustymi literami pisało " Naruto Namikaze Uzumaki, Rokundaime Hokage, ur. 10 października , zm. 23 lipca. Chronił wioskę do ostatniej chwili. Zginął z ręki przywódcy Akatsuki - Sasuke Uchihy"
 COOO?! On przywódcą Akatsuki?! Przecież, jeśli to prawda to zabił Naruto w swoje urodziny! Czy będzie, aż taki okrutny?!
 - Zabierz mnie z powrotem. - szepnął, a chwile później po Orochimaru nie było śladu

*********************************************************************

 Trzy dni później w domu Kakashiego i Iruki panowała wrzawa. Byli tu prawie wszyscy. Prawie, bo nie było Sasuke Uchihy.
 - Naruto, czy możemy porozmawiać? - zapytał Gaara
 - Przecież rozmawiamy. - blondyn uśmiechnął się, nic nie rozumiejąc
 - Na osobności...- czerwonowłosy uśmiechnął się sugestywnie
 - D..Dobrze. - w tej chwili rozległ się dzwonek. - Ale najpierw otworzę. 
 - O hej TEME! Jednak zde... - nowoprzybyły wtargnął do środka przygważdżając Naruto do ściany pocałunkiem
 Wszyscy patrzyli na to w szoku.
 - Jesteś mój, Usuratonkachi.
 - Tak. Jestem Twój, Teme. - blondyn pociągnął go do suto zastawionego stołu - Wesołych świąt.
 - Wesołych świąt. Usuratonkachi...

******************************************************************

 - Znowu opowiadasz im tę bajkę? - zapytał karcąco czarnowłosy zabierając wielką, brązową książkę
 - Ale wuuuuujkkkkuuuuuu! - dzieci zawyły niezadowolone przerwaniem opowiastki - Czy to prawda? Czy ty i wujek Naruto mieliście taką historię? - pytały na zmianę Sasame i Nachito
 - Aniki...Ja Cię kiedyś zabiję. - mruknął Sasuke z uśmiechem
 Do salonu dołączył lekko zaspany Naruto.
 - Odbiło wam?! Jest wpół do drugiej w nocy! Historyjek się zachciało, teges tamteges. - mruknął poganiając Itachiego i jego dzieciaki do łóżek. - A Ty Sasuke-teme ze mną! I to już!
 - Jak rozkażesz Tenshi (Aniele). - czarnowłosy zawinął ramię wokół talii swojego ukochanego - Albo nie, lepiej pasuje jednak Usuratonkachi. - przerzucił przez plecy swoje kochanie i skierował się na górę.
 - TEMEEEEEE!!!




 THE  END

wtorek, 23 grudnia 2008

Oneshot:Jednak nie miałeś racji...Bracie

  Oneshocik świąteczny! A co! Wbrew tytułowi nie ItaSasu (kazirodstwu STOP xp )
 
  WSZYSTKIM!

  Shinnen omedeto! Kurisumasu Omedeto!  prezent  całus
  
      Ostrzegam, że w notce do znudzenia jest powtarzane słowo NIENAWIŚĆ

      Kilka faktów z "Naruto" zostało pozmieniane, na rzecz opowiadania.
 
      Parringi : Nieodwzajemnione SasuNaru i ...

 ( Lustrzane Odbicie - to moja technika xp )

                       Oneshot:Jednak nie miałeś racji...Bracie.

  Jestem tu już dwa i pół roku. Tak długo bez słońca, radości. Pochłonięty chłodem, zemstą, oczekiwaniem śmierci.
  W głębi serca nie wierzę, że uda mi się Go pokonać, zemścić się za lata samotności i pozbawienie mnie dzieciństwa. Jedyną osobą, która rozświetlała moje mroczne życie był ON. Naruto... I znowu to Uzumaki wpływał na zmianę jego planów.
 Po wczorajszym spotkaniu w Dolinie Końca wiedział już, że były uczeń Sarutobiego chce od niego tylko i wyłącznie jego ciała, a on nie chciał się z nim rozstawać. Poza tym podświadomie wiedział, że wszystko, co miał mu przekazać Orochimaru udało mu się opanować. Tak więc pozostało mu wrócić do Konohy, gdzie mieszkał jego ukochany.Tak. Jest gejem i kocha Naruto.
 Ale dlaczego akurat wczorajsze spotkanie, z niewidzianym od lat chłopakiem sprawiło, że zapragnął powrotu? Otóż powód mógł się wydawać chory i bezsensu dla innych, ale dla niego to co zobaczył było wskazówką. Uzumaki go nie nienawidził.
 To, czego nauczył go Aniki swoim zachowaniem, to to, że miłość od nienawiści dzieli jeden krok. Wystarczy, że kogoś znienawidzisz, a staje się on dla ciebie całym życiem. Światem. Myślą. Obsesją.
 W którymś momencie robisz nieświadomie ten ostatni krok i nienawiść zmienia się w miłość. Był pewien, że gdyby nie byli rodziną pokochałby Itachiego. Ponieważ jednak byli, żywił do niego uczucie czysto braterskie, jednak wyciągnął z tego odpowiednie wnioski.
 I dlatego robił wszystko, by Naruto go znienawidził. Przez ponad dwa lata żył w nadziei, że Usuratonkachi to zrobi i przekroczy granice. Widząc go wczoraj patrzącego na niego z troską i żalem zamiast czystej nienawiści, doszedł do wniosku, że za mało się stara. Może jeśli wróci do wioski, zniszczy ją, a Uzumaki zapragnie jego zguby, skupi się tylko na jego osobie. Będzie całym życiem Młotka...
 Usłyszał cichy głos, który sprawił jednak, że jego serce drgnęło nerwowo w kamiennej piersi.
 - ...zostaję. - domyślił się, że trafił na sam koniec rozmowy - Ale...- blondyn zawahał się i nie kończąc spojrzał zdezorientowany w jego stronę
 Orochimaru skinął na niebieskookiego.
 - Dokończymy później, ale pamiętaj. Masz być posłuszny, Kyuubi. - po tych niezrozumiałych dla czarnookiego słowach Naruto zniknął w chmurze białego dymu
 Wężowaty chwilę później pojawił się koło potomka klanu Uchiha.
 - Więc, Sasuke? Od rana twierdziłeś, że musimy porozmawiać. - Sannin nie przestawał krzywić pogardliwie tych swoich jadowitych ust. Jak on go nienawidził...
 - Nieważne. - odpowiedział krótko
 Nie powie przecież teraz, że odchodzi. Może więc w twojej teorii jest luka, braciszku? Bo tego gada NIGDY nie pokocham.
 Złotooki wzruszył tylko ramionami, a grymas na jego twarzy poszerzył się.
 - Od jutra mamy nowego członka. Zaopiekuj się należycie Naruto-kun. -
 Nie słuchał wywodów swojego sensei. Myślał intensywnie.
 Musi zmienić plany i chwilowo zarzucić próby rozkochania Młotka w sobie, zastępując je miłym, życzliwym zachowaniem. Tylko tak dowie się, po co Usuratonkachi TU przyszedł.
 Jeśli po niego, to już idzie po i powie mu, że mogą wracać.  Ale ta dziwna rozmowa...NIE! Nic się nie zgadza! Bez słowa odwrócił się i skierował w stronę bazy.
 Gdy tylko znalazł się wewnątrz jaskinio-podobnego budynku, skierował się do swojej komnaty. U Orochimaru nie było pokoi. Jego kryjówka, choć z zewnątrz wyglądała jak bunkier, wewnątrz przypominała zamek utrzymany w stylu gotyckim.
 Kiedy wszedł "do siebie" znalazł widok, którego się nie spodziewał.
 - Usuratonkachi? Co tu robisz?! - spytał skołowany, patrząc na skulonego blondyna, siedzącego na identycznym jak jego łóżku. Zdziwiony zapomniał, że obiecał sam sobie nie wypowiadać na głos tego pieszczotliwego przezwiska.
 Gdy zapłakane błękitne tęczówki wbiły w niego smutne spojrzenie coś ścisnęło mu serce.
 - Sasuke-teme. - Uzumaki uśmiechnął się słabo - A co TY tu robisz?
 Uchiha zamknął za sobą drzwi i starając się uspokoić wykrzywił ironicznie.
 - No właśnie. Czego miałbym szukać we własnym pokoju? - przypomniał sobie o swoim postanowieniu i siadając na materacu niezdarnie jednym ramieniem objął kruchą istotę obok - Co się stało?
 Niższy z chłopców spuścił głowę i rozpłakał się jeszcze bardziej.
 - Ja...ja ju...uż nie mogę. - wyszlochał bezradnie wtulając się w jego szyję jeszcze bardziej
 Rozkoszując się ciepłem ciała obok czekał, aż przyjaciel ponowi przerwany wątek.
 - On wygra. Nie mam już siły z nim walczyć. - wyszeptał, tak że jego oddech parzył mu śnieżnobiałą szyję
 Nie mógł tak po prostu patrzeć, jak jego ukochany cierpi. Zwłaszcza, kiedy opalona twarz znalazła się kilka centymetrów od jego. Po prostu zrobił to, co wydawało mu się słuszne.
 Dalej nie bardzo rozumiejąc monolog kolegi, wpił się w malinowe usta.
 Pocałunek był czuły, delikatny, a jednocześnie chciwy i namiętny. Przez jedną chwilę czarnookiemu wydawało się, że przerodzi się w coś więcej. Do momentu, gdy Naruto wyrwany z letargu, odpychając go odskoczył jak oparzony.
 - Co ty wyprawiasz TEME!? - Uzumaki przeszedł przez pomieszczenie, zajmując jego łoże
 Wstał, chcąc podejść do tego narwańca i wszystko wytłumaczyć, ale zatrzymał go przeciągły wrzask kolegi.
 - NIE ZBLIŻAJ SIIIIIIĘĘĘĘĘ!!! - zrezygnowany usiadł, ciągle odczuwając skutki pocałunku - Co Ci strzeliło do tego zakutego łba?!
  Nie podobało Ci się. Pomyślał gorzko i odwrócił wzrok. Teraz trzeba wybrnąć z tego z twarzą. Ale kiedyś mnie zapragniesz. Już ja tego dopilnuję.
 - Musiałem jakoś cię uciszyć. Użalałeś się nad sobą, jak baba pomijając konkrety. - warknął, starając się jednocześnie opanować kołatanie serca. Po raz pierwszy od pocałunku przyjrzał mu się uważnie.
 Blondyn stał na ugiętych nogach, dysząc ciężko. Tułów pochylony, ręce oparte na udach, napięte mięśnie. Był wściekły.
 - Naprawdę Ci u tego gada odbiło. - odburknął zrezygnowany syn Minato, osuwając się na materac
 - Skoro tak go nienawidzisz, to dlaczego tu jesteś? - szatyn starał się ukryć cynizmem swoją troskę
 Słoneczne oblicze zachmurzyło się znowu.
 - Jakieś pół roku temu Kyuubi zaczął się buntować. - westchnął ciężko - Zaczyna zmuszać mnie bym myślał, jak on. Bym zachowywał się jak on. Ale radziłem sobie. Albo tak mi się przynajmniej wydawało.
 - Coś się musiało stać. - tym razem kiedy się podniósł, by do niego podejść Uzumaki nie oponował.
 - Niedawno walczyłem z Saiem. - Sasuke zesztywniał słysząc emocje drgającą na myśl o przyjacielu.  - Podczas walki Lis przejął nade mną kontrolę i prawie nie zabiłem jednej z najważniejszych dla mnie osób. - nie spodobało mu się zdanie, które usłyszał. Brzmiało tak...dwuznacznie. Zacisnął pięści na pościeli - Musiałem odejść.
 - Dalej nie rozumiem jednego. - już nie próbował pocieszyć  przyjaciela, żeby go znowu nie spłoszyć
 Zmęczony chłopak nawet na niego nie spojrzał.
 - Czemu przyszedłeś akurat do tej gadziny?
 - Bo on jest moją ostatnią nadzieją. - zerknął na zegar - A teraz przepraszam, mam trening. - po tych słowach niebieskooki wyszedł zostawiając go samego
 Potomek założycieli Policji Konoha przez chwilę zastanawiał się, co też mogą oznaczać te słowa.
I wtedy to do niego dotarło.
 Orochimaru rzeczywiście był ostatni. Jiraya nie żył. Tak samo jak Sarutobi i Yondaime. Ostatnim, który potrafiłby wykonać technikę pieczętowania TEJ pieczęci był właśnie ON.
  Więc ty też jesteś teraz na niego skazany. Ale nie martw się. Nie pozwolę, aby Kyuubi przejął nad Tobą kontrolę. Nie wiem jak, ale go powstrzymam...
 

 ********************************************************************

 Nie udało mu się. Z dnia na dzień patrzył, jak jego Młotek znika zastępowany kimś zupełnie innym.
 Najpierw zmiana była prawie niedostrzegalna. Przypomniał sobie rozmowę, która miała miejsce zaledwie miesiąc po dołączeniu do nich Naruto.



 Siedział pod drzewem wpatrując się w walczącego Uzumakiego. Jedno musiał przyznać.
Może i Orochimaru nie był dobrym człowiekiem, o ile był nim w ogóle a co do tego miał wątpliwości.    
 Jednak jeśli było coś, co ten Gad potrafił, to była to walka. Znał go dość długo by to wiedzieć, jednak to, co naprawdę go zaskoczyło, to były postępy Młotka.
 Kiedy zobaczył, jak Naruto przy technice Orochimaru uskakuje, zanim on sam zdążył zauważyć co się dzieje osłupiał. " Przecież to niemożliwe..."
 - Kanashibari no Jutsu. - długowłosy spokojnie zastosował technikę paraliżu, ale i tym razem blondyn go zaskoczył
 - Lustrzane odbicie! - złożył dłonie w parę pieczęci i jutsu odbiło się w ostatniej chwili, z powrotem kierując się w stronę złotookiego
 - Nieźle. - mężczyzna zachichotał złowrogo i wymamrotał - Uwolnienie.
Jakie było zdziwienie wszystkich, kiedy zamiast wyrwać go z otępienia, technika sprawiła jedynie, że zawył z bólu.
- Za wolno. - wyszeptał Uzumaki stając za plecami Wężowatego, kończąc walkę
- WAOOO! - Karin wrzasnęła tak, że siedzący obok Suigetsu musiał  sobie zasłonić uszy, żeby nie ogłuchnąć - On jest suuuuuper.
 No jasne, że jest. W końcu to mój Młotek. uśmiechnął się kącikami ust na tę myśl.
- Nie podniecaj się tak. - srebrnowłosy spojrzał na nią ironicznie - On już jest zajęty.
 NO WŁAŚNIE! Zaraz...Czy to możliwe, żeby się domyślił? Zerknął na niego kątem oka. Niee. Więc o co chodzi? 
- O czym ty bredzisz? - nie wytrzymał i zapytał chłodno
Jakby zachwycony tym, że właśnie Uchiha go pyta, posiadacz miecza Zabuzy odpowiedział radośnie.
 - Przyłapałem ich jak się zabawiali. - słowa dudniły w uszach dumnego posiadacza sharingana
 Widząc minę czarnowłosego zaśmiał się radośnie.
 - A ja myślałem, że Sasuke Uchiha  jest za dobry, by się kimś interesować. A tu...Niespodzianka.
 - Wcale mnie nie interesuje. - wymamrotał, ale nawet dla niego nie brzmiało to przekonująco
 Ciszę, jaka zaległ po tym stwierdzeniu przerwał cyniczny głos Uzumakiego idącego ramie w ramię ze swoim sensei
 - Robisz się coraz wolniejszy. Może powinieneś już zacząć już myśleć o ciele tego tam? - zaśmiał się cynicznie 
 Czarnooki zamarł. To był żart, prawda? Tak. To napewno był żart. Tak też postanowił to potraktować.
    
 Potem było już tylko gorzej. Nieustanne zastanawianie się, czy Usuratonkachi jest z tym Gadem, coraz częstsze treningi, coraz chłodniejsze odpowiedzi, aż do całkowitego ignorowania jego osoby.
 - Nie za wcześnie na powrót? - zapytał nie potrafiąc powstrzymać goryczy, która przebiła się w jego głosie
 Naruto nawet nie odpowiedział. Po prostu położył się spać.
 Tego już nie zniósł. Rzucił się na blondyna z wściekłością w czerwonych oczach, jednak nie przewidział, że drugi chłopak przy pomocy chakry po prostu odrzuci go na drugi koniec pokoju.
 - Nie waż się mi przeszkadzać, słabeuszu, bo zabiję.
 Podniósł się i ze zwieszoną głową poszedł do swojego łóżka. Śniły mu się piękne błękitne oczy.
 Obudził się w nocy. Jakie było jego zdziwienie, gdy zauważył, że w łóżku po drugiej stronie nikogo nie ma.
 Wiedziony przeczuciem wyszedł, zabierając ze sobą nieodłączną katanę. Ledwo wyszedł z ich kryjówki, a do jego uszu dotarł głośny, przeciągły jęk. Nie. Proszę. Niech to nie będzie...
 Zamarł. Po jego twarzy wbrew jego woli zaczęły spływać kryształowe, słone krople.
                                              
 Tuż przed jego oczami rozgrywała się scena rodem z książeczek jakie czytywał Kakashi. Nie. Dużo ostrzejsza.
 - AHMM! - z gardła Orochimaru wydobył się krzyk, stłumiony przez członek, znajdujący się w jego ustach
 Przed nim klęczał...Naruto. Jego Naruto. Starł wierzchem dłoni łzy, które nie chciały przestać kapać na podłogę.
 - Oooo. Tak. No i kto teraz jest posłuszny? - wysapał łapiąc za głowę długowłosego - Szybciej suko. - widząc, że nie daje rady zaczął brutalnie wpychać swojego penisa całego do gardła dławiącego się mężczyzny, dodatkowo ciągnąc jego głowę w swoją stronę
 Jednak taka zabawa szybko mu się znudziła i uderzając w wypięte pośladki, odepchnął go od siebie, wstał i przygwoździł go do drzewa, twarzą do pnia. 
 -  Teraz się zabawimy. - szarpnął czarne włosy do tyłu, aż złotooki pisnął, po czym brutalnie wszedł
 Więc to wszystko prawda. Naruto był z Orochimaru...Więc jednak teoria jego brata była słuszna. Nienawiść i miłość dzieli jeden krok. Ich nienawiść była większa...
 - AAAHHHHH! - jęk pełen rozkoszy rozniósł się po lesie - SZYBCIEJ! KYUUBI! - Wężowaty starał się jakoś przyspieszyć ruchy swojego kochanka - SZ...YYBCIEEEEEJ!
 Zrobiło mu się niedobrze. Zwymiotował. Usłyszał jeszcze tylko dwa krzyki spełnienia i zemdlał.
 Kiedy się ocknął zauważył pochylonego nad nim Naruto, patrzącego na niego parą krwistoczerwonych ślepi.
 - Ty nie jesteś Naruto. - wyszeptał, dobrze wiedząc z kim ma do czynienia
 - Zawsze byłeś spostrzegawczy. Sasuke. - Orochimaru podszdł do nich - Ale nie spodziewałem się po tobie podglądania. Nieładnie. - zamachał mu palcem wskazującym przed twarzą
 Kyuubi pochylił się nad nim zbliżając usta do ust czarnookiego. Uchiha zadrżał z podniecenia, czując zapach Naruto.
 -  Aleś ty chętny. - Lis zaśmiał się cicho - Mógłbym Cię przelecieć, a ty tylko byś się cieszył. - wstał i przeciągnął się ukazując całe nagie, wyrzeźbione ciało. Ciało Naruto. Poczuł, jak krew uderza mu do twarzy. - Ale...I tak będę miał twoje ciało, kiedy mój mały uke je przejmie.
 Orochimaru zaczerwienił się gwałtownie.
 - Mówiłem, żebyś tak o mnie nie mówił! - wrzasnął
 - Taaaa. Jasne. - mruknął Kyuubi zawijając ramię wokół ubranego już sensei. Sam również zdążył się ubrać.
 Sasuke podniósł się, ciągle trochę osłabiony, ale wściekły.
 - Gdzie jest Naruto?! - dwie pary czerwonych oczu mierzyły się w ciszy
 Jedna pełna kpiny, złośliwości i tryumfu. Druga, zdobiona łezkami. Były w niej rozpacz, przerażenie i strach.
 - Tam gdzie ja kiedyś.Ale w przeciwieństwie do mnie się nie wydostanie. - zaśmiał się odchodząc z uwieszonym jego ramienia Orochimaru - Mogłeś go uratować. - westchnął zmęczony - Przez dwa lata starałem się przejąć bezskutecznie jego ciało.
 - Przecież twierdził, że zacząłeś pół roku temu...
 - Tak naprawdę był to mój cel odkąd znalazłem się w tej przeklętej klatce. Ale najpierw był Iruka, reszta i w końcu Ty. - zaskoczenie szatyna tylko pogłębiło jego rozbawienie
 - W końcu?
 - Byłeś dla niego najważniejszy. Po twoim odejściu się załamał. A kiedy pół roku temu zabito Jiraye...
 - Stracił sens...
 - ...i nie było nikogo, kto by go pocieszył. - dokończył Kyuubi pozbawionym emocju głosem - A on potrzebował tylko odrobiny miłości. Mogłeś mu ją dać...ale nie potrafiłeś. - po tych słowach odszedł
 Tępo wpatrywał się w miejsce gdzie zniknęły dwie postaci.
 Jednak nie miałeś racji, bracie. Można nienawidzieć jednej osoby, jednocześnie poświęcając myśli komuś innemu. Można nienawidzieć i kochać jednocześnie dwie różne osoby. Bo gdzieś w głębi Kyuubiego jest mój Naruto. I jego kocham. I dla niego żyję. I dla niego umrę.
 W głębi duszy wiedział, że nie przywróci Uzumakiego do tego świata. Że jest już za późno.
Ale nawet, jeśli to nic nie da i tak spróbuje. Odda wszystko, będzie żył nadzieją, że kiedyś znowu ujrzy te oczy w kolorze nieba...


 THE END

 Dziwne mi to opo trochę wyszło ^^'