Zawitało

piątek, 24 grudnia 2010

Wspomnienie zeszłych Świąt

       
    Cóż. Nie jestem specjalną fanką świąt, ale niech będzie. Zbliża się 12. w dzień 24.12., a mnie dopadł pomysł, żeby napisać...To. Cóż - bywa ;)


    UWAGA! W tym oneshocie Naruto jeszcze nie odszedł na trening z Jirayą.

   
                                     Wspomnienie zeszłych Świąt


    Siedzę wśród samych znajomych osób. Gdziekolwiek nie spojrzę, widzę uśmiechniętą twarz. Wydaje się to głupie i infantylne - cieszyć się z tego, że mogę z kimś dzielić ten jeden, magiczny dzień. Wiem, jest wielu ludzi, którzy, jak ja, z radością podzielą się opłatkiem, wymienią życzenia i zaśpiewają kolendy...
    Ale znajdą się i tacy jak ty, którzy tylko prychną na tę odwieczną tradycję, po czym ostentacyjnie się od niej odwrócą, zajęci czymś tak codziennym, jak trening. 
    Cóż...
    Naprawdę jestem szczęśliwy, że swoje pierwsze prawdziwe święta spędzam w gronie znajomych, jednak pomimo ogromu życzliwości, pomimo świątecznej atmosfery, nie potrafię do końca się cieszyć tym, co mam. Czuję się jak ostatni niewdzięcznik, jednak podświadomie wiem, że te święta powinienem spędzić z tobą i nawet jeśli moja świadomość jasno rejestruje fakt, że to twoja wina, to mimo wszystko...
    Liczy się tylko jedna rzecz - nie ma cię tu i, o czym myślę z prawdziwym przerażeniem niegodnym ninja, może już nigdy nie będzie.
    Jeszcze dwa lata temu wzruszyłbym na to ramionami i cieszyłbym się czerwoną zupą, którą Iruka nazwał barszczem z uszkami. Dwa lata temu, pewnie pomyślałbym, że takiemu aroganckiemu dupkowi jak ty należą się samotne święta.
    No właśnie 2 lata temu.
   
                                                       Last Christmas
                                                       I gave you my heart
                                                       But the very next day
                                                       you gave it away
                                                       This year
                                                       To save me from tears
                                                       I'll give it to someone special
   
    Wystarczył jeden dzień, rok temu, kiedy zobaczyłem cię z innej strony. Kiedy poznałem twoje oblicze, którego nie chciałeś pokazywać nikomu, a i ja chyba dostąpiłem tego zaszczytu przypadkiem.
    Następnego dnia zachowywałeś się, jakby nic się nie stało, więc i ja zrobiłem to samo, jednak tamten dzień, kiedy po raz pierwszy obchodziliśmy Wigilię nie samotnie, ale z kimś, naprawdę zaistniał.
    Spędzałem te święta, jak każdy inny dzień w roku. Nie bardzo rozumiałem co to za zamieszanie, które powstało w wiosce przez ostatnie parę dni.
    Kakashi-sensei spóźniał się trochę mniej, Sakura-chan starała się być miła...Z naciskiem na starała. Jej próby ograniczały się do tego, że zamiast pięć razy dziennie, dostawałem przez potylicę tylko trzy razy.
    Jedyną osobą, która nie zmieniła w swoim zachowaniu absolutnie nic, byłeś ty.
    Głowa jak zwykle wysoko ponad entuzjazmem innych, a chłód, który wokół siebie roztaczałeś mógł zmrozić nawet najżarliwszego maniaka świąt.
    I niebywale mnie to cieszyło. To może zabrzmieć dziwnie, ale byłem zachwycony tym, że nie jestem jedyną osobą w wiosce, nie rozumiejącą idei całych tych 'Świąt Bożego Narodzenia', o których kilka razy słyszałem od Kakashiego.
    Tego dnia trening skończył się dużo wcześniej ku mojemu, jak i twojemu, niezadowoleniu.
    No bo co mieliśmy niby robić? Jedyne co nam zostawało, to wrócić do swoich czterech kątów i jeszcze wyraźniej odczuć różnicę, pomiędzy naszymi, a ich świętami.
    Ty miałeś jeszcze ten komfort, że mieszkając daleko od reszty, nie słyszałeś ich przesadnej, przynajmniej dla moich uszu, radości.
    Ja słyszałem aż nazbyt wyraźnie te ich śmiechy, okrzyki zachwytu i dźwięk jakichś dziwnych piosenek, których brzmienie w tych dniach zawsze dzwoniło w mojej głowie.
    Zostaliśmy sami. Sakura pobiegła do domu, wspominając coś o jakiejś pierwszej gwieździe, tradycjach i innych takich, podczas gdy Kakashi śmiał się, że zostały przysłowiowe dwie godziny do świąt, a on jeszcze nie zabił karpia, za co z kolei koledzy pewnie ubiją jego.
    Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. To była dosłownie nanosekunda, jednak szybko odwróciliśmy głowy, zbyt dumni, aby spytać o cokolwiek drugiego.
    Każdy poszedł więc w swoją stronę, dręczony własnymi koszmarami. Jeszcze wtedy nie chcieliśmy zauważyć, że nęka nas ten sam koszmar - samotność.
    Kiedy z braku lepszego zajęcia skierowałem się w głąb lasu, potrenować, już cię tam zastałem. Jak zawsze, kiedy gdzieś się kierowałem, ty już tam byłeś pierwszy.
    Dziwne. Zawsze, kiedy widziałem cię na sparringach, kierowałeś się czystą furią, pragnieniem destrukcji. Walka miała być twoim sposobem na wyładowanie wszystkich negatywnych emocji, które z dnia na dzień kumulowały się w tobie z przerażającą łatwością. 
    Jeszcze niedawno nie rozumiałem tej agresji. Do dziś pamiętam swoje przerażenie, kiedy wspomniałeś na pierwszym spotkaniu drużyny siódmej, że chcesz zabić 'pewną osobę'. Byłem wtedy święcie przekonany, że z jakiegoś powodu chcesz zabić mnie, heh. Później poznałem historię twojego klanu i już nie było mi tak do śmiechu.


                                                       Once bitten and twice shy
                                                       I keep my distance
                                                       But you still catch my eye


    Obserwując, jak z namiętną zaciekłością okładasz drzewo, by chwilę później uderzyć w nie siłą Chidori, mamrocząc coś w stylu 'muszę być silniejszy' oraz 'koniec z uciekaniem i byciem tchórzem', zacząłem się wycofywać.
    No bo co tu po mnie? Tylko się nasłucham, że pcham się, gdzie mnie nie chcesz...Dziękuję. Już się dziś nasłuchałem.
    Od kobiety, która szła z dzieckiem, a gdy przypadkiem się o mnie otarło ręką, wrzasnęła, że musi 'zmyć skazę demona', bo jej maleństwo umrze, zachoruje, czy co tam jeszcze. 
    Od mężczyzny, który słysząc, jak w Ichiraku ramen proszę staruszka o kredyt, prychnął na temat naciągaczy i obdartusów.
    Od staruszki, koło której targu przechodziłem, a która widząc mnie zaraz zaczęła wrzeszczeć, że nie tylko demon, ale też złodziej. A ja tylko przecież przechodziłem...
    Nie powinno cię więc dziwić, że nie chciałem, abyś był kolejnym na tej liście życzliwców.
    Jednak kiedy zacząłem się kierować w przeciwną stronę, nagle wszystko ucichło. Odwróciłem się i zobaczyłem, jak osuwasz się wzdłuż, dotychczas z taką pasją maltretowanego, drzewa.
    Podniosłeś twarz w stronę księżyca, a ja prawie zadławiłem się wdychanym powietrzem. Płuca postanowiły odmówić współpracy w pobieraniu tlenu.
    Jeszcze nigdy, nigdy nie widziałem na twojej twarzy tylu emocji, a w tej chwili byłeś jak otwarta księga. Nie musiałeś się ukrywać ze swoją bezradnością, żalem, który miałeś do świata i desperacją.
    Czarne oczy błyszczały smutno, kiedy wpatrywałeś się w księżyc, który z kolei rzucał na ciebie swoją mlecznobiałą poświatę.
    Zmiana nastąpiła także w twojej postawie. Plecy, zawsze dumnie wyprostowane, zgięły się jakby pod ciężarem całej twojej bezsilności. Kolana podciągnięte pod brodę i zawinięte wokół nich ręce.


                                                       A face on a lover with a
                                                       fire in his heart
                                                       A man under cover but
                                                       you tore me apart



    Przełknąłem ciężko, a ty poderwałeś się nerwowo, słysząc, że ktoś nie tylko narusza twój azyl, ale też widzi cię bez tej idealnej maski, tak idealnej, że prawie nierealnej.
    Widząc moją, rozciągniętą w głupawym uśmiechu, twarz, widocznie się rozluźniłeś. To tylko ten młotek, nawet jeśli komuś opowie, nie uwierzą.
    Ale ja nie miałem zamiaru dzielić się z nikim tym odkryciem. Widok twojego oblicza, całkowicie odkrytego i ty podatny na bodźce świata, przypominający małe, zagubione dziecko...Nie. Zdecydowanie nie chcę się tym dzielić.
    - Śledzisz mnie, Idioto? - z żalem przyjąłem to, że nałożyłeś z powrotem chłodną porcelanę
    - Teme!
    Tak. To było wygodne, po prostu udać, że tego nie widziałem. Zrobiłem więc pierwszą rzecz, która przyszła mi na myśl.
    - Szukam godnego sparring partnera. - Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej.
    Twoje idealnie wymodelowane przez matkę naturę brwi podjechały lekko do góry i sam nie wiedziałem, czy jesteś zdziwiony, czy poirytowany.
    - Hn. A ty nie spędzasz przypadkiem świąt z rodziną?
    Zagryzłem lekko wargę. Było jasne, że nie wiedział... Zaraz! Nie wiedział? Nikt nie nauczył go tej nienawiści, chłodnej obojętności, którą wobec mnie kierował? Rodzice przez te lata, kiedy żyli, nie wspominali, aby nie zbliżał się do wynaturzenia, którym byłem?!
    - Ja...Nie mam rodziny.
    Ciszę, którą później zaległa, można było kroić nożem, więc ucieszyłem się, kiedy przerwał ją twój chłodny, nad wiek dojrzały, głos.
    - Więc możesz zostać.
    Późniejszy sparring był czymś tak zwyczajnym, że prawie zapomniałem o odgórnie ustalonej niezwykłości tego dnia. Tak było przynajmniej do momentu, kiedy gdzieś w tle, daleko, usłyszałem radosny śmiech, dochodzący z miasta.
    Na ten dźwięk obaj ucichliśmy, a trening nagle stał się dużo mniej przyjemny.
    - Teme...- nie wiedziałem, jak zapytać - Czym...Czym są święta? - onyksowe oczy nagle spojrzały na mnie jakby nie wiedząc, czy uznać to za pytanie wymagające odpowiedzi, czy wystarczy zwykłe 'Hn', uznające, że odpowiedź jest poniżej jego poziomu - No wiesz...- byłem coraz mniej pewny swoich słów, ale naprawdę chciałem wiedzieć - Co roku ludzie robią wokół tego takie zamieszanie, a ja nie wiem dlaczego. Dlaczego ten dzień jest taki ważny, Sasuke? - drgnąłeś zaskoczony
    Kolejny raz zaległa martwa cisza, jasno dająca do zrozumienia, że temat skończony. Tak przynajmniej myślałem, dopóki nie usłyszałem cichej odpowiedzi. Przez chwilę zastanawiałem się, czy się nie przesłyszałem. W końcu ten głos brzmiał tak inaczej niż ten słyszany na co dzień.
    - Możesz powtórzyć? - ciągle wątpiąc odwróciłem się w jego stronę
    Tym razem wyraźnie słowa były głośniejsze, a w odpowiedź wkradła się irytacja.
    - Nie wiem, głuchy jesteś? - podniosłeś się, wyraźnie zmierzając do odejścia
    - Jak to? - dzisiaj te pytania wydają mi się dziecinne, jednak wtedy naprawdę nie wiedziałem
    Po kolejnych paru minutach ciszy, kiedy wpatrywałeś się w księżyc, który właśnie stawał w punkcie kulminacyjnym swojej wędrówki, wzruszyłeś po prostu ramionami, westchnąłeś cicho i oparłeś się z powrotem o drzewo.
    - Nie pamiętam. - Czy mi się wydawało, czy w twoim martwym głosie dosłyszałem nutkę goryczy?
    Chociaż ciągle miałem wiele nierozstrzygniętych kwestii, postanowiłem nie rozdrapywać, jeszcze widocznie nie zabliźnionych, ran.
    Chyba doceniłeś moje poświęcenie, sprowadzające się do nie wpychania nosa tam, gdzie nie był proszony, bo już po chwili osunąłeś się po pniu i akceptując moją obecność, wlepiłeś wzrok w świecącą nad nami srebrną tarczę.
    Co dziwne, po raz pierwszy nie czułem wewnętrznego przymusu, aby się odezwać i przerwać ciszę. Nie. Dziś była ona komfortowa, a ja, nawet nie bardzo o tym wiedząc, oparłem się na ramieniu przyjaciela, spoglądając w tym samym punkcie.
    Wtedy rozpoznałem jakieś zielsko, z którym jeszcze nie tak dawno Sakura latała za czarnowłosym. Jemioła. Gdy zapytałem co to, różowowłosa powiedziała mi, że świąteczną tradycją jest pocałować pod jemiołą osobę, pod którą się z nią znajduje. Chciałem nawet wypróbować tę tradycję na Haruno, jednak nie wiedziałem, gdzie znaleźć owo zielone coś.
    Nie wiele myśląc pochyliłem się i pocałowałem Cię w policzek, jednak zaskoczony, najwyraźniej nie przywykły do tego typu rzeczy, chcąc sprawdzić co się dzieje, odwróciłeś głowę.
    To było zaledwie muśnięcie, ale wywróciło mój świat do góry nogami. Nagle przez całe ciało przeszedł mi pochód mrówek, a głowa zaczęła niebywale ciążyć.
    Pomimo tych niecodziennych objawów było to nawet przyjemne i zanim pomyślałem pochyliłem się, pogłębiając swój pierwszy prawdziwy, niezdarny pocałunek.
    Kiedy dziś o tym myślę, najbardziej dziwi mnie to, że Ty, Uchiha, mi na to pozwoliłeś. Że razem wpatrywaliśmy się do wczesnego poranka w owy księżyc. Że zasnąłem z głową na ramieniu posiadacza sharingana.
    Jednak następnego ranka, kiedy zmierzałem z uśmiechem w stronę pola treningowego mojej drużyny, zachowywałeś się jak zawsze, jawnie lekceważąc moją obecność.
    A ja zraniony zrobiłem to samo.
    Później przez parę dni kłóciliśmy się, walczyliśmy i wszystko było jak dawniej.
    Do momentu, kiedy nas zostawiłeś, wybierając zemstę...



    - Naruto? Jesteś z nami? - wesołe pytanie Kakashiego wyrwało mnie z zarówno przyjemnych, jak i gorzkich wspomnień
    Przyjemnych, bo dotyczyły mojego pierwszego przyjaciela, który nie chciał stać się kimś więcej.
    Gorzkich, bo mowa o osobie, której teraz już z nami nie ma.
     - Jestem, jestem. - Z uśmiechem, w zakłopotaniu potargałem swoją blond czuprynę
    Teraz mam kogoś, kto o mnie zadba - moich przyjaciół...

                                                       Now I've found a real
                                                       love you'll never fool
                                                       me again

    Ale i tak dopilnuję, abyś następne święta spędził ze mną, Draniu.   

                                                      Now I know what a fool I've been
                                                      But if you kissed me now 

                                                      I know you'd fool me again
    ***

    Tymczasem w pewien wyczerpany nukenin wracał po kolejnym, wyczerpującym treningu do swojej komnaty.
    Przed tym, jak padł na łóżko, zerknął na kalendarz.
    Dwudziesty czwarty grudnia.
    Więc dziś Wigilia?
    Czarne oczy zamykały się stopniowo, a przez myśl owego ninja przemknęło jeszcze ironiczne ' Wesołych Świąt, Dobe', po czym zasnął...


    THE    END

   Shinnen Omedeto! Kurisumasu Omedeto! Czyli po polsku...WESOŁYCH ;]

poniedziałek, 20 grudnia 2010

13. Zemsta (2/2)

    Nowy blog, jednak ze starą treścią.

    Za to wprowadzonych będzie kilka nowych zasad.

    Po pierwsze:
   

    Będzie jeden do dwóch 'chapów' na tydzień.
  
    Po drugie:
    Zmiany w treści WHYDNN.

    1. Szybsze 'przemieszczanie się' w czasie, choć w wypadku konieczności może zdarzyć się i 'zwalnianie'
    2. KONIEC z ustaloną wcześniej chronologią Naruto/Sasuke/Itachi!
    Od tej pory nie zawsze będzie N/S/I, a nawet może się zdarzyć perspektywa kogoś innego.
  
    I ostatnia, trzecia sprawa.

    Prowadzenie kilku blogów na onetach, kiedy zdażało się, że ucinał/sklejał tekst/nie chciał w ogóle otwierać bloga, nauczyło mnie, że za duża ilość blogów szkodzi. Od tej pory będzie JEDEN...I dalej w sądzie wy zdecydujecie. Czy ma to być WYŁĄCZNIE blog WHYDNN, czy (naprzemiennie) WHYDNN i WNT( Wszystko Nie tak z DSSa). Od was zależy, więc zapraszam do głosowania. ;)

                                                   13. Zemsta (2/2)

    Ledwo za Madarą zamknęły się drzwi, Itachi osunął się wzdłuż fotela zrezygnowany.
    Jedyne co mu to dało to to, że czuł się jak po wizycie u durnego psycho-konowała, czyli wyprany emocjonalnie.
    Dlaczego podzielił się z krewnym swoimi zmartwieniami, wątpliwościami i... planami?
    Właśnie, Co jeśli jego plany szlag trafi?
    I po co mu było to całe 'otwieranie się'? Tak jakby był jakąś cholerną konserwą!
    Wyciągnął komórkę niezdecydowany, nie do końca wiedząc, czy chce zrobić to o czym myśli. Całe podniecenie związane z zemstą, które odczuwał w obecności przyjaciela minęło i pozostało jedynie poczucie beznadziei.
    Był bogaty, znany i w końcu wolny...a jednak stracił to, czego potrzebował naprawdę - rodzinę.
    No bo w końcu... nawet, jeśli jego ojciec był łajzą, zostawił Sasuke i matkę, kiedy najbardziej go potrzebowali. Wybrał wygodne, przyjemne życie rockmana, gdy ten despota niszczył ich oboje.
    Teraz kiedy wrócił, zastał wcześniej pełną życia, choć uległą, kobietę w emocjonalnej rozsypce. Kruchą, zaszczutą i podatną na zranienie jak nigdy wcześniej, choć jak zawsze starała się grać silną.
    A jego brat...
    Przygnębiające myśli ustąpiły chwilowo, gdy w ciszy rozległ się 'Loverman' zespołu Matallica.
    - Słucham. - Odetchnął zadowolony, że w jego tonie nie było słychać targających nim emocji.
    - Hejkaa, Uchiiihaa! - po drugiej stronie  rozległ się radosny głos, którego posiadacza znał doskonale
    Jego chibi-ja uśmiechnęło się lekko.
    - Naruto. Cześć.
    Nagle po drugiej stronie zachrobotało, jakby blondyn starał się odsunąć przed kimś słuchawkę. Po chwili, przytłumiony, jakby z oddali, rozbrzmiał głos, który Itachi kojarzył, tyle, że nie pamiętał skąd.
    - Co to, Naru-chan? Już się stęskniłeś za Królową Śniegu?... -jakby na potwierdzenie rozległo się radosne szczeknięcie - AŁŁ! Nie po głowie. - Nagle paplanina przeszła w ciche skamlenie. - Dobra, dobra...Geez. Jak baba przed okresem...
    Sam nie wiedział dlaczego, poczuł coś w rodzaju niepokoju i ukłucia w okolicy klatki piersiowej. Nagle, za wszelką cenę, postanowił dowiedzieć się, co to za kreatura, z głosem przypominającym zawodzenie psa, znajduje się obecnie w towarzystwie uroczego blondyna, który miał tendencje do powodowania kłopotów samym swoim pojawieniem.
    - Ejj, Naru-chan! Nie bądź taki... - ponownie usłyszał piskliwy, błagalny głos, co świadczyło, że ten 'ktoś' obok syna Minato może być błaznem - A może rozmowa ze szkolnym snobem jest taka intymna? - Skrzywił się. Nie podobał mu się ten śmiech, przypominał bardziej kaszel. - Rozumiem. W 10 minut mogłeś się stę...- głuchy jęk przerwał płomienną przemowę, ale lider 'Akatsuki' prawie tego nie zauważył, zbyt zajęty przetwarzaniem informacji.
     ' Królowa Śniegu'? Tak odbierał go Naruto? Niee...To niemożliwe, zresztą był jeszcze 'szkolny snob', a te lata, niestety, są już dawno za nim.
    Tachi przyłożył pięść do brody, przy czym kciuk płasko do kącika ust. Następnie zaczął chodzić w kółko mamrocząc: O kogo mogło mu chodzić? O kogo mogło mu chodzić? , przy czym wyglądał ni mniej, ni więcej, jak kocia wersja Sherlock'a Holmesa. Brakowało mu tylko oddanego Watsona.
    ' W 10 minut mogłeś się stę...'
    Kocie oczy zmrużyły się w zastanowieniu.
    Stę...Stę...STĘSKNIĆ! No jasne!    
    Futro zjeżyło się właściwie nieświadomie.
    - Itachi? Jesteś tam?
    W głosie blondyna słychać było nie tyle zmartwienie, co rozdrażnienie. Ciekawe tylko, dlaczego.
    Natrętny towarzysz blondyna znowu postanowił dać o sobie znać.
    - A! Więc to TEN Uchiha, a ja myś...Jeśli nie skończysz mnie okładać, w końcu ci oddam!
    - To może dasz mi, z łaski swojej, pogadać z kumplem, Pchło jedna wredna! - oho Uzumaki się wkurzył
    Przez chwilę miał wrażenie, że osobnik zrozumiał, jednak tuż po chwili pełnej napięcia rozległo się krótkie, jak wystrzał armatni...
    - Nie.
    W tej chwili starszy z braci Uchiha był zmuszony odsunąć słuchawkę, inaczej mógłby ogłuchnąć od dźwięku wiatru hulającego w słuchawce.
    - Cześć, Itachi! - Dalej nie poznawał jego głosu, ale świadomość, że osobnik wie, kim jest, trochę go uspokoiła. Jeśli go zna, nie będzie z nim zadzierać...
    - Hm. - Nie miał ochoty gadać z tym irytującym, jak sądził z zachowania, dzieciakiem.
    - KIBAAA! - to chyba był z kolei Naruto...choć po tym prawie babskim wrzasku nie można mieć 100% pewności - ODDAJ. MI. SŁUCHAWKĘ!
    - Naru-chan...Ale byłeś dla mnie niemiły...- 'Kiba' najwyraźniej postanowił trochę pouprzykszać Uzumakiemu życie - AŁŁ! Moja kostkaaa...Ja cię zabi...
    - Dziękuję. - blondyn odpowiedział na tę groźbę chichotem, po czym odezwał się do długowłosego - Chciałem powiedzieć, że trochę się spóźnię, bo jeszcze muszę iść do domu na chwilę...PCHEŁKO?! NIE PATRZ TAK...AAA! ITACHI! MUSZĘ LECIEĆ... - rozłączył się
    Ehh...Nie umówili na konkretne miejsce...
    Tak więc koniec końców postanowił iść na późny obiad, gdyż na wcześniejszym spotkaniu nie dość, że podano im jakieś wykałaczki, dodając złośliwe 'smacznego'. Nie. Do tego jeszcze dochodził fakt, że Hidan zeżarł wszystko sam. Kiedy widział przed sobą jedzenie, stawał się jak tornado - zmiatał wszystko na swojej drodze.
    Wyjął jeszcze komórkę i napisał szybko SMSa z miejscem, w którym Uzumaki może go znaleść, po czym skierował się do ' Raju podniebienia' , największej restauracji w Japonii, której wlaścicielami był klan Akimichi.
    Właśnie zasiadał w zaciemnionym rogu, w porozumieniu z szefem, otrzymując na zapleczu czapkę z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne zekrywające pół twarzy, kiedy jego komórka odezwała się ponownie. Spiął się, słysząc 'Pain' TDG, bo ten dzwonek był ustawiony dla pewnego WFisty ze szkoły jego brata, jego przyjaciele i pomocnika w jednym.
    - Co masz?
    - Mi też miło cię słyszeć. Wyrabiam nam 'renomę'. No wiesz. Akatsuki kojarzyło się dotąd tylko z zespołem, - w jego głosie słyszał nutki uznania - więc ciężko będzie to zmienić...W tej branży rozpoznawalność nie jest zaletą...przynajmniej zbytnia.
    Na ile znał rudego, raczej nie wierzył, aby była to jedyna przyczyna, dla której by dzwonił.
    - Hm. Co masz? - wiedział, że się powtarza, jednak to kluczenie wokół tematu go drażniło
    - Coś dziś jesteś nie w humorze, ale w porządku. Poszperałem trochę w kontaktach twojego ojca - czarnowłosy skrzywił się na to słowo - i okazało się, że niedawno zebrał sprzed nosa naszego drogiego burmistrza całkiem intratny interes, nie powiem...
    Na te słowa starszy Uchiha uśmiechnął się lekko. Wiedział do kogo się zwrócić. Naprawdę zdolności Peina, aby dostać się tam, gdzie nikt inny nie dawał rady były...co najmniej godne respektowania.
    Jego dawny przyjaciel, z którym uczęszczał jeszcze razem do Publicznego, Sportowego Liceum im. Tsunade, już w szkole wykazywał talent detektywistyczny...jednocześnie będąc ewidentnym geniuszem, jesli chodzi o planowanie. Talent organizacyjny i zdolność do mówienia ludziom tego, co chcieli usłyszeć, otwierały mu każde, nawet najlepiej strzeżone, drzwi.
    W myślach pogratulował sobie tego, że 'wciągnął' w swoją zemstę właśnie jego.
    Nagle zdał sobie sprawę, że Nagato najwyraźniej czeka na odpowiedź, a on przestał słuchać.
    - Hmm...Interes mówisz? - kierując się zasadą 'przestałeś słuchać, powtórz jedno z ostatnich słów i zrób z niego pytanie', postanowił zatuszować swoją nieuwagę.
    Jednak rozmówca chyba właśnie tego oczekiwał, gdyż widocznie zadowolony odpowiedział.
    - Dragi.
    Na te słowa Itachi zamrugał. Wiedział, że jego 'tatuś' to łasy na pieniądze dupek, ale żeby pchać się w narko-biznes'?! A najśmieszniejsze, że on się w to gówno dobrowolnie wpychał...ehh...
    - Dragi?
    - Sprzątnął mu porządną dostawę sprzed nosa, towar prima sort i dość tani na dodatek. Drogi Danzou napalił się jak łysy na grzebień...A tu figa. Pomijając trzeciego gracza, który również przegrał na tym biznesie.
    - A ty wiesz kto to. - To nie było pytanie i obaj doskonale o tym wiedzieli
    - Tak. Zresztą ty też wiesz.
    Na te słowa czarne brwi mało co nie podjechały do góry w geście zdziwienia.
    - Czyżby?
    - Powtarzam: Tak. - Pein prychnął zirytowany - Czy ja niewyraźnie mówię?
    - Więc? - nie zamierzał wdawać się w przegadywanie, bo nie było na to czasu
    - Pamiętasz drogiego Orochimaru?
    Itachi skinął mimowolnie głową, choć jego rozmówca tego nie widział.
    Orochimaru pracował kiedyś z jego ojcem, byli chyba nawet wspólnikami, dopóki pewnego dnia nie wyszedł trzaskając drzwiami. Następnie otworzył własną sieć barów. Poza tym nawet on słyszał o nowych wystrzałowych dragach jego 'autorstwa'.
    Na drugiej linii rozległo się zniecierpliwione westchnienie, ale za chwilę jego rozmówca kontynuował dalej.
    - Zwłaszcza ty, obieżyświat, musiałeś słyszeć o Białym Sanninie, jak to go nazywają. Bary to przykrywka dla grubszych interesów, jak nielegalne walki, dragi...i handel żywym towarem.
    - Żywym towarem? - tego nie wiedział
    - Ty, może ja serio seplenię? - doszło jego uszu gardłowe warknięcie - Właśnie to powiedziałem. Po prostu, kiedy zawodnicy, lub 'narzędzia' przestają przynosić zysk, pozbywa się ich, zarabiając przez sprzedanie delikwenta.
    - Skurwysyn. - mruknął pod nosem - Wspomniałeś coś o 'narzędziach'...
    Kolejne prychnięcie.
    - 'Narzędzia' to osoby, które są za słabe do wystawiania w walkach, więc muszą na siebie zarabiać.
    - I jak zarabiają?
    - Ohhh przeróżnie, Skarbie, przeróżnie. - Pein nie wytrzymał i roześmiał się, choć jego śmiech nawet dla Itachiego brzmiał złowrogo - Od rozprowadzania dragów, po zabijanie niewygodnych konkurentów. Wszystko zależy od stopnia uzależnienia. No wiesz...
    Przed oczami stanął mu obraz rudego, wyciągającego się na kanapie, zaciągającego się papierosem. Czy to nie paradoks, że wuefista namiętnie wypalał od paczki do dwóch dziennie?
    - Dobra. Wróćmy do mojego, thh, ojca. Co z nim?
   Chwila ciszy świadczyła, że wiadomości zdecydowanie nie są dobre.
    - Włamałem się do komputera naszego drogiego burmistrza...Nie udało mi się jeszcze poznać hasła jego laptopa, ale na zwykłym komputerze biurowym też jest niemało. Np. pobieżny plan zniszczenia twojego ojca i odebrania tego, co, jak uważa, jemu się należy...
    Więc lepiej zostawić ich, żeby się nawzajem pozabijali.
    Tachi wyszczerzył się, zadowolony z tego pomysłu.
    Może i nie był gadatliwy, ale zwykle przekazując informacje, jakiekolwiek by one nie były, Pein zachowywał się jak profesjonalista, nie pozwalając sobie na żadne 'zawiasy'. Tym dziwniejsza była ponowna cisza, która zaległa na linii.
    - Z tego co wiem, obrał na cel twojego brata. - wymamrotał w końcu wuefista, wiedząc, jakej reakcji się spodziewać.
    - Coś ty, kurwa, powiedział?! - kiedy zorientował się, że gapiący się ludzie go nie rozpoznali, wrócił do rozmowy
    - To co słyszałeś. - Nagato chyba zaczynała męczyć ta rozmowa - Danzou nie może się dobrać do twojego ojca, bo jego ochrona jest praktycznie nieprzepuszczalna. Choć myślę, że bombę by przepuścili, ale nieważne. - ledwo słyszalny odgłos wypuszczanego 'dymka' dobiegł jego uszu - Jednak, jak się domyślasz, nie zawracał sobie głowy, aby załatwić jakieś zabezpiecznie dla młodszego syna. Twoja matka ma osłonę, ale to raczej tylko dlatego, że przesiaduje głównie w domu, a Fugaku Uchiha boi się raczej o swój dobytek...ale to tylko moje domysły.
    Dłoń dwudziestotrzylatka mimowolnie zacisnęła się w pięść. Co za palant.
    - Danzou w ogóle jest bardzo pewny siebie. Nie tylko zadziera z twoim ojcem, - znowu to słowo - ale też z Białym Sanninem. Z tego co udało mi się dowiedzieć, zamierza się na Hebi, najlepszego zawodnika Orochimaru, który tylko w tym roku przyniósł mu, z zakładów, około paredziesiąt milionów yen...Choć z tego co wiem, w biznesie operują kursem dolara. Np. na dzisiejszych zawodach jest do wygrania 1.5 miliona baksów...Tyle szmalu...
    - Nie martw się. Załatwiłem pewną dwójkę do obserwowania go. Podobno profesjonaliści, tyle, że jeden z nich cholernie łasy na kasę.
    Przewrócił oczami. Czy w dzisiejszym świecie nie jest taka większość populacji?
    - Ktoś z branży?
    - Nie...- niepewność nie była czymś, co często można było wyłapać w tonie rudego - Zetsu to kuzyn Konan. Pamiętasz ją? Jest teraz moją żoną. Taa...Wiem, no ale bywa. Trzeba się w końcu ustatkować, czy coś.
    - Od zawsze ze sobą kręciliście, to się musiało tak skończyć. A ten drugi?
    - Kakuzu. Minęło 20 minut, zanim udało się nam go zdjąć z obłoków. Wyobraź sobie, że myślał, że dostanie 800 000 yen na godzinę.
    - Taa...Jakkolwiek, oddam ci. Dzięki za wszystko. Informuj mnie. - wyłączył się i wyszedł z restauracji, z jeszcze większym natłokiem myśli
    Od tego wszystkiego jeszcze rozbolała go głowa.
    Przez chwilę myślał nawet, czy nie zadzwonić do Uzumakiego i nie odwołać spotkania, jednak szybko zrezygnował z pomysłu.
    Może przy Naruto uda mu się choć na chwilę zapomnieć o tym całym cyrku?

    ****************************************
    C D N


    Następny będzie Oneshot świąteczny, a później już ta ciągle przenoszona randka

    Zapomniałabym! Jeśli ktoś chce być jeszcze powiadamiany, to musi mi dać znać :)

wtorek, 28 września 2010

12. Zemsta ( 1/2)




 Wyjaśnienia:

 1. Karin pracuje dla Oro, bo to sprytny Gad. Po co ma jej pozwolić płacić sobie pieniędzmi, skoro może ją upokorzyć i przy okazji patrzeć, jak odwala brudną robotę w JEGO miejscówie?  Orochimaru NIGDY nie przyjmuje od klientów pieniędzy za WIĘKSZY towar. Jest inteligentny. Za mały pozwala sobie płacić, a kiedy widzi, że ma delikwenta w garści, po prostu go od siebie uzależnia...Nie mówiąc o tym, że Karin ma tajemnicę, o której Oro wie, a która może ją zniszczyć.
Ale o tym przekonacie się w późniejszych częściach

    2. Niektórych dziwił brak reakcji Naruto. A ja wam przypominam: To był part SASUKE, dziś jest part Itachiego, a potem będzie part Naruto....itd
    W parcie Sasuke są reakcje JEGO i JEGO ziomków. Powierzchownie może być opisana reakcja Naru...Ale gdybym miała ją opisać w poprzedniej części, to zrobiłby się part Uzumakiego ;p

    Dedykowane wszystkim, którzy ciągle chcą to czytać.


    Jeśli ktoś jeszcze czeka...
               

             12. Zemsta (1/2)
   
     Automatyczne drzwi wysokiego chyba na 20 pięter wieżowca zamknęły się przy akompaniamencie cichego syku klimatyzacji.
    Właśnie skończyła się kolejna sesja zdjęciowa dla jakiegoś czasopisma, która odbyła się zaraz po jakimś wywiadzie, który miał miejsce zaraz po obiedzie z jakimiś tam zleceniodawcami, którzy chcieli, aby tak znana, znakomita i ' bla, bla, bla' grupa, jak Akatsuki, zagrała...gdzieśtam.
    O ile zawsze przyjmował to z dystansem, o tyle dziś Itachi Uchiha nie miał do tego głowy i z ulgą przyjął, kiedy wsiedli do limuzyny, odprowadzani przez radosne wrzaski ubranej w komplet od Calvin'a Klein'a blondynki. Te baby...Nigdy się nie zmienią. Gdzie tu profesjonalizm?
     Jak to gdzie? Pewnie pod tą spódnicą długości chusteczki do nosa. Tachi prychnął na wpół rozdrażniony, na wpół rozbawiony. Głupota kobiet i ich infantylizm w wielu sprawach, takich jak spotkanie kogoś znanego, nigdy nie przestanie go zadziwiać.
    Pewnie dlatego wolał facetów. Choćby taki Naruto...Zaraz! Uzumaki to tylko kumpel...
    Jego chibi alter ego przewróciło tylko oczami, przekrzywiając przy tym łebek jakby chciało zapytać ' W kulki sobie lecisz? '
     Jasne, jasne. Kumpel...Z fajnym tyłkiem.
    Nieprawda! To tylko głupie insynuacje tego futrzaka...
    Ślepka też ma całkiem urocze, co nie?
    Gdyby tak tylko mógł mu przyłożyć w ten koci łeb....
    Nie zapominajmy o złotych włosach, przypominających...
    No niechże już się zamknie!
     Nie możesz mnie oszukać, kochanieńki! Tachi wie wszystko, co siedzi w tej twojej porąbanej głowie! Sierściuch wyszczerzył się radośnie, przybierając przy tym minę pod tytułem 'wcielona niewinność'.
    Tymczasem jego zewnętrzna powłoka westchnęła cierpiętniczo, marząc, aby być samemu. Musiał pomyśleć, a ten potwór mu przeszkadzał.
    Oczy chibi-Uchihy otworzyły się szeroko, łzy zaszkliły wielkie, czarne ślepka, a łapka z pomalowanymi na wrzosowo paznokciami wylądowała w geście czystego szoku na sercu, czy też tym obszarze na klatce piersiowej, gdzie takowe powinno się znajdować. Bo czy wyimaginowana postać może posiadać serce?
    I TY, Brudasie...Yyy...Brutusie? Chcesz mnie wyrzucić, pozbawić domu, nie troszcząc się o mój dalszy los? Nie tęskniłbyś? Otworzył oczy jeszcze szerzej, po czym zamrugał kokieteryjnie. A ja bym za Tobą tęsknił! Nie potrafię żyć bez Ciebie...Dosłownie. Ty beze mnie też stracisz wiele na wartości, Sreberko! Jesteśmy jak yin i yang, jak dzień i noc, jak Abot i Costello, jak Romeo i Julia, jak... Zmęczony szukaniem porównań przetarł wierzchem łapki czoło. W każdym razie wiesz, o co mi chodzi...Zaraz! Uważasz mnie też za potwora? Ohhh...Okrutny losie! Nie chce już żyć! Nie mam po co...Choć z drugiej strony chciałbym poznać chibi ja tego Twojego Naruto...Może się polubimy?
    Nie.
    Ohh, Itaaa! Nie daj się prosić!
    Nie.
    Tachi złożył łapki jakby do modlitwy. Nooo...
     Nie.
    Ale...
    Nie.
    Nie dajesz mi się wypowiedzieć...
    Nie.
    A gdzie demokracja?!
    Zaraz...Czy on się kłóci z...Samym sobą?
    Bingo, Skarbie! Jak widzisz nie ma to sensu. Zgódź się ze mną i...
    Nie. A jeszcze słowo, zacznę się spotykać z Sakurą, tą koleżanką mojego brata, która...
    Już będę grzeczny...Y.Y
    Dobry futrzak.
    - ...ACHI! Naruto na dwunastej! - tuż przed twarzą Łasica pojawiła się wypielęgnowana dłoń - GEEZ! On nie reaguje! Mówię o jego chłoptasiu, a on nie reaguje... - Uchiha westchnął cierpiętniczo w duchu. Ledwo uciszył jednego wrzaskuna, a już pojawił się kolejny, który odbierał mu wymarzoną ciszę. Może jeśli go zignoruje...
    - Itaaachiii! - ręka zniknęła sprzed jego oczu, zaciskając się po obu stronach na ramionach czarnookiego
    Tylko spokojnie, znudzi mu się i...
    Kogo chcesz oszukać, Sreberko? No tak, tego mu jeszcze brakowało, aby i druga zmora wróciła do uprzykrzania mu życia. Komu, jak komu, ale Hidanowi gadanie nigdy się nie znudzi.
    I kto to mówi...
    Mówiłem Ci już dziś, że ranisz moje łaknące ciepła serce?
    Nie masz serca.
    A skąd wiesz?
    Bo jesteś tylko chorą projekcją mojego porąbanego mózgu.
    Hn! Jestem urażony!
    Jakby mnie to obchodziło.
    - Itachi! - poczuł jak siła czyichś ramion wyrywa go do przodu, to do tyłu i z powrotem...
    - Zrób to jeszcze raz, a skończysz marnie. - mruknął patrząc w fioletowe soczewki kolegi z bandu.
    W tle rozległ się zduszony chichot, jednak zanim zdążył odnaleźć winowajcę, jego uwaga ponownie została zajęta przez szarowłosego.
    Mianowicie osobnik znany pod pseudonimem Jashin prawie wczołgał mu się na kolana, a jego twarz, która skromnym zdaniem Uchihy, choć przystojna, miała głupkowaty, nieskażony żadną myślą wyraz, znalazła się zdecydowanie za blisko.
    Nie no, naprawdę. Czy on chciał tak wiele? Zaledwie parę minut, godzin, może nawet dni spokoju. Nienaruszonego niczyją, hałaśliwą obecnością.
  Starając się zapomnieć o spoczywającym na nim ciężarze szarowłosego i facjacie tak bliskiej zderzenia z jego własną, odwrócił głowę w stronę okna. W końcu jeśli czegoś nie widzisz, to tego nie ma, czyż nie?
    A powietrze? Prawie warknął, kiedy po dwudziestu sekundach dało o sobie znać kolejne jego nemezis.
    Nie wymądrzaj się. Wiesz doskonale o co chodziło.
    Wiem, nie wiem. Nieistotne. Chcę tylko porozmawiać. Ostatnio mnie ignorujesz, a ja czuję się samotny...
    Czy możesz się zamknąć? Myślę.
    Nie bądź takiii. Tachi złożył łapki jak do modlitwy, a jego oczy zwiększyły trzykrotnie swoją średnicę, szkląc się po raz wtóry. Bo pomyślę, że mnie nie kochasz...
    Czytasz we mnie, jak w otwartej książce.
    Dlaczego musisz być taki okrutny?
    Bo...Zaraz! Znowu zaczynam gadać sam ze sobą! Ehh. Chyba zwariowałem...
    Ostre ząbki wyszczerzyły się radośnie, a uszka zatańczyły przy gwałtownym ruchu łebka. Góra-dów, góra-dół, góra-dół.
    Ty to powiedziałeś...
    Jednak o ile potrafił odciąć się od grupy histeryków, których marzeniem było wpakować mu się do łóżka, a najlepiej do życia, zwanych z braku bardziej odpowiedniej nazwy fanami, o tyle dwie największe zmory jego życia nie dały się ignorować.
    Zanim zdążył wrócić do tego pozbawionego sensu dialogu z samym sobą, czyli de facto monologu, rzeczywistość w postaci hałaśliwego szarowłosego postanowiła ponownie dać o sobie znać.
    - Nie! Ignoruj! Mnieee! - w ciasnej limuzynie rozległ się bliżej niezidentyfikowany dźwięk
    Coś pomiędzy pełnym desperacji jękiem, a piskiem wydanym przez Jashina.
    Jeśli czegoś nie widzisz to tego nie ma...
    Itachi wiedział, że albo go zignoruje, albo zabije za molestowanie jego przestrzeni osobistej. A przecież ten zboczony cudak był niezbędny do utrzymania jego kapeli w dobrej kondycji.
    - I-TA-CHI! No! - coraz bardziej zawodził - MNIE! SIĘ! NIE! IGNORUJE!
    Nieświadomy tego, jak to wygląda...A może świadomy i mający to gdzieś? Tego sam czarnowłosy nie wiedział. Jakkolwiek niezaprzeczalną prawdą było to, że ich porąbany gitarzysta siedział na nim już teraz całkowicie okrakiem i podskakiwał jakby był nafaszerowany środkami pobudzającymi, jednocześnie szarpiąc go za ramiona.
    W tej krępującej chwili, powinien skupić się tylko na tym głąbie. Jednak bycie geniuszem ma to do siebie, że niestety widzi się i myśli więcej, niż przeciętny człowiek.
    Tak więc podczas gdy Hidan kopał sobie grób, Mangekyou myślał o kilku z pozoru nieistotnych sprawach.
    Między innymi że jest niesamowicie szczęśliwy z faktu, że w limuzynie zamontowana była 'ścianka' oddzielająca siedzenia VIP na których się znajdowali od kierowcy. Inaczej ich tymczasowy szofer najprawdopodobniej sprzedałby chętnie jakiemuś brukowcowi informację o rzekomym romansie w ich zespole. Co prawda jeden był, jednak ani Deidara, ani Sasori nie kryli się ze swoją zażyłością.
    Spojrzał odruchowo w stronę najbardziej wybuchowej pary jaką znał, jednak jedynym co było dane mu zobaczyć, były ufarbowane na srebrno-szaro włosy wpychające mu się do oczu i wkurzająco wyszczerzona gęba Jashina
    - Jeśli chcesz się w przyszłości doczekać potomstwa to lepiej ze mnie złaź. - Atmosfera dzisiejszego dnia, jak i zbliżające się załamanie nerwowe robiły swoje, wplatając w jego zwykle spokojny głos irytację i zniecierpliwienie.
    - Już mnie nie lubiiisz?!
    Przed spełnieniem kuszących w jego wyobraźni wizji zabójstwa Hidana, na które składał się szeroki wachlarz propozycji (od trywialnego uduszenia, po wyrzucenie drzwiami limuzyny), uratował go najlepszy przyjaciel i manager 'Akatsuki' zarazem.
    - Gdybyś nie był na to za głupi, pomyślałbym, że jesteś masochistą. - Prychając, niezbyt delikatnie ściągnął kolegę z zespołu ze swojego krewnego.
    - Ejjj...Rozszarpiesz mi koszul...- w środku zdania Hidanowi przerwał wybuch głośnego, szczerego śmiechu.
    Źródłem owego odgłosu okazał się być nikt inny, jak najbardziej dziewczęcy członek ich zespołu, alias Deidara, który po prostu zwinął się w kulkę i wył ze śmiechu, ignorując próbującego go uciszyć rudego.    
    - Ciii...Spokojnie, Dei. - Akasuna, który, jak Itachi, był wyznawcą religii 'Świat mnie wkurwia zawracaniem dupy, a ja chcę przecież tylko spokoju' , nieudolnie starał się uciszyć swojego 'Ptaszka'
    Jednak, jak zwykle zresztą, blondyn zdawał się mieć go w poważaniu. Może i byli parą, ale decyzje Deidary były święte, a gdyby Sasori odważył się sprzeciwić, wisiała nad nim groźba zaprzyjaźnienia się bliżej z własną ręką na pewien czas.
    - Ale to jest śmieszne. - Artysta ciągle rozbawiony ledwo wykrztusił z siebie te słowa
    - Co niby jest śmieszne, Barbi? - Hidan postanowił chwilowo odczepić się od Itachiego, aby zachować status najbardziej wkurzającego osobnika w zespole
    Tymczasem dotychczas uśmiechnięte usta Deidary ściągnęły się wąską linię, ukazując wszem i wobec to, co za chwilę miało się stać.
    Zaalarmowany zaległą ciszą Tachi, profilaktycznie przykrył łapkami uszy.
    Oho...
    - BARBI? - zapominając, że znajduje się w zamkniętym , odbijającym dźwięk pomieszczeniu, blondyn wrzasnął ile sił w płucach i zerwał się z siedzenia - BARBI?!
    - Wyluzuj, skarbie. Przecież to komplement. - Teoria Madary o możliwym masochizmie ich kolegi, obecnie wydała się Itachiemu więcej, niż prawdziwa. - Długie włosy, dziewczęca figura, duże oczy...Nic, tylko pakować do pudełka.
    Nie minęło 10 sekund, kiedy Artysta spełnił wcześniejsze marzenie czarnowłosego i zacisnął swoje długie palce na szyi Hidana.
    - JA CI DAM BARBI, TY POMYŁKO GENETYCZNA!
    Dochodząc do wniosku, że może właśnie teraz jest jego szansa na chwilę wytchnienia, Mangekyou przymknął powieki i rozkoszował się tym, że nikt nic do niego nie mówi, a lubiący zadymy Tachi obserwował rozgrywającą się walkę Hidana o przeżycie.
    HEJ! Chce postawić na blondynkę! Przyjmuje ktoś zakłady? Zaraz...Przecież nie mam kasy...T.T Nieważne... =.='
    -  Dei! Uspokój się! - Rudzielec naprawdę musiał się zdenerwować, skoro podniósł głos
    Jednak trudno mu się dziwić, kiedy Jashin już prawie posiniał, a morderczy instynkt jego chłopaka ani odrobinę nie zmalał.
    - Już, chwila - wymamrotał Deidara - Tylko go zabiję.
    Madara szturchnął go w bok, dając jasno do zrozumienia, że on i Sasori nie dają rady uratować Hidana...
    I wtedy wybawienie dla szarowłosego przyszło samo. Mianowicie w głośniczku tuż nad ich głowami zacharczało, a po chwili odezwał się lekko znudzony, męski głos.
    - Dotarliśmy do parku.
    Sasori odetchnął z ulgą i otworzył drzwi, ponaglająco patrząc na Artystę.
    - Idziesz?
    No tak. Akasuna wspominał coś o tym, że on i Dei wybierają się na randkę oraz że chcą ' zdobyć nowe doświadczenia'...Ciekawe, czy zaliczał się do nich sex na zielonej trawce? Pewnie tak, w końcu nie od dziś było wiadomo, że ta dwójka w swojej obecności zachowywała się jak para królików.
    Blondyn przytaknął, zanim jednak opuścił wóz odwrócił się w stronę Hidana.
    - Tym razem ci się udało, ale następnym nie będę tak miły. - Po tych słowach znów stał się wcieleniem słodyczy i pobiegł za swoim seme.
    Hidan na chwilę zamilkł, starając się przywrócić swoim płucom zdolność do pobierania tlenu, więc Madara miał czas na rozmowę z krewnym.
    Tak przynajmniej myślał zanim w głośniczku znowu zaszumiało.
    - Dojechaliśmy do hotelu.
    Na te słowa szarowłosy zerwał się niemal natychmiast, a kiedy już po otwarciu drzwi zobaczył białą głowę, zaczął niemal biec w stronę hotelu, zagadując do grzecznie uśmiechniętego chłopaka.
    Kiedy limuzyna ponownie ruszyła z piskiem, Itachi i Madara roześmiali się zgodnie.
    Jasne było, że ich żyjący dotychczas zasadą 'wszystko co ma nogi i jest dość ładne może znaleźć się w moim łóżku' wpadł na całego. I obaj znali doskonale przyczynę tego pociągu ich kolegi w stronę niepozornego, miłego nastolatka.
    Powodem było to, że zdawał się on całkowicie nie dostrzegać faktu, iż ktoś taki, jak międzynarodowej sławy właściciel równie sławnej gitary Santai, w skrócie zwanej San, istnieje. Był poprawny i kulturalny, ani na chwilę nie przekraczał delikatnej, łatwej do zachwiania równowagi boy hotelowy - ważny gość.
    I ten właśnie fakt, że nie wpychał się mu do łóżka sprawił, że chłopak imieniem Kimimaro stał się głównym celem ich rozwiązłego kolegi. Zresztą nie tylko głównym, ale też jedynym. Sam Itachi widział wczoraj, jak Jashin dał kosza jakiejś dobrze wyposażonej niebieskowłosej...a kiedy zapytali go o powody stwierdził, że 'kiedy ma się konkretny cel, nie można się rozpraszać'. Czym zresztą ponownie wprawił ich w szok permanentny, gdyż nigdy dotąd nie wypowiedział tak mądrego zdania.
    Nadzieja, że może z Madarą, zajętym swoimi myślami, zatopi się w milczeniu znikła niemal natychmiast po tym, jak się pojawiła.
    - Poszli. - Czarne jak jego własne oczy wbiły się w niego, jakby nie pozwalały mu przerwać tematu.
    - Mhmm...
    Postanowił zaryzykować. W końcu Madara nie jest jakimś natrętem, ani też nie cierpi na nadmiar energii życiowej.
    - No i?
    Jak na złość, ich manager wlepił w niego ślepia, jakby oczekiwał od niego wyjaśnień...A przecież nie miał CZEGO mu wyjaśniać!
    - Poszli, czyli ich nie ma. - Zmęczony wokalista ponownie przymknął oczy, opierając głowę na miękkim oparciu, marząc, aby przyjaciel w jakiś tajemny, niewyjaśniony sposób wyparował i pozwolił mu w końcu poukładać myśli.
    Jednak odpowiedź, jak szło się zresztą domyślić, nie usatysfakcjonowała jego rozmówcy.
    - Ha, ha, ha. - Sarkazm zawarty w głosie przyjaciela jasno na to wskazywał. - Nie staraj się być zabawny, bo miernie ci idzie. Słuchaj. - Nagle Madara odwrócił się całkiem w jego stronę, a głos mężczyzny spoważniał. - Znam cię odkąd byłeś wkurzającym szczylem i widzę, że coś jest nie tak. - widząc po minie, że jego gwiazda planuje się wykręcić, dodał - Więc albo oszczędzisz mnie i sobie tej słabej gierki, albo spóźnię się na spotkanie z Mitarashi. A wiesz dobrze, że odbije się to i na mnie, i na tobie.
    Racja. Anko Mitarashi, dziennikarka, której hobby było zaprowadzanie swoich rozmówców w tak zwany kozi róg, słynęła z kontrowersyjnych pytań, ale także z braku cierpliwości. Kiedy więc ktoś ją zdenerwował, szukała 'brudów' o danym gościu, czy też w tym wypadku gościach, ze zdwojoną namiętnością. Koloryzowała przy tym pewne fakty tak, że nie można było jej tego udowodnić, przez co była jedną z najbardziej znanych i przy tym groźnych dziennikarek.
 - Ostatnio twierdziłeś, że po wywiadzie z Ebisu nie masz zamiaru więcej pokazywać się w Kyohaku.tv
    Madara prychnął, a Itachi wiedział, że tak jak i on przypomniał sobie ten tragiczny w skutkach wywiad dla telewizji azjatyckiej, gdzie niemal cała godzina tyczyła się ich życia erotycznego. Najgorzej wyszedł na tym właśnie ich manager, któremu przy oglądalności parunastu milionów widzów prowadzący zarzucił oziębłość seksualną, która przekładała się na jego despotyczne, jak to ujął, zachowanie wobec zespołu.
    A kiedy pozbawiony taktu dziennikarz ogłosił publicznie, że ogłasza konkurs telefoniczny i pierwsze 20 osób, które się dodzwoni, zostanie zaproszonych do studia, gdzie Madara wybierze sobie partnerkę do 'odreagowania stresu', a kto wie, może i na przyszłą żonę...
    Jedynym pocieszeniem był fakt, że ich prawnik załatwił im takie odszkodowanie za straty moralne, że telewizja chętnie poszła na ugodę, zgodnie z którą kwota odszkodowania zmniejszy się do dwunastu milionów yen...Jeśli wyrzucą ze stacji gadatliwego dziennikarza i załatwią mu wilczy bilet. Jak stwierdził Madara ' Jego upokorzenie jest znacznie lepszą rekompensatą, aniżeli jakiekolwiek pieniądze. '.
    - Tego debila już tam nie ma, a dodatkowej promocji nigdy za wiele...- kącik ust starszego z mężczyzny uniósł się lekko - Ale nie zmieniaj tematu i spowiadaj się.
    Widząc, że przyjaciel nie da mu zmienić tematu, ani nie  zapomni o kontynuowaniu obecnego, postanowił powiedzieć mu prawdę, czy też jej połowę.
    - Sasuke.
    Zaległa nieprzyjemna cisza, gdzie natłok pytań, niewypowiedzianych, ale tak jasnych, zdawał się młodszego Uchihę przytłaczać. Madara potrafił tak na ciebie spojrzeć, że czułeś irracjonalny, pozbawiony jakichkolwiek podstaw strach.
    - Hn. Znowu. Zawsze ilekroć popadasz w ten dekadencki nastrój, przyczyna jest jedna i ta sama. Nasz mały, niespełniony buntownik. - prychnął mężczyzna
    Czasem miał dość tych wyskoków młodszego syna Fugaku. Coraz częściej miał wrażenie, że mały wdał się w ojca, co bynajmniej komplementem nie było. On też lubił, kiedy uwaga świata skupiona była na nim. Miał tylko nadzieję, że koniec końców nie stanie się takim apodyktycznym dupkiem, jakim niewątpliwie był jego tatuś.
    Jednak tym razem nie było tak, jak wielokrotnie przed ich wyjazdem. Wtedy Itachi otwierał się jakoś łatwiej. co tylko motywowało go, aby dowiedzieć się o powody owego stanu. Jednak zanim zdążył coś dodać został zmierzony smutnym spojrzeniem, w którym kryła się...rezygnacja? Zmęczenie? Sam nie wiedział.
    - Madara...Chyba stało się to, czego się bałem. - To było naprawdę dziwne widzieć tego uśmiechniętego, pewnego siebie Itachiego w roli osoby otwarcie przyznającej się do swojej bezradności.
    Zamilkł. Wiedział, że w pewnym momencie trzeba pozwolić Itachiemu na zebranie się w sobie. Wystarczył jeden nieostrożny ruch, aby czarnowłosy znowu się zamknął, a ponowne otwarcie go będzie z pewnością czasochłonne...
    Jego znajomość natury Mangekyou okazała się być świetna i po paru minutach w panującej ciszy rozległ się jak wystrzał armatni,  głos dwudziestotrzylatka.
    - Nie uchroniłem go przed ojcem...a on go zniszczył. - Młody mężczyzna przykrył twarz rękoma - Ambicja ojca i próby Sasuke, aby stać się dla niego zauważalnym...On go teraz znienawidził...Widzę to. Co gorsza...- kolejna przerwa, jakby słowa nie chciały mu przejść przez gardło
    - Tak?
    - ...znienawidził też mnie. - Po tych słowach Itachi wybuchnął niemal histerycznym śmiechem. - Nie wiem co się stało, kiedy mnie nie było, ale myślę, że uciekając przed ojcem zrobiłem największą pomyłkę w życiu.
    Choć empatia nie była mu obca, a przynajmniej wiedział, teotetycznie, z czym się ona wiąże, jakoś nie potrafił teraz wymyślić na poczekaniu czegoś odkrywczego, nowego, co przyniosłoby nieco pocieszenia Itachiemu.
    - Sasuke ma zdrowy rozum - zamiast tego wybrał okrężną drogę, aby dodać mu otuchy - i potrafi chyba podejmować racjonalne decyzje. To nie jest już ten sam kilkuletni dzieciak, dla którego mogłeś być Aniołem Stróżem. Musisz zrozumieć, że on dorasta i musi się nauczyć ponosić odpowiedzialność za to, co robi. Nie możesz całe życie trzymać go pod kloszem. To, że jest taki słaby psychicznie to między innymi TWOJA zasługa...
    Jednak kiedy zobaczył złość w oczach towarzysza domyślił się, że przesadził.
    Mangekyou zdjął dłonie z twarzy i rzucił mu pełne wrogości spojrzenie.
    - Sugerujesz, że to, że prawie się zaćpał i pociął to MOJA wina? - warknął
    Wiedział, że przesadza. To była tylko rozwalona ręka, trawa, sake i tabletki nasenne, ale sam fakt, że jego mały Ototo, który kiedyś patrzył na niego, jak na bohatera, obecnie traktował jego obecność na tym świecie, jako największą złośliwość losu...Co z tego, że miał obecnie miliony fanów, skoro stracił tego, który coś dla niego znaczył?
    I wtedy dotarło do niego coś innego. Powiedział to na głos.
    - Sasuke...ćpa? - Czy mu się wydawało, czy w głosie Madary przebijał się szok
    - Nieważne. Ważne jest to, że ojciec mi zapłaci za to, co się stało z Ototo...Nawet, jeśli to częściowo moja wina, to i tak jego jest większa. I postaram się, żeby słono pożałował tego, że nie był lepszym ojcem...
    Coś w twarzy Itachiego pozwoliło domyślić się jego rozmówcy, że nie żartuje.
    - Chyba nie chcesz go...Zabić. - Choć wiedział, że Łasic by tego nie zrobił, była to pierwsza rzecz, która przyszła mu na myśl.
    Zaskoczenie, które odmalowało się na twarzy młodszego przyniosło mu ulgę, bo oznaczało to, że nie trafił.
    - Nie. - Ten beztroski ton, który powrócił do jego głosu, nie był najlepszym znakiem. - Zabiorę mu to, co kocha najbardziej.
    Madara pokiwał głową, kiedy plan przyjaciela zaczął do niego docierać.
    - Pieniądze?    
    - Nie tylko. Władzę też. I wierz mi, że nie zamierzam mieć jakichkolwiek skrupułów. On też ich nie miał. - Usta mimowolnie rozciągnęły mu się w błogim, leniwym uśmiechu.


     *************************************************

     C D N

    *************************************************

    W tym parcie miała być jeszcze rozmowa telefoniczna Naru-Ita(z Kibą w tle) i 'przyjacielski wypad' do zoo...Ale co się odwlecze, to nie uciecze.

czwartek, 19 sierpnia 2010

2. Kolejny zwykły poranek

        Dzisiaj z perspektywy Uzumakiego :)


        Dedykowane H. vel Virus - dla takich długich komentarzy warto pisać ;-) Oczywiście nie tylko, ale zawsze miło jest czytać wasze opinie...Nawet, gdyby miała to być konstruktywna krytyka


    UWAGA: NIECO ZMIENIONA HISTORIA KYUUBIEGO I PIECZĘTOWANIA


                                      2. Kolejny zwykły poranek

    - Na! Ru!To! Na! Mi! Ka! Ze! U! Zu! Ma! Ki! - w wielkiej dwupiętrowej rezydencji Namikaze rozległ się wrzask pewnego brązowowłosego mężczyzny
    Wyżej wymieniony spojrzał z mieszanką rozbawienia i lekkiego zdenerwowania na schody, po których schodziła właśnie jego...
    Nie. To zbyt upokarzające, aby choćby POMYŚLEĆ to słowo.
    No bo jak to brzmi, że chłopak, który ponad dwa miesiące temu miał swoje osiemnaste urodziny miał też...Nianię!
    A wszystko przez jego ojca! Tak, właśnie! Gdyby nie to, że w jego woli zapisane było, że Iruka ma się nim OPIEKOWAĆ do momentu, kiedy jego syneczek znajdzie drugą połówkę...a i wtedy ma się troszczyć o oboje...
    Jednym słowem miał przejebane.
    Gdyby wiedział, że skończy w ten sposób, to darłby się w niebogłosy tak, że tamtego dnia tata by został...A on miałby nadopiekuńczego Umino i tak na głowie, bo, jak mu kiedyś powiedział, został 'nianią' w dniu jego narodzin.
    Dwa tygodnie później jego ojciec poszedł walczyć z Iwa, gdyż wedle zebranych przez ANBU informacji, wioska Skały szykowała się do ataku na Konoha, a Minato czuł się w moralnym obowiązku, aby nie dopuścić do najgorszego...Zwłaszcza, że jeden z Uchihów, niejaki Madara, czarna owca tego klanu, zbratał się z wrogiem, licząc na własne korzyści.W tym celu porwał jego matkę, odpieczętował Lisa i przy pomocy sharingana, wmanipulował go w atak na wioskę Liścia. Kushina Uzumaki była zbyt słaba i zmarła podczas odpieczętowania, a ojciec zapieczętował w sobie Kyuubiego no Kitsune.
    Jednak ciało mężczyzny okazało się za stare, jak na świeżą pieczęć i szybko zaczął podupadać on na zdrowiu. W końcu doszło do tego, że aby go ratować, postanowiono na jinchuuriki wyznaczyć dziecko...Ale żadna matka nie chciała się zgodzić na taki los dla swojej pociechy i nie pomogły zapewnienia, że stanie się ono bohaterem wioski.
    I tak, pomimo żywych sprzeciwów zarówno Minato, jak i Iruki zapieczętowano w nim najpodlejszą rudą kulę, jaką można było sobie wyobrazić.
    Zaraz po zdradzie Madary, zawarty sojusz zerwało Kumo, które postanowiło sprzymierzyć się z Iwa...Ojciec natychmiast, pomimo ciągle osłabionego organizmu, rzucił się w wir walki...I zginął. Do dziś był zresztą znany, jako Yondaime Hokage, a jego postać na zawsze stała się częścią legendy.
    Jasne. Był dumny z bycia synem kogoś takiego i starał się jak najlepiej kontynuować dzieło ojca, jednak nie zawsze mu to wychodziło. A wszystko przez pewnego pchlarza, który uznał za doskonały pomysł, aby utrudniać mu życie od latach wczesnej młodości.
    Poczuł silne ukłucie pod żebrami.
    Po pierwsze, dzieciaku, nie mam pcheł. Dbam o higienę - nie to, co niektórzy. Po drugie, gdybyś nie był taką ciamajdą jaką jesteś, nauczyłbyś się ze mną współpracować szybciej, niż w wieku 15 lat. Po ostatnie...To MNIE powinni płacić odszkodowanie, za słuchanie twoich myśli...Serio! Gdybym nie był demonem, lub nie znałbym cię  prawie od urodzenia...Pewnie bym zwariował, chociaż CIEBIE i tak nigdy nie dogonię. Zwłaszcza przejadło mi się wysłuchiwanie wątpliwej jakości twórczości na temat tego różowego czegoś, co nazywasz swoją uko...
    Naruto wściekły z powodu obrazy jego jedynej, największej miłości, zwinął dłoń w pięść i przyłożył sobie w brzuch, z satysfakcją zauważając, że nie tylko jego to zabolało...
    Jednak zajęty dawaniem nauczki rudzielcowi zapomniał, że ucieka przed swoją...swoim opiekunem. Tak. To było bardziej do przyjęcia.
    - Naruto-kun...- spokojny, przesłodzony głos jego życiowego nauczyciela zwiastował kłopoty
    GULP.
    Odwrócił się i stanął oko w oko z wściekłym Iruką. Widząc złowróżebne spojrzenie mężczyzny zanotował w pamięci, aby w przyszłości lepiej okiełznać swój pociąg do żartów, przynajmniej do momentu, kiedy Umino jest jeszcze przed swoim porannym rytuałem picia...
    - Naru-chan...- im słodszy stawał się głos brązowowłosego, tym bardziej jasna dla Uzumakiego była wizja katastrofy
    - Iru-chan!* Już wstałeś? - starając się jakoś przekupić opiekuna przybrał minę wcielonej niewinności, otworzył szeroko oczy, po czym roześmiał się wesoło, umiejscawiając prawą rękę z tyłu na karku
    - ...gdzie...
    Blondyn zrobił krok w tył, z niepokojem obserwując nieprzewidywalnego z rana mężczyznę, postępującego do przodu, przez co pomimo jego własnych starań, ciągle stał nos w nos z mniej więcej jego wzrostu mężczyzną
    - ...jest...
    Niebieskie oczy omiotły pomieszczenie, szukając jakiegoś azylu, drogi ucieczki, która być może miała nawet uratować jego życie.
    - ...moja...
    Jednak pomoc znikąd nie nadchodziła, nawet wielkie szklane drzwi, stanowiące wyjście do ogrodu, jak na złość były zamknięte.
    Więc może ktoś, kto odwróciłby uwagę rozjuszonego Iruki od jego biednej osoby?
    - ...KAWA?!
    Nic. Żadnej służby, ogrodnika, kucharza czy innych osób, które pomagały w utrzymywaniu innych wielkich rezydencji. Nawet sprzątaczki nie było, ponieważ Iruka twierdził, że od sprzątania to Kami-sama dał Naruto ręce, a on sam nie pozwoliłby sobie wydawać pieniędzy po Minato-sama, aby ułatwić swoje życie.
    Po tym wybuchu Umino zaległa cisza, która mogła trwać sekundy, lub minuty. Naruto nie wiedział i za bardzo go to nie obchodziło, bo w tej chwili modlił się tylko, aby wyjść cało z tej konfrontacji.
    Tak to jest, kiedy ręce wyprzedzają mózg, dzieciaku.
    Kyuubi prychnął lekceważąco, ubawiony dylematem tego idioty. Serio. Lubił dzieciaka, ale to nie stawało mu na drodze, do sporadycznego ubolewania nad jego IQ. Nawet, jeśli z wiekiem zdawało się go przybywać to i tak pozostawały takie sytuacje jak ta...No i gust w wyborze partnerki życiowej, czego Kyuubi nie omieszkał wypominać chłopakowi przy każdej sprzyjającej okazji.
    - A skąd mam wiedzieć? Pewnie znowu wypiłeś wszystko! - Naruto kierując się zasadą 'najlepszą obroną jest atak', zrobił obrażoną minę, a widząc, że nie obudzony do końca Umino ma spowolniony refleks, zanim zdążył go złapać, już wymknął się...
    Czy też próbował to zrobić, bo pech chciał, że zanim udało mu się ewakuować, drzwi, do których już prawie dopadł otworzyły się...A ich światło zostało zasłonięte przez jego kochanych, co jednak nie zmieniało faktu, że szalonych, dziadków.
    - Mam cię. - Tuż za jego uchem rozległ się głos brązowowłosego, który ignorując tymczasowo gości, zwrócił się do blondyna. Po głosie słychać było, że jest bliski wybuchu. - A teraz odpowiedz mi łaskawie, gdzie jest moja...
    Naruto szarpnął się lekko, jednak wkurzony Iruka nie był przeszkodą łatwą do wyminięcia.
    - Tsunade-sobo! Jiraya-sofu! ** Raaatuuunkuuu! Iru-chan chce mnie zabić..- zrobił płaczliwą minę, jednak dwójka zamiast mu współczuć, tylko zgodnie przewróciła oczami
     Biuściasta blondynka wzruszyła ramionami, jawnie pokazując, jak dogłębnie przejęła się problemem.
    - Widocznie zasłużyłeś. - prychnęła, jednak widząc, że jej wnuk się obraża dodała wzdychając ciężko - Co zmalowałeś tym razem?   
    - Ukradł mi kawę! - mina Umino jasno wskazywała, że gdyby miał możliwość, za ogrom popełnionej zbrodni, jego podopieczny siedziałby obecnie na wygodnym krześle...naszpikowanym kunai'ami
    - Oh...Zbrodnia, rzeczywiście. - zakpiła orzechowooka
    Iruka Umino wielokrotnie zadziwiał syna Minato. Za każdym razem, kiedy blondyn myślał, że opiekun już niczym go nie zaskoczy, ten postanowił mu pokazać, jak omylne są jego wszelkie sądy.
    I tak też było tym razem.
    Zwykle poważny, spokojny, potrafiący rozstawiać nie tylko jego po kontach i zadawać najboleśniejsze dla niego kary, osobnik, ktoś, kto miał zdaniem Naruto wielkie zadatki na psychologa, gdyż zamiast stosować kary cielesne stosował wszelkie zakazy i nakazy oraz reguły, które były największym utrapieniem dla młodzieńca...Ten sam człowiek wyglądał teraz jak dziecko, któremu powiedziano, że święty Mikołaj to jednak bajka.
    - Pogadamy, jak zwinie wasze sake... - mruknął rozeźlony
    - Tylko spróbuj! - zarówno Jiraya, jak i jego żona, wrzasnęli, kiedy na opalonej twarzy pojawił się psotny uśmieszek
    - A czy ja coś mówię? - po raz kolejny zastosował minę a'la kot ze Shreka, jednakże zauważając, że nikogo tym nie przejął urażony poszedł do kuchni, gdzie postawił wodę na swój ukochany ramen
    Kolejne zgubne przyzwyczajenie, młody.  mruknął znany mu głos  Jak za dwadzieścia lat będziesz wyglądał jak trzydrzwiowa szafa, a będziesz jęczeć...To obiecuję solennie, że wydostanę się na zewnątrz...Choćby Twoim kosztem.
    - Cicho, sierściuchu. Nie wiesz, co dobre. - mruknął cicho z uśmieszkiem witając ponownie przegadujących się dorosłych
     A ty wiesz, taa? Jakoś po twoich zamiłowaniach tego nie widać. Od jedzenia na życiowej partnerce kończąc.
    Przeginasz...
     Zanim jednak zdążył dokończyć swoją myśl, rozległo się pukanie do drzwi, odciągając uwagę niebieskookiego od zmory jego egzystencji.
    Tsunade przepchnęła się do drzwi, zupełnie nie zwracając uwagi, że prawnie to Umino jest właścicielem mieszkania i ignorując lekko zirytowanego mężczyznę, który ciągle nie otrzymał odpowiedzi na odwieczne pytanie 'gdzie moja kawa', wysunęła wypielęgnowaną, ozdobioną długimi, krwistoczerwonymi paznokciami, dłoń, w której dzierżyła kopertę.
    - Do ciebie, smyku. - Chciała potargać mu czuprynę, ale przypomniała sobie, że w drugiej dłoni dzierży swój odwieczny atrybut - butelkę sake.
     Podekscytowany ostrożnie rozerwał kopertę, aby już po chwili...Ryknąć śmiechem.
    Dorośli zjednali się tymczasem na chwilę, aby wspólnie obserwować wyjącego ze śmiechu chłopaka.
    Jiraya podniósł zapomnianą kopertę i po przeczytaniu odłożył ją na stół, kręcąc ze zrezygnowaniem głową.
    - Oświecisz mnie, co w tym zabawnego?
    W pokoju nagle umilkło, a Naruto patrzył na swojego dziadka, jakby ten oświadczył mu, że od jutra nie pije i rezygnuje z hazardu.
    - Jeszcze nie załapałeś, sofu? TEME się żeeeeniii! ON!
    Młody Namikaze znowu zaczął się śmiać, aż do momentu,kiedy Iruka skarcił go spojrzeniem. Poczuł się trochę głupio, jednak szybko wzruszył ramionami.
    - Naru-chan - odezwał się ponownie Umino - gdzie moja...
    - Iru-chan! - blondyn symulował ziewnięcie - Robisz się monotonny...-wyłowił z dna jednej z szafek paczkę, rzucając ją w stronę zachwyconego Iruki, który rzucił się zaraz, aby zalać swój nektar...kosztem wody na ramen, którą gotował niebieskooki
    - Ej! To moje!
    Tsunade dotychczas patrząca na nich, jakby rozmawiali w jakimś wyjątkowo niezrozumiałym narzeczu, wzięła do ręki zaproszenie i zachichotała cicho pod nosem, aż do momentu, kiedy dotarło do niej, że również ona i Jiraya są zaproszeni, a to oznaczało tylko jedno...
    Jiraya skinął radośnie głową i na twarzach obojga rozlał się leniwy, rozanielony uśmiech. Nawet bez słów z ich aur promieniowało niedopowiedziane 'PIJEMY I TO ZA DARMO! '
    Iruka, któremu w końcu udało się dostać w swoje ręce prostą, surową, białą, sztywną  kartkę z kremową ramką, gdzie na środku widniało niemal idealne pismo, w którym ciężko mu było doszukać się jakichkolwiek znaków charakterystycznych, świadczących kto miał przywilej napisania wiadomości. Obie głowy klanów miały ten sam styl. Żadnych ozdobników, pochyłego pisma, czy innych udziwnień. idealnie proste litery w idealnie równych rzędach, świadczyły jasno, że Uchiha Fugaku i Hyuuga Hiashi mają przyjemność zaprosić Jiraye, Tsunade i Naruto Namikaze na oficjalne zaręczyny swoich dzieci Hinaty i Sasuke, które odbędą się za dwa tygodnie...A dalej to już tylko, że można przyprowadzić godną osobę towarzyszącą...
    Wzrok Umino zatrzymał się na słowie 'godna' i nagle dotarło do niego, że został pominięty w zaproszeniu. Przeklęte, snobistyczne klany.
    - Zaproszę Sakurcie-chan! - uśmiech rozpromienił i tak radosną twarz - Teraz, kiedy ten Drań się żeni, ona przestanie za nim latać, wyjdzie za mnie, będziemy mieć dzieci...
    - Tylko pamiętaj, że nie przyznam się do prawnuka, jeśli będzie miał różowe włosy. - sarknęła blondynka, mrugając
    - ...i będziemy żyć długo i szczęśliwie! - jakby jej nie słuchał, Naruto zakończył swój monolog
    Taa. W chatce z piernika na kurzej stópce. Głos dziewięcioogoniastego ociekał ironią.  W tym momencie przypominasz mi tego zielonego żukogłowego, z którym tak zaciekle walczysz o względy swojej, EKHM!, damy.
    Nim Naruto zdążył obrazić się za porównanie go z Lee, Jiraya podszedł do niego, czochrając jego i tak pozostające w nieładzie włosy.
    - No to szykuje się całonocna impreza, młody. Tylko pamiętaj... - jego głos przybrał poważniejsze tony, ale Uzumaki i tak wiedział, że to fikcja, bo jego dziadkowie nie znali powagi - ...nie rób nic, czego ja bym nie zrobił. - mrugnął i zachichotał
    - JIRAYA-SAMA! - wrzasnął oburzony Umino - Nie demoralizuj go! Naru-chan pamiętaj, że najpóźniej o 23 masz być w domu. I tak biorę pod uwagę fakt, że idziesz na zaręczyny najbliższego przyjaciela...
    Naruto pokręcił przecząco głową.
    - Nie. Ja nie idę do teme! - ponownie na jego twarz wpłynął zwadiacki uśmieszek - Ja idę złożyć kondolencje Hinacie! Hahaha! Całe życie z takim ogórkiem! Gdybym jej nie znał, powiedziałbym, że to kara za grzechy...Ale Panienka Hyuuga nie zna tego słowa, jest na nie zbyt niewinna. - roześmiał się znowu
    Jakoś nie umiał i nie chciał przestać.
   - Naruto. - Oho. Kiedy Iru-chan wymawiał pełną formę jego imienia, oznaczało to, że będzie prawił mu morały...
    Więc zanim zaczął blondyn rzucił się do drzwi, rzucając, że idzie poszukać Sakurki-chan i ewakuował się ze strefy marudzenia jego niańki.

 *************************

 CDN
  
    Co prawda miało być do zgody Sakury...Ale to w następnym parcie, bo i tak się rozrosło. Reszta z perspektywy Haruno w 4. ;p
  

 Nie obawiajcie się;p Tylko dziś tak trochę...Technicznie(opowieść o Minato i wymyślanie Historii)

 * Naruto nazywa Irukę TAKŻE 'chan', kiedy chce go udobruchać, pomimo, iż mężczyzna jest starszy
 ** odnośniki do wszystkich członków rodziny zapraszam na  : 

 http://japanese.about.com/bl_family.htm

niedziela, 8 sierpnia 2010

1. Bez własnego zdania

 Pisane z punktu Hinaty, więc będzie tam trochę typowo babskiego rozważania ;p

                                         1.  Bez własnego zdania

    Zegar odmierzał czas bezlitośnie wolno.
    Tik...Tik...Tik...
    Siedziała wpatrując się w swoje sushi, ale żołądek ściskał się w pętle, nie pozwalając dziewczynie na ani jeden kęs.
    Tik...Tik...
    - Dlaczego nic nie jesz, kochanie? - gospodyni mieszkania, w którym się znajdowała, spojrzała na nią z troską - Nie smakuje Ci?
    Poczuła się winna, choć właściwie nie miała ku temu powodów. Mikoto-san była najmilszą, najcieplejszą i najbardziej dobroduszną kobietą, jaką znała. Uwielbiała żonę Fugaku-sama, ale nigdy nie znalazła w sobie odwagi, aby wyrazić, jak wielkim podziwem darzyła tę kruchą, ciepłą, a jednocześnie tak silną i mądrą osobę.
    Właśnie znajdowała się na cotygodniowym obiedzie, który zwykle jadała tylko z panią Uchiha...Wzmocnienie więzi z przyszłą synową, jak żartowała czarnowłosa. Pomijając fakt, że z powodzeniem od sześciu lat zastępowała młodej Hyuudze matkę.
    Czasami dołączali się jej dwaj synowie, jeśli wrócili już z treningu, jednak nigdy nie było Fugaku-sama.
    Jakkolwiek szanowała panią Mikoto, nie potrafiła przestać myśleć o tym, że jutro jej drużyna miała trening z najcudowniejszą osobą w Konoha.
    Na myśl o Naruto-kun jej serce mimowolnie przyspieszyło swój bieg, a przed oczami stanęła jej opalona twarz z, rozciągniętymi w szerokim uśmiechu, czerwonymi ustami i błyszczącymi ukrytym światłem lazurowymi oczami. Właściwie to nie był ten kolor, ale te drogie jej tęczówki ciężko było opisać jednym słowem.
    Oczy Uzumakiego były w najbardziej błękitnym kolorze jaki widziała, ze złotymi plamkami i ciemniejszą obwódką wokół tęczówki. Kiedy był przygnębiony robiły się bardziej matowe i szarzały. Gdy był zły zmieniały barwę na prawie granatowe, gdy był szczęśliwy...
    - Kochanie? - dopiero teraz przypomniała sobie, że Mikoto-san wciąż czeka na jej odpowiedź
    Nim jednak zdążyła zareagować, do pokoju weszło dwóch młodych mężczyzn.
    Jeden z nich uśmiechnął się lekko na jej widok, po czym skinął głową, witając się.
    - Ohayo, Hinata-chan. - uśmiech na bladych ustach poszerzył się delikatnie, a ona poczuła, że się czerwieni
    Nigdy nie potrafiła odpowiadać na takie drobne gesty uprzejmości. Peszyły ją i powodowały dyskomfort.
    - O...Ohayo, Itachi-sama. - nieśmiało uśmiechnęła się do bruneta, unosząc leciutko dłoń
    Wyżej wymieniony przewrócił oczami, powodując u niej delikatne rozbawienie,którego starała się, broń Kami, nie okazać. W końcu pani Mikoto mogła odebrać to jako niegrzeczność z jej strony.
    - Ile razy mam powtarzać, - odezwał się długowłosy zgnębionym tonem - że nie jestem żaden 'sama'? - odwróciła głowę, kiedy dwudziestotrzylatek, rzucił jej pełne udanego wyrzutu spojrzenie - Aż tak staro wyglądam?
    Zachichotała cicho, nie potrafiąc już się powstrzymać. Itachi zawsze potrafił ją rozbawić...
    - No i zaraz lepiej! - zadowolony mrugnął do niej, na co po raz kolejny pokryła się rumieńcem
    - A...Ale tak nie wypada! - pisnęła, a zdając sobie z tego sprawę, szybko znowu spuściła głowę
    Nie znosiła tego u siebie. To była jej przypadłość, odkąd tylko pamiętała. Od zawsze, kiedy tylko coś ją zakłopotało traciła zupełnie panowanie nad sobą. Wtedy też robiła się czerwona, jej elokwencja wyparowywała bez śladu, a złożenie poprawnie zdania przychodziło z trudem, w którego konstruowaniu nie miał już nawet trzylatek.
    - E tam. - prychnął mężczyzna - Wypada, nie wypada...Poza tym...Prosiłem Cię, abyś mówiła Itachi-KUN, prawda?
    Przełknęła nerwowo ślinę. Z jednej strony nazywanie go w ten sposób jest nieadekwatne, gdyż jest on nie tylko starszy, ale jest też mężczyzną, co stawiało go automatycznie wyżej, niż ją. Wyjątek teoretycznie stanowiły gałęzie jej klanu i klany o niższej pozycji społecznej, ale miała pewne opory, aby być bardziej poufałą w stosunku do kogokolwiek...Już wystarczyło, że na życzenie ojca Neji-kun zwracał się do niej per 'sama'.
    Ale z drugiej strony nierespektowanie jego prośby też jest oznaką braku szacunku...
    Itachi chyba zrozumiał, że postawił ją pod ścianą i postanowił dać czas do oswojenia się z tym, gdyż po chwili zwrócił się już do swojego brata.
    - YKHM! - chrząknął znacząco, kiedy Sasuke po ucałowaniu w policzek matki, usiadł ignorując białooką ostentacyjnie
    -Przeziębiłeś się, Aniki? - młodszy Uchiha najwyraźniej postanowił zignorować subtelną aluzję - Może lepiej się połóż, czy coś? W końcu dowódca ANBU nie powinien pozwalać sobie chorować i zostawiać oddział, czyż nie? - osiemnastolatek dodał z ironią, choć w jego słowach brzmiała też nuta goryczy
    Hinata westchnęła mimowolnie. Jej oficjalny chłopak zdecydowanie cierpiał na przerost ambicji...Kiedy mianowano go oficjalnie przyszłą głową klanu, póki co obwieszczenie objęło tylko członków rodziny Uchiha z bliższego i dalszego pokrewieństwa, przez co już dziś traktowano go z szacunkiem, o którym nawet dwukrotnie starsi często mogli marzyć...
    Odkąd dostał się pod skrzydła jednego z największych ninja, legendarnego Orochimaru, jego ego zdawało się puchnąć z dnia na dzień. Oczywiście nie odmawiała mu wielkich zdolności we władaniu kataną, doskonałym poziomie genjutsu i ninjutsu, jak i taijutsu, był najmłodszym członkiem rodziny Uchiha, któremu udało opanować się Mangekyou Sharingan, Amaterasu i Susanoo...
    Ale czy nie wystarczającym zaszczytem było wyróżnienie, którego i tak dostąpił?!     Jak widać nie. Orochimaru-sama zaszczepił w młodym Uchiha ambicje, które jak dla niej były wręcz chore. Co więcej wiedziała, że Sasuke zazdrościł starszemu bratu dowodzenia armią doskonale zorganizowanych, podwładnych mu wojowników. Powoli przerażały ją objawy pragnienia władzy absolutnej, jaką wykazywał...
    Nie wiedziała, jaki rodzaj treningu był przeprowadzany na specjalnej polanie treningowej, ale jej 'chłopak' po sześciu latach był, jak dla niej, najbardziej aroganckim, nietowarzyskim i pozbawionym uczuć draniem.
    Było jej wstyd za siebie, ale nie mogła powstrzymać się od myślenia, prawda?
    Po wymianie ich uprzejmości, nie podszytych w żadnym wypadku fałszem,  zaległa pełna oczekiwania cisza, na którą białooka spięła się w sobie.
    Dobrze wiedziała, co teraz nastąpi, ponieważ to stało się już rytuałem, do uczestnictwa w którym była niejako zmuszona.
    - Sasuke-kun...- Mikoto-san skarciła syna, jednak ten dalej udawał, że nie zauważa tego, jak i braku szacunku, który okazywał swojej 'dziewczynie'
    - Sasuke-kun. - na dźwięk innego głosu chłopak drgnął, po czym szybko, jak był uczony od najmłodszych lat, skłonił się głęboko przed ojcem, stojącym wraz z Orochimaru
    Hinata lekko powstrzymała zimno, które desperacko chciało rozlać się po jej ciele. Tak zawsze działała na nią obecna głowa klanu, a osoba stojąca obok niego też nie kojarzyła jej się dobrze...
    Kątem oka zauważyła, że Itachi również się kłania, choć pod trochę mniejszym kątem, niż brat. Mikoto na widok męża uśmiechnęła się lekko, podeszła, pocałowała go w rękę, na co odpowiedziała jej para zimnych tęczówek.
    - My także zjemy. - obwieścił krótko i już po chwili brunetka poszła wydać wszelkie rozporządzenia do kuchni - Przywitałeś się już ze swoją narzeczoną, synu? - zapytał, a dziewczyna mogła przysiąc, że w jego głosie brzmiały ostrzegawcze tony
    Osiemnastolatek w fioletowo-białym stroju z klanowym symbolem na plecach skinął głową, ale już po chwili, jakby jego natura dała o sobie znać, uniósł ją, patrząc prosto w lodowate, czarne oczy.
    - Ona nie jest moją...- odpowiedział, ale szybko urwał, widząc, że jego ojciec mruży oczy ostrzegawczo
    - Podważasz moje zdanie, Sasuke-kun? - ukryta w tym zdaniu groźba była prawie namacalna
    Mimo wszystko Fugaku-sama był chyba jedyną osobą, z której opinią młodszy chłopak się liczył. W końcu był w tym szkolony od dziecka.
    Odetchnęła z ulgą, kiedy wtrącił się starszy i jej zdaniem dużo bardziej rozważny z braci.
    - Ototo miał na myśli, ojcze, że Hinata-chan JESZCZE nie jest jego narzeczoną. - jak zwykle załagodził sytuację, za co była mu wdzięczna
    Mężczyzna zamyślił się na chwilę, ciągle śledząc wzrokiem młodszego syna, pilnując, aby się z nią przywitał 'jak należy'.
    Jednak im Sasuke był bliżej, tym mniej komfortowo się czuła, a do jej serca zakradł się podobny lęk jak wtedy, kiedy wszedł Fugaku Uchiha. Przez głowę przeszło jej niemiłe skojarzenie, że kiedyś skończy u boku despoty, nie mając prawa do własnego zdania dopóty, dopóki mąż będzie w pobliżu.
    Na tę myśl wzdrygnęła się delikatnie. A może to uczucie lodowatych ust na policzku? Sama już nie wiedziała.
    Przypadkowo jej białe, wystraszone oczy natknęły się na całkowicie obojętne, smoliste tęczówki, które przez nanosekundę wyrażały pogardę, skierowaną w jej stronę. Nie wiedziała jednak, czy to nie było złudzenie, bo za chwilę znowu były idealnie puste, chłodne i wyrażały znudzenie właściciela otaczającym go światem.
    Sasuke wrócił na miejsce i zachowywał się, jakby to nie miało miejsca, a kiedy spojrzał jakimś cudem w jej stronę, jego oczy zdawały się prześlizgiwać przez jej ciało, jak przez powietrze. Jakby jej tam nie było. Jednak nie pamiętała, aby przez ostatnie sześć lat, kiedykolwiek, kiedy uczeń Orochimaru na nią patrzył, zdawał się ją zauważać.
    Obiad mijał w atmosferze rozmów mężczyzn, a ona, jak i Mikoto-san siedziały, nasłuchując i odpowiadając krótko, gdy pytano się je o zdanie.
    Gdy już miała iść, zatrzymał ją głos obecnej głowy klanu Uchiha.
    - Myślę, że Itachi poruszył dość ważną sprawę. - stwierdził spokojnie - Jak wszyscy wiemy, Hinata-san niedawno skończyła siedemnaście lat, więc zgodnie z umową zawartą sześć lat temu, za rok przejdzie do naszej rodziny, łącząc dwa klany na dobre...
    Na dźwięk słowa 'umowa' drgnęła ponownie, czując się jak przedmiot.
    Umowa równała się transakcji, a transakcja handlowi...
    Wbrew własnej woli poczuła, że zaraz się rozpłacze. Jej ojciec ją sprzedał, a przynajmniej tak to odbierała.
  - ...i dlatego nie widzę powodu, abyście nie mieli być zaręczeni. - z każdym słowem robiło jej się coraz bardziej niedobrze - Właściwie już z Hiashim poczyniliśmy kroki, aby wszystko przygotować. Zaproszenia rozesłano już dwa tygodnie temu. A teraz... - wstał i skierował się do drzwi, kiwając dłonią na Sasuke i Orochimaru, który skrzywił się na takie traktowanie, ale tez nic nie powiedział - zademonstrujesz mi, czego się nauczyłeś ostatnio, Sasuke. - zniknęli za rogiem
    Niby cała wioska wiedziała, że jest 'dziewczyną' Uchihy, jednak obwieszczenie tego oficjalnie...Skreślało jej szansę na bycie z Naruto-kun ostatecznie. Co więcej nie napawało jej optymizmem to, że będzie żyła bez miłości i skończy z kimś, traktującym ją jak powietrze.
     Co gorsza nigdy nie zostanie matką, bo nie wyobrażała sobie, aby ten Sasuke, którego teraz miała przed sobą, który czuł opór, aby choćby na nią spojrzeć, czy pocałować na powitanie, miał...
    Wszystko w niej krzyczało chęcią sprzeciwu, jednak nie była w stanie.
    Jednak dlaczego ten teoretycznie tak pewny siebie chłopak, którego nic nie zdawało się przerastać, a który nie chciał mieć z nią nic wspólnego, nic nie zrobił?!
    Czasami wydawało jej się, że nienawidzi Sasuke.
  
 ************************************
    C D N


    Notka wyszła smętna, ale w końcu punkt widzenia Hyuugi

wtorek, 23 marca 2010

Nigdy nie jest za późno
Wracam teraz z Kakashim i Sakurą do wioski. Wracam, bo ty tak zadecydowałeś.
A może to ja? W końcu przestałem się łudzić, że Cię zwrócę światu. Że zwrócę świat tobie.
This world will never be
What I expected
Powinienem przestać się dziwić.
Nie jestem już w końcu tym trzynastoletnim dzieciakiem, który wierzył, że może zaprzyjaźnić się z każdym.
Nie po tym, jak widziałem umierającego Gaare. Nie po śmierci Jirayi. Słowach Peina. Wiedzy, której dostarczyli mi Itachi i Madara. To wszystko zmieniło.
Widzę nieco inaczej.
Słyszę inaczej.
Myślę inaczej.
And if I don't belong
Who would have guessed it
Wiesz, jak to boli?
Świadomość, że czego nie zrobię, nie dopełnię obietnicy złożonej przyjaciółce...
Ale to nie jest pierwszy cios, jaki mi zadałeś, więc czemu jeszcze nie przywykłem?
Powinienem był to wiedzieć, kiedy odszedłeś do Orochimaru, ale byłem zbyt ślepy, aby cokolwiek zauważyć.
A prawda była przecież taka prosta.
I will not leave alone
Everything that I own
Ty nie chcesz się do tego przyznać i czego bym nie zrobił, nie zaakceptujesz tego, że potrzebujemy siebie, aby istnieć.
Jesteś moją własnością, tak jak ja jestem twoją.
Brzmi tak irracjonalnie, prawda?
A jednak. To fakt.
Czy to właśnie dlatego nadałem sobie od początku prawo decydowania o twoim życiu?
To make you feel like
it's not too late
It's never too late
Może.
Ale bardziej prawdopodobne jest to, że jestem egoistą.
Dziwnie brzmi z moich ust, czyż nie? Prędzej możnaby się tego spodziewać z Twoich.
A jednak.
Nie wstydzę się tego, bo to prawda.
Sam okręciłem mój świat wokół Ciebie.
I dlaczego? Dla obietnicy danej Sakurze?
Wygodna wymówka i korzystałem z niej długo, ale w końcu mam odwagę powiedzieć prawdę.
Robię to dla siebie.
Even if I say
It'll be alright
Ale to nie ma w końcu znaczenia, racja?
Bo i tak, jak już Ci wcześniej mówiłem, obaj zginiemy.
Bo kiedy twierdziłem, że będzie dobrze, Ty nie słuchałeś.
Still I hear you say
You want to end your life
Nie. Byłeś zbyt skupiony na celu.
Wielokrotnie przecież wspominałeś, że kiedy zabijesz Itachiego, wypełnisz cel swojego istnienia, pomścisz rodzinę...
Wtedy możesz spokojnie umrzeć. Ty wręcz pragnąłeś śmierci.
Oczywiście mówię o naszym spotkaniu po latach, w kryjówce Węża oraz o tym, które właśnie się zakończyło.
Bo teraz nie chcesz już odrestaurowania klanu w ten przeciętny, infantylny sposób.
Chcesz, aby powstał przez ukazanie jego potęgi.
I będziesz o to walczył.
Now and again we try
To just stay alive
Ale teraz masz też nowy cel, prawda?
Chcesz mnie zabić.
Zerwać ostatecznie więź, która nam obu daje sens istnienia.
Ja jestem twoim celem.
Ty jesteś moim.
Maybe we'll turn it all around
'Cause it's not too late
Wiem, że jestem głupim optymistą, ale...
Gdzieś wewnątrz mnie...
Maleńka, naprawdę ledwo widoczna drobina mojego serca ciągle ma nadzieję, że przeżyjemy.
Obaj.
It's never too late
Ciągle jest na to szansa, Sasuke.
A może chce się łudzić, że jest.
Jednak jedno jest pewne.
No one will ever see
This side reflected
Tylko ja mogę zrozumieć Twoją samotność.
I tylko ty możesz zrozumieć moją.
To chore.
Powtarzam to sobie co dnia, słuchając ich głosów.
Powtarzają ' Pozwól mu umrzeć ', ale ja...
And if there's something wrong
Who would have guessed it
Po prostu nie potrafię.
Nie ważne, ile jeszcze razy nazwiesz mnie tchórzem, czy idiotą, prędzej poświęcę swoje życie, niż poddam się w ratowaniu Ciebie.
And I have left alone
Everything that I own
Po naszym nie pierwszym, ale dotychczas ostatnim pojedynku, kiedy pozwoliłem Ci odejść z wioski, straciłem wszystko.
Jasne. Mam ciągle Irukę, Kakashiego-sensei, Tsunade, Saia, Sakurę i wielu innych...
Ale nikt z nich nie rozumie mojej samotności.
Nawet, jeśli zdarli maskę żartownisia, nie wiedzą, co zrobić dalej.
Bo nigdy nie zaznali tej nienawiści.
Tej samotności.
Mógłbym właściwie powiedzieć, że Gaara wie o niej chociaż trochę, ale jego nie ma koło mnie codziennie.
Dlatego muszę odzyskać Ciebie, Sasuke.
To make you feel like
It's not too late
It's never too late
Dlatego muszę w jakiś sposób przywrócić Ciebie dla siebie.
Nawet, jeśli postrzegasz mnie teraz tylko w formie celu, to i tak pierwszy krok mam już za sobą.
Even if I say
It'll be alright
Still I hear you say
You want to end your life
Now and again we try
To just stay alive
Ale nie myśl, że dam się zabić.
Obaj będziemy walczyć tak, aby przetrwać, ale ja w przeciwieństwie do ciebie wiem, że nie ma opcji, gdzie jeden z nas wyjdzie zwycięsko.
Maybe we'll turn it all around
Cause it's not too late
It's never too late
Choć wolałbym, abyśmy obaj przeżyli.
Mimo, iż nie widzę Ciebie w zwykłym świecie, gdzie zemsta jest abstrakcją, a nienawiść czymś, od czego się ucieka.
Choć z drugiej strony...
The world we knew
Won't come back
The time we've lost
Can't get back
The life we had
Won't be ours again
Mam świadomość, że nawet, gdybyś wrócił, nic nie byłoby takie samo.
Ludzie prawdopodobnie wytykaliby Cię palcami.
Inni uciekaliby na twój widok.
A Ty...
Znowu dusiłbyś się wśród ich niewiedzy i cierpiał w ciszy, słuchając jak rozprawiają o twoim 'nawróceniu'.
Nienawidziłeś mieszkańców Konohy już wcześniej, prawda?
Już jako dziecko.
Skąd wiem?
Bo zanim spotkałem Irukę-senseia zżerała mnie ta sama choroba duszy.
This world will never be
What I expected
And if I don't belong
A teraz...
Składam na Twoje ręce mój sen.
I tylko od Ciebie zależy, czy go spełnię.
Pozwalam Ci zadecydować o swoim życiu, kiedy wtrąciłem się w Twoje.
Bo chcę do Ciebie należeć.
Even if I say
It'll be alright
Still I hear you say
You want to end your life
Now and again we try
To just stay alive
Nawet teraz, kiedy praktycznie wiem, że moje życie się kończy, bo Ty będziesz walczył do ostatniej chwili, jak prawdziwy Uchiha.
Zabij mnie, albo zgiń.
Czy nie tak powiedziałeś?
Maybe we'll turn it all around
Cause it's not too late
It's never too late
Maybe we'll turn it all around
Cause it's not too late
It's never too late ( never too late)
Ale może, jeśli spełnię obietnicę, którą przed chwilą złożyłem...
Może, ale tylko może...
W końcu będziemy razem?
It's not too late
It's never too late
Bo tam przecież TEŻ jest jakiś świat, racja?
W końcu...
Nigdy nie jest za późno.
Prawda, Sasuke?

THE END

Gdyby ktoś nie znał powyższej piosenki, to ta.

 http://www.youtube.com/watch?v=zuWR10CPFbQ