Zawitało

niedziela, 22 listopada 2009

11. Ujawniona tożsamość




    Już zapomniał, jak to jest czuć wiatr we włosach, pędząc ponad 100km/h. Jak wygodne jest siedzenie jego Harleya 64, którego parę lat temu sam składał z Kakashim. Pomyśleć, że jego dawny guru sprowadzał części z Ameryki, miesiącami korzystał z układów, kiedy coś szło nie tak z dowozem silnika...
    A potem podarował mu go. Tak po prostu.
    Był zachwycony swoim pierwszym motocyklem, tym bardziej, że jego powstawanie wiązało się ze szczęśliwymi wspomnieniami.
    Trzy lata temu regularnie, co tydzień, wyjeżdżał nim i cieszył się uczuciem wolności i swobody. Jedynie Naruto wiedział o ' Sharinganie ' , jak nazwał swoje maleństwo. Nawet parę razy go przewiózł. Pamiętał, jak Młotek przestraszony, gdy rozwijał zbytnią prędkość, wczepiał się w jego plecy, popiskując, żeby zwolnił...
     Suke uśmiechnął się kpiąco.
    Zanim Fugaku Uchiha nie dowiedział się o tym, że planujemy iść do szkoły dla mechaników. No i pamiętaj, że Sharingan o mało co nie wylądował na złomowisku. Ledwo udało Ci się wmówić ojcu, że to własność Naruto, którą przechowujesz, a po rozmowie i tak schowałeś do swojego garażu i wymieniłeś na samochód...
    Na zakręcie zobaczył trójkę nowych znajomych, więc postanowił przestać rozmyslać o przeszłości. Obecnie miał ochotę coś rozwalić, a że za dnia nie było walk, więc
' Miejscówka Oro' odpadała i zostawało mu zatopić się w przyjemnym otępieniu, jakie gwarantowało zioło.
    A wszystko oczywiście przez tego Debila.

    Pierwszym jego odczuciem gdy się obudził było wrażenie, że coś jest nie tak. Otworzył oczy, aby sprawdzić co to takiego, jednak natychmiast oślepił go ból w czaszce. Z cichym sykiem przymknął je znowu, padając na satynową pościel.
    - To była chyba najgłupsza z twoich głupot, Ototo. - warknął cicho słysząc pełen wyższości, jak zwykle, głos Itachiego - Masz. To Ci pomoże.
    - Troskliwy braciszek się znalazł. - ironia jaką ociekały te słowa, była niemal namacalna
    Pomimo widocznej niechęci do brata, usiadł i wziął wepchniętą do ręki szklankę, podnosząc ją do ust. Był świadomy, że jeśli tego nie zrobi, nie tylko cały dzień przeleży w ciemnościach, ale też zwróci wszystko co wczoraj zjadł. A że nie miałby sił wstać...
    Poza tym, pewnie zabrał to z apteczki rodziców. To nie należy do tego przeklętego Gwiazdora od siedmiu boleści, więc może śmiało przyjąć lekarstwo.  
    Suke otworzył ślepka,otrzepał się i ziewnął ostentacyjnie z zadowoleniem. Od razu lepiej.
    Tymczasem jego 'zewnętrzna powłoka' również pozwoliła światu ujrzeć czerń swoich oczu, choć dziś były one sinawe i podpuchnięte.
    - No i dzień do bani. - mruknął patrząc na swojego Aniki
    - A to niby dlaczego? Dlatego, że postąpiłeś jak idiota i teraz przecierpisz cały poranek? - Itachi wiedząc, że jego bratu już nic nie dolega znowu postanowił zachowywać się jak zawsze.
    Zacisnął zęby widząc to znajome, kpiące uniesienie kąciku ust, które często widywał w lustrze.
    - Nie. Dlatego, że pierwsze co zobaczyłem, na moje nieszczęście, to ty. - prychnął pogardliwie podnosząc się z łóżka - A teraz wynieś dupę drzwiami, bo chcę się ubrać.
    Był pewny, że jego brat rzuci coś w stylu ' Nie mów tak do swojego ukochanego braciszka. ', czy inną bzdurę, jak miał w zwyczaju, jednak tym razem nii-san go zaskoczył.
    - O nie. - Itachi złapał go dość mocno za łokieć, po czym posadził z powrotem na materacu - Nie chciałem martwić rodziców, zwłaszcza Okaa-san, ale za to możesz podziękować mi kiedy indziej. Chwilowo ładnie wyspowiadasz mi się z tego, jak mogłeś być takim ćwierć-mózgiem, żeby się doprowadzić do takiego stanu. Kto to widział, żeby mieszać trawę z tabletkami nasennymi i zapijać sake! - jego brat był wściekły nie na żarty.
    Gdyby to był ktokolwiek inny, pewnie byłby wdzięczny za udzieloną pomoc. Może nawet odrobinę długowłosy zyskał w jego oczach, nie informując o niczym rodzicieli, ale...
    Szybko zmienił tor myślenia.
    - Nie twoja sprawa. - ponownie skierował się do szafy, lekceważąc Itachiego.
    Następnym co poczuł, był silny policzek. Co?! Ten...Ten...ŚMIAŁ go uderzyć?!
    Zawsze go obrażał, poniżał...Ale nigdy nie podniósł na niego ręki.
    - Hn...Towarzystwo Hidena - to imię wypowiedział z takim obrzydzeniem, jakby samo jego wypowiedzenie miało splamić jego usta - robi swoje, co, Aniki?
    - Nie zmieniaj tematu! Gadaj natychmiast, co Ci strzeliło do tego zakutego łba! - starszy chłopak doskoczył do niego, łapiąc za przód wygniecionej bluzki.
    Jednak on nie miał zamiaru mówić, że od teraz postanowił zmienić swoje życie. Że zamierza zniszczyć więzy, które go trzymają przy Fugaku, Itachim i Naruto, aby w końcu żyć własnym życiem.
    - Odpierdol się. - szept, cichszy od wiatru za oknem i lodowate, beznamiętne pomimo stanu właściciela, spojrzenie było jedyną odpowiedzią, jaką udało się mu uzyskać
    Długowłosy uniósł zaciśniętą pięść i Sasuke przez chwilę poczuł się w jakiś chory sposób dumny, że udało mu się po raz pierwszy w życiu wyprowadzić go z równowagi. Wpatrując się z napięciem oczekiwał ciosu.
    - Ita-kun! Sasu-chan! Chodźcie na śniadanie! - nieświadoma tego, co przerwała Mikoto weszła do pokoju, zastając już rozdzielonych synów
    - Już idę, Okaa-san. Ale...Prosiłem, żebyś nie mówiła do mnie 'chan'. - kiedy Gwiazdor wyszedł, Sasuke uśmiechnął się lekko, prawie niezauważalnie w stronę matki
    - Nic na to nie poradzę, że - kobieta obdarzyła go czułym, matczynym uściskiem - dla mnie zawsze będziesz moim małym Sasu-chan.
    - Ohh, mamo. - czarnowłosa wyszła z pokoju, podśpiewując coś cicho, melodyjnym głosem.
    - To będzie ciężki dzień. - powtórzył już tym razem do odbicia w łazienkowym, potłuczonym lustrze. '

    Jednak, ku jego zdziwieniu, wcale nie było tak źle, jak przypuszczał. Przynajmniej fizycznie. Głowa nie paliła już żywym ogniem, wiercenie w brzuchu całkowicie ustało. Cokolwiek dał mu Aniki, zadziałało.
    Jednak to nie zmieniało faktu, że Gwiazdor wściekł go tym swoim odgrywaniem zatroskanego braciszka. Całe życie miał go dobitnie gdzieś, a teraz nagle tak się martwi? Taa. A on uwielbia towarzystwo Haruno.
    Teraz musi tylko znaleźć Sui, wyciągnąć z niego trochę 'towaru' i olać całkowicie nagle przebłyski dobroci Itachiego.
    Kiedy zobaczyli widok, który czekał na niego za zakrętem, Suke się załamał, a Sasuke mało nie zawrócił.
    - Ja to mam, kurwa, szczęście. - mruknął pod nosem, dopatrując się jasnej jak słońce czupryny.
    Suke pokiwał głową ze zrezygnowaniem.
    Przecież obiecaliśmy sobie, że ta trójka już nigdy nie będzie decydowała o naszym postępowaniu. To człowiek jak każdy inny. Nie warto się nim prze...
    Jednak zanim jego chibi alter-ego dokończyło swój wywód, usłyszał przesycony szczęściem głos rudowłosej.
    - Sasuke-senpai! Sasuke-senpai! Tutaj!
    Nie było już odwrotu, z resztą jak by to wyglądało?
    Podjechał, zsiadł z motocykla i podszedł do odzianej w czerń grupy, ignorując wlepione w niego błękitne oczy.
    - Wow. Chłopie...Co za zmiana. - Niebieski gwizdnął z podziwem.
    Prychnął pod nosem. Ciuchy wcale nie miały się podobać, a jedynie podkreślić zmianę w jego życiu. Wewnętrzną i zewnętrzną.
    - Naprawdę, Sasuke-senpai. - mruknęła gardłowo Karin, co w jej mniemaniu miało pewnie wyjść seksownie.
    Zresztą może i tak było, bo stojący niedaleko Kiba wpatrywał się w nią jeszcze bardziej, o ile to było możliwe, maślanym wzrokiem. Podobnym do tego, który ruda wbijała w niego.
    Dobra. Po części im się nie dziwił.
    Chromowany, błyszczący, zachowany w idealnym stanie, czarny Harley rocznik 64, z wymalowanym na lewym boku czerwonym okiem, z trzema hebanowymi łezkami. Naprawdę maszyna godna pozazdroszczenia.
    On sam również prezentował się nie najgorzej.
    Czarna, odpięta pod górą  koszula z wyhaftowanym na plecach misternie, srebrną nicią, chińskim smokiem, idealnie dopasowane, firmowe, czarne jeansy i wyglądające na równie drogie, buty. Do tego czarne, skórzane rękawiczki bez palców, których używał podczas jazdy i włosy rozwiane po podróży Sharinganem.
     Ale najkosztowniejsza była chyba błyskotka na jego szyi. Na złotym łańcuszku wisiał złoty, okrąg, otaczany trzema łezkami z czarnego diamentu , w którym znajdował się wachlarz klanu Uchiha. Sam go zamówił, ponieważ wiedział, że w przeciwieństwie do Itachiego nie dostanie niczego od ojca. Pomijając fakt, że 'tatuś' o jego urodzinach najzwyczajniej zapominał z reguły.
    Ciągle pamiętał dzień, gdy ten przeklęty karierowicz na swoją 18-tkę dostał od Fugaku Uchihy medalion, tyle że po prostu ze złotym  wachlarzem. Kiedy on się nie doczekał, kupił sobie własny, upewniając się, że będzie on jedyny w swoim rodzaju.
    - Taa...Suigetsu, masz może jeszcze jakiś towar? Ale daj mi więcej niż wczoraj, bo to gówno coraz szybciej przestaje działać.
    Nie przejął się tym, że niedaleko stoi Naruto. W końcu obiecał sobie, że nie będzie on już wpływał na jego decyzje.
    Suke machnął łapką.
    Zaczynasz się powtarzać.
    - Teme! Ty chyba nie...
    - Zamknij się, dzieciaku. Przeszkadzasz. - warknął zirytowany Suigetsu, po czym wrócił do Sasuke - A może chcesz coś mocniejszego?
    Przerwał im Kiba, doskakując do Karin.
    - Hej, Śliczna. Olej tego leszcza, a będę traktował cię jak królow...
    Odpowiadając na jego zaloty, dziewczyna wbiła jedynie pięść w jego brzuch.
    - Jeszcze raz obrazisz Sasuke-senpai, a stracisz zęby.
    Brązowowłosy, kiedy już podniósł się z podłogi, westchnął cicho, ciągle wpatrując się w nią, jak w bóstwo.
    - Żyleta...Mmm...Takie lubię najbardziej. - szepnął do siebie Inuzuka - Kiedyś będziesz moja, Piękna. Szybciej, niż myślisz. - zanim znowu oberwał od agresywnej panienki, właściciel Akamaru wrócił do przerwanego tematu. - Więc, Naru-chan? Kto Ci zostawił tę jakże niepowtarzalną pamiątkę?
    Zaciekawieni członkowie Hebi zwrócili się w stronę Uzumakiego.
    Czerwony Naruto  znowu zamilkł i z uporem maniaka wpatrywał się w przestrzeń, jakby miał zobaczyć tam coś niebywale interesującego.
    Powstałą ciszę zakłócał jedynie prawie histeryczny śmiech Suigetsu, który widząc CO znajduje się na szyi opalonego chłopaka, prawie skonał ze śmiechu.
    - To takie małe, blond aniołki ruszają się już takich niegrzecznych zabaw? - kolejna salwa śmiechu
    - HEJ! Nie jestem mały! Jesteś w moim wieku...No dobra troszkę starszy, ale to tylko parę miesięcy! - Namikaze jak to było w jego zwyczaju zaczął się wydzierać na całe gardło, co nie zmieniało jednak faktu, że wyglądem przypominał dojrzałego pomidora.
    Tym razem Houzuki zamilkł na chwilę, po czym przyjrzał się blondynowi, jakby zastanawiał się, czy chłopka kłamie.
    - Ty...Sasuke. On serio ma tyle lat co ty?! Zresztą nieważne. Mów. Mów. Też chętnie się dowiem, kto ci sprezentował taką ładną malinkę, Mały. - Sui wyszczerzył się groteskowo, z zadowoleniem obserwując pogłębiające się zażenowanie chłopaka.
    - Taa...Mnie też możesz oświecić, Naruto. - czarnowłosy obserwował całą sytuację, ciekawy, czy jego były przyjaciel znajdzie w sobie dość odwagi, aby powiedzieć prawdę.
    Kiba zamyślił się chwilę, po czym z pewnością, której nie miał, wydał osąd.
    - Jak to kto? Pewnie Uchiha. - puścił oko do Uzumakiego - Naruto cały wieczór był nieprzytomny i wyglądał, jakby szukał okazji, żeby się upłynnić. I jak się śpieszył do domciu...
    Sasuke uśmiechnął się wewnętrznie drapieżnie, choć na zewnątrz nie drgnął mu nawet jeden mięsień.
    Chociaż poprzysiągł już nie starać się o atencję swojego byłego Młotka, nie potrafił powstrzymać zadowolenia, że ten nie przeszedł z tym wszystkim do porządku dziennego. Nawet, jeśli chodziłoby o zwykły wstyd.
    - SASUKE?! - Karin z przejęcia zapomniała dodać 'senpai' - Ty chyba...- uniosła pięść, zamierzając pokazać temu kretynowi, że insynuacje takie jak ta nie ujdą mu płazem
    -Nie! Nie! - Inuzuka zrobił krok do tyłu, modląc się o to, aby tym razem nie zarobić w nos - Chodziło mi o ITACHIEGO Uchihe! Chłopaka Naruto...Nie mówiłem o Królowej Mroku...
    Następne wydarzenia rozgrywały się błyskawicznie.
    Suke, choć obiecywał sobie, że przestanie się przejmować, słysząc jak ten głupi Pchlarz mówi otwarcie o związku jego przeklętego Aniki i...
    Po prostu nie był tego w stanie znieść i przy pomocy swojej ' zewnętrznej powłoki', rzucił się w kierunku tego kretyna, przyciskając tę kupkę nieszczęścia do ściany jakiegoś opuszczonego budynku.
    - Jeszcze raz...- chciał powiedzieć ' ...powiesz, że Usuratonkachi ma coś wspólnego z moim cholernym bratem. ', ale w ostatniej chwili się zreflektował - nazwiesz mnie w ten sposób, Inuzuka, a wypoleruję tobą podłogę.
    Kątem oka zauważył, że Suigetsu znowu zaśmiewa się do łez. Chyba wziął dzisiaj znacznie więcej, niż zwykle, albo też połasił się na coś mocniejszego.
    - Sasuke-teme! Przestań! Co ty wyprawiasz! - stojący dotychczas w ciszy Naruto złapał go za koszulkę, starając odciągnąć od swojego obecnego przyjaciela
    Puścił Pchlarza, aby skupić się na swoim ukochanym. Mimo wszystko, choćby nie wiem jak się starał okazywać rezerwę, z dnia na dzień nie przestanie kochać tego nadaktywnego Idioty.
    Odwrócił się do blondyna, przypadkiem ocierając dłonią o nieosłonięty materiałem skrawek skóry chłopaka, na co ten odskoczył jak oparzony z cichym piskiem zawstydzenia.
    - Wiesz, Uzumaki - Sasuke westchnął z niesmakiem - nawet wczoraj łatwiej się z tobą współpracowało. - prychnął, podkreślając swoje rozczarowanie
    Kiba otworzył szeroko usta, wyglądając przy tym, jak ryba wyjęta z wody.
    - COOOOOOO?! - Kiedy otrząsnął się z szoku, z gardła brązowowłosego wydobył się pisk, który do złudzenia przypominał damski - To z NIM widziałeś się wczoraj?!
    Ignorując błagalne spojrzenie Naruto, Uchiha z chłodnym rozbawieniem skinął głową.
     Inuzuce chyba zaskoczyły jakieś trybiki, a klocki zaczęły do siebie pasować.
    - No jasne... - mruczał do siebie - Przecież go bronił i chciał mi dołożyć, jak udawałem, że na niego lecę...
    Gdyby ziemia mogła się pod nim rozstąpić, syn Minato przyjąłby to z wdzięcznością.
    - N...Nie słuchaj go! Wiesz, że łże! Ja i...On? Niee...Chyba sam w to nie wierzysz... - jąkając się jak nigdy w życiu, powoli zaczynał inaczej widzieć problem Hinaty Hyuugi.
    - No weź nie ściemniaj, Naru-chan. Wiesz dobrze, że przez lata przyjaźni z tobą, nauczyłem się kiedy to robisz. - Kiba stał z szerokim wyszczerzem na gębie. Wyglądał jak kot z kreskówki, który właśnie połknął kanarka. Miał haka na niebieskookiego na dłuugi czas. Pomijając fakt, że z pewnością odbędzie się szczegółowa rozmowa.
    - Hn. - młody Uchiha pochylił się nad blondynem i upewniając, że tylko on go słyszy szepnął mu do ucha - Chyba się mnie nie wstydzisz?
    Idiota, jak to idiota. Zareagował dokładnie tak, jak się tego spodziewał.
    - JA CIEBIE?! - wyrzucił ręce w górę, w geście całkowitej frustracji - Przecież to TY mnie prawie zgwałciłeś w łaź.... - zdając sobie sprawę z popełnionej gafy wbił wzrok w ziemię, dłubiąc w trawie nogą.
    Jednak czasu nie da się cofnąć, więc teraz wszyscy wpatrywali się w młodego Namikaze, jakby wyrosła mu nagle trzecia głowa. Jedynie Uchiha stał z zadowoleniem obserwując, jak jego były przyjaciel chce wyjść z tej niezbyt komfortowej sytuacji.
    Tę pełną napięcia ciszę przerwał, jak wystrzał armatni, dźwięk ' I fucking hate you' Godsmack, który syn Fugaku ustawił sobie jako dzwonek kontaktu.
    Wyciągając z wewnętrznej kieszeni czarnej, skórzanej kurtki, rzuconej wcześniej na tyły Sharingana, najnowszy model telefonu komórkowego, odebrał połączenie. Na linii rozbrzmiał znany mu głos.
    - Witaj, Sasuke-kun.
    Westchnął poirytowany. A ten czego może chcieć?
    - Orochimaru. - na to imię stojący obok Suigetsu drgnął. - Czego chcesz? - nie bawił się w uprzejmości. Z tym typkiem łączyły go kontakty czysto biznesowe, a że to Gad na nim zarabiał, więc z nich dwóch to złotooki powinien być mu wdzięczny.
    - Jak zwykle konkretny, co nie, Sasuke-kun? - widząc, że czarnooki nie ma nastroju do żartów, przeszedł do rzeczy - Dzisiaj jest walka o dużą stawkę. Będziesz mógł powalczyć z najlepszymi. Raz w roku zbierają się największe kluby i walczą między sobą. Jeśli wygrasz, Sasuke-kun, to dam ci wszystko, czego zechcesz. Zakłady są szacowane nawet na 1,5 miliona. Nie zawiedź mnie. - po tych słowach długowłosy się rozłączył.
    - Hn. Będzie ciekawie. - Uchiha mruknął wiedząc, że na linii już nikogo nie ma i wrzucił telefon z powrotem do kieszeni.
    - Wiesz... - Houzuki spojrzał nieufnie na Sasuke - Co za interesy załatwiasz z Orochimaru?
    - Nie twoja sprawa. Jak będzie z tym towarem?
    Tym razem srebrzystowłosy przez chwilę analizował jego słowa, jakby nie wiedział, czy Sasuke żartuje. Zaraz potem wymienił spojrzenia z Karin i drugim kolegą z bandy, po czym wzruszył ramionami.
    - Ty tak na poważnie?
    - Nie na półserio, wiesz? - pomimo zjadliwości, w głosie czarnowłosego zabrzmiała nutka zniecierpliwienia - Jasne, że na serio, matole.
    - Nie wkurzaj się, Sasuke. Po prostu dziwi mnie, że masz dojście do źródła, a czerpiesz z rzeki. - zdziwił się lekko filozoficznie Sui
    - Hn? - Suke przechylił łebek w niezrozumieniu. O co mu może chodzić?!
    - Ty nic nie wiesz, Sasuke-senpai? - Karin także wyglądała na szczerze zdumioną
    - Nie? - głos młodego Uchihy jasno mówił, że wolałby zostać już doinformowany, bo taka gadka porządnie go denerwuje.
    Serio nie miał bladego, ani zielonego pojęcia, o czym oni znowu bredzą.
    - Orochimaru jest największym dilerem w całej Azji, znanym także w skali światowej. - Suigetsu zachowywał się, jakby to była prezentacja, zdecydowanie przesadzając z mimiką i gestykulacją, machał rękoma jak szalony - Załatwi ci wszystko i wszędzie. Ma towary, o których nawet Ci się nie śniło. Co więcej sam eksperymentuje, tworząc nowe, silne dragi. To on wymyślił ' anielski pył'...
    Sasuke stał zszokowany, nie wiedząc co powiedzieć. Po prostu...Zawsze wiedział, że Gad to cwaniak z fetyszem na punkcie mordobicia, ale tego się rzeczywiście nie spodziewał.
    Ponownie rozdzwonił się telefon, ale była to komórka Juugo. Tym razem ''Happy'' Mudvayne.
    - Tak. - chwila ciszy - Yhm. - chwila ciszy - Hmm...Naprawdę? - chwila ciszy - Jasne. Nie ma sprawy, będę go ochraniał, szefie. - dłuższa chwila ciszy - Uchiha? - tu brew stojącego obok posiadacza owego nazwiska drgnęła - Yhm. Rozumiem. - rozłączył się
    Przez chwilę patrzył na czarnowłosego z dziwnym natężeniem, aż owy nie wytrzymał.
    - O co chodziło z tym 'Uchiha'? - mruknął Sasuke pozornie bez zainteresowania
    Juugo nie zmieniał wyrazu twarzy, ale jego oczy zdawały się śmiać.
    - Dostałem właśnie telefon od mojego szefa. - mruknął z pozoru bez związku - Powiedział mi, że niejaki Hebi właśnie zgodził się uczestniczyć w walkach...
    Karin pisnęła jeszcze głośniej, niż wcześniej na widok Sasuke.
    - HEBI tam będzie?! On jest boski!
    - Tak. - zgodził się Houzuki - Byłem praktycznie na wszystkich walkach, a kiedy on walczył, praktycznie zawsze wygrywał...Zaraz. - zerknął zdziwiony na Karin - Ja wykonuję dla Oro zamówienia, Juu jest jego gorylem...A skąd ty go znasz?
    - Jestem barmanką w jednej z jego knajp. Poza tym trochę śpiewam. - mruknęła niechętnie dziewczyna
    - Kontynuując. - przerwał im Juugo, który nigdy nie lubił, gdy mu przerywano - Mam go ochraniać, bo niejaki Danzou chce wysłać swoich ludzi, aby się go pozbyli.
    - Burmistrz miasta?! - wrzasnął nagle Kiba, o którego obecności już dawno zapomnieli
    - Ta. Tak więc rodzina Uchiha zabrała mu ostatnio sprzed nosa szansę na gruby szmal, a że dorwanie się do Fugaku jest niebezpieczne, więc ogranicza się do jego najmłodszego syna.
    - TY jesteś HEBI?! Jesteś jeszcze cudowniejszy niż myślałam, Sasuke-senpai. - Czarnowłosy złośliwie pomyślał, że gdyby te wszystkie mangi shojo były prawdziwe, oczy Czerwonowłosej powinny teraz zmienić się w serduszka.

    ***************************************
    CDN
  
    ***************************************

sobota, 10 października 2009

10. Dekonspiracja

 - ...No i jest taki śliczny, nie sądzisz?
    - Taa.
    Te jego czarne oczy...
    - Ma śliczne futerko. Takie miękkie, ciepłe...
    - Taa. - Szedł przed siebie z oczami wlepionymi w martwy punkt.
    I włosy...
    - A jak zabawnie sapie, kiedy się go drapie po brzuszku...
    - Yhm...
    Ten ciepły oddech na mojej skórze...
    - Aż dziw, że pozwolili nam wykupić Akamaru z wystawy...Ta baba była taka głupia, chcąc się go pozbyć, bo rzekomo robił jej kłopoty...Mam Akamaru od wczoraj, a już go kocham. Ty mnie w ogóle nie słuchasz. - mruknął poirytowany brunet
    - Taa.
    Taki dominujący i władczy...
    - Tsunade to fajna dupa, nie? - chłopak w zielonej koszulce z napisem '' I'm your puppy. Save me, love me, kiss me! '' wyraźnie oczekiwał na jakąkolwiek reakcję
    - Taa.
    Dlaczego jego oczy były takie smutne?
    - Uhh...Gdyby mnie tak wzięła na dywanik, pokazałbym jej, kto jest mężczyzną. - tym razem czekoladowe oczy rzuciły wyzwanie, a ich posiadacz ledwo powstrzymywał radosny wybuch gromkiego śmiechu
    - Taa.
    Powinienem z nim porozmawiać. Przecież musimy to sobie wyjaśnić...
    - Urodziłem się na Marsie, Uzumaki. - jego towarzysz załamał ręce orientując się, że właśnie został olany.
    - Yhm.
    Dlaczego wziął tą trawkę?
    - Właściwie to Cię okłamałem. Muszę się przyznać, bo już dłużej nie potrafię tego ukrywać. Nie podoba mi się szanowna pani Dyrektor. - Inuzuka złapał go za ramiona i wlepił spojrzenie w matowe, zamyślone tęczówki blondyna.
    Brak odzewu. Zdesperowany Kiba pochylił się nad przyjacielem i ponętnym tonem szepnął mu do ucha.
    - Jestem gejem. - ciekawy efektu odsunął się odrobinę i stanął twarzą w twarz z kolegą.
    Naruto zamrugał parę razy, wychodząc z transu. Kyuubi również przestał snuć swoje domysły, którymi przerywał wcześniej wywód idącego obok niego chłopaka.
    - Jak...Skąd to wiesz?
    Na usta bruneta wpłynął psotny uśmiech, jednak zajęty wracaniem do tej rzeczywistości Uzumaki tego nie zauważył.
    - Zakochałem się. - Inuzuka wygiął usta w podkówkę, a oczy aż mu się zaszkliły. W tej chwili dziękował siostrzyczce, u której podpatrzył owe zachowanie. Może i zgrywał idiotę, ale jeśli chciał coś pojąć, to robił to w mig. - Ale on mnie pewnie nie zechce. Jest taki popularny, przystojny... - zwiesił głos, robiąc rozmarzoną minę. - I te jego piękne onyksowe oczy. '' Czarne oczy, widzę czarne oczy! Ich nie przeoczysz, wiem, że nieeeee! ''
    Obserwując kręcącego kuprem, drącego się wniebogłosy towarzysza, blondyn mimowolnie zachichotał. Przynajmniej do momentu, kiedy znaczenie słów do niego dotarło.
    Niebieskie oczy dorównywały teraz wielkością kulom do kręgli, wychodząc z orbit. Szczęka opadła z hukiem na podłogę, aż zęby zadzwoniły o podłogę.
    - Ty chyba nie masz na myśli....
    Widząc, że w końcu otrzymał zamierzony efekt, a przyjaciel wrócił z '' krainy niebieskich migdałów '', brunet postanowił dodać jeszcze odrobiny oliwy do ognia.
    - Uchiha... - szczerząc się zadowolony z efektu, Kiba ciągnął przedstawienie.
    Co?! Który to?! A z resztą nieważne! Obaj są nasi, więc fora, ze dwora! >,<*
    - Sasuke, czy Itachi? - Naruto nie zdając sobie z tego sprawy, wbił paznokcie w wnętrze dłoni i mówił przez ściśnięte zęby.
    - Ohhh...Czy Uchiha mnie pokoooochaaaa? - wzorując się na średniowiecznych damach, gdy prysznice jeszcze nie istniały, Inuzuka przyłożył wierzch dłoni do czoła, robiąc minę zamkniętej w wieży królewny, oczekującej na swojego księcia. - Ja nieszczęsny. Czyż jest możliwe, aby tak zacny jegomość zauważył tak brzydkie kaczątko, jak ja? Okrutny losie!
    - Nie błaznuj, tylko gadaj, cholera! - blondyn stracił cierpliwość.
    Brunet umilkł, wpatrując się w niego zaskoczony.
    - Yyy...To był żart. No wiesz '' ha, ha '' i te sprawy. Ale nie rozumiem...Aha! - uniósł oskarżycielsko wskazujący palec i wbił go w pierś przyjaciela, po czym zaczął przedrzeźniać blondyna. - '' Ja i Itachi jesteśmy tylko przyjaciółmi. '' Yhm...Szkoda, że siebie nie widzisz! Jesteś tak zazdrosny, że aż ci piana poszła! - zastanawiając się przyłożył palec do kącika ust - Może w takim razie wezmę sobie naszą szkolną Królową Mroku?
    W Naruto znowu się zagotowało.
    - Możesz się od niego odpieprzyć? - zapytał poirytowany, zdziwionego Inuzukę.
    Tym razem to Kiba wyglądał, jakby oberwał obuchem w głowę.
    - Yyy...To ON też?! No nie żartuj! - w brązowych oczach widać było nieskończony szok - Ja rozumiem, że lubisz facetów, a on jest dość ładny, jak twierdzą dziewczyny, ale... Kami-sama! To
s.n.o.b! Zapomniałeś?!
    Blondyn przełknął nerwowo ślinę. Tak jak myślał. Z nim nie może porozmawiać ani o tym, co się wydarzyło, ani tym bardziej o tym, co zaczynało się w nim rodzić...A może zawsze było, tylko skutecznie zagłuszane?
    - Nie. - mruknął, starając się, aby jego głos nie zadrżał nawet odrobinę - Po prostu...Dużo ostatnio myślałem, wiesz? - postanowił powiedzieć mu połowę prawdy. - Chciałbym się znowu przyjaźnić z Sasuke.
    - CO?! Czyś ty się z Sakurą na myślenie zamienił?! - mimika twarzy Inuzuki jasno wskazywała, że ostatkiem sił powstrzymuje się, by zadzwonić po ładny, biały kaftanik dla Naruto. - Przecież...To podły, zarozumiały szpaner! To...
    Jeszcze słowo i podrapię ten niewyparzony, psi jęzor!  Kyuubi warknął ostrzegawczo, piłując swoje długie paznokcie, marząc tylko o tym, aby przejechać nimi po buźce brązowowłosego.
    Uzumaki nie zwracał nawet uwagi na to, że nie tak dawno to on sam wygłaszał o młodszym bracie Itachiego całe niepochlebne litanie.
    - Pamiętasz...Kiedyś powiedziałem Ci, że Drań był moim przyjacielem. - westchnął z ulgą, obserwując stopniowe rozluźnienie napiętych mięśni twarzy Kiby. - Najlepszym. Byliśmy nierozłączni, potrafiliśmy przegadać całe noce. - uśmiechnął się lekko na wspomnienie - Właściwie - oczy idąc w ślad za ustami, rozświetliły się szczęśliwym blaskiem - to ja gadałem, a on to znosił, co pewien czas mi dogryzając, lub wtrącając słowa, których zwykle nie rozumiałem. Później był ten incydent z płytą...Mówiłem Ci o nim. - widząc, że rozmówca wie, o czym mówi, chciał kontynuować, jednak nie zdążył.
    - Kojarzę, kojarzę. - usta Psiego wykrzywiły się w złośliwym grymasie - Powiedziałeś, cytuję '' Ten szurnięty dziwak ot tak'' - tu pstryknął palcami - '' połamał owoc twojej tygodniowej harówki, za co nie odezwiesz się do tego napuszonego palanta do końca świata i jeden dzień dłużej. '' Tak to leciało, nie? - Inuzuka niewinnie wyszczerzył rząd białych, równych kłów.
    - Że też na klasówkach nie masz takiej dobrej pamięci. - Blondyn wpół zażenowany, wpół rozbawiony pokręcił głową - Byłoby od kogo ściągać.
    - Zidiociałeś do reszty, Głąbie? - parodiując młodego Uchihę, Kiba rzucił Uzumakiemu spojrzenie pełne litości i wyższości. Nie wytrzymał jednak długo i dodał - Mam marnować życie na książki, kiedy wokół tyle ślicznych dam, gotowych pomóc mi w zabiciu nudy, swym uroczym towarzystwem?
    Pokręcił głową po raz kolejny.
    - Ty się nigdy nie zmienisz, Pchełko.
    Szczerząc się w dalszym ciągu brunet okręcił się wokół własnej osi.
    - Cały ja...Zaraz! Czy ty mi sugerujesz, że jestem mały?! - Inuzuka założył ręce na średnio zbudowanej piersi - Ja?! Phi...To ja z nas dwóch jestem tu prawdziwym facetem. - Wystawił język.
    - A ja to niby co?! - jak zwykle poddając się prowokacji kolegi, Naruto spiął się w sobie
    - No nie wiem, nie wiem. Lecisz na facetów...
    - Na dziewczyny też!
    - Lubisz zakupy...
    - Ty też! - prawie zakwilił, zbulwersowany
    - Bronisz Uchihy... - Kiba puścił do niego oko
    - To nie ma nic do rzeczy! - nie potrafił powstrzymać cisnącego się na twarz rumieńca
    - Jak to nie? Laski go usprawiedliwiają. Poza tym...Nawet ubierasz się jak baba.
    I tym go zastrzelił. Przecież miał na sobie zwykłe, czarne spodnie, adidasy, płaszcz z rękawem do łokci...
    - Niby czemu? - teraz już zupełnie poważnie spojrzał na przyjaciela.
    - A ta opaska na szyi? Zdejmij ją, to babskie. - brunet pokiwał głową jak profesor na uniwersytecie, pewny swoich słów
    Blondyn cofnął się o krok. Kawałek materiału, do którego przyczepiał się Kiba, zakrywał długi, sino-czerwony ślad, poziomo ciągnący się po jego szyi. Zdecydowanie wolał wyglądać jak baba, niż otrzymać '' sto pytań do '', w celu wyciągnięcia od niego, kto jest ''darczyńcą'' tej jakże osobliwej pamiątki.
    - Odczep się. To moda...Francuska. - wymyślił na poczekaniu, wiedząc, że nie zorientowany w trendach brązowooki odpuści
    - Widzisz? Nawet na modzie się znasz...Ciekawe, co masz w spodniach.
    O nie! Nie da się pokonać tej Pchełce.
    - Jak chcesz, to chodź w ciemną uliczkę, to Ci pokażę. - prychnął rozdrażniony.
    I tak jak się spodziewał Inuzuka zamilkł.
    - Yy...Nie dzięki, postoję. Ale jak idziesz ze mną, to to zdejmij, bo jeszcze pomyślą, że ja też, no wiesz...Zboczyłem. - szybko odzyskał rezon, dogryzając blondynkowi.
    - A co? Nieładna z nas para? - podłapując ton, Naruto uwiesił się na szyi przyjaciela
    - Sorry, ale nie jesteś w moim guście. Bez obrazy, ale brak ci no wiesz... - wyciągnął przed siebie sugestywnie dłonie, złożone w kształt litery C, jednocześnie sugestywnie poruszając palcami.
    - Takie moje życie, ale w tajemnicy Ci powiem, że ty też mnie nie interesujesz w ten sposób.
    Nieświadomie nadepnął na ego Inuzuki, który już poczuł się urażony
    - Nie? A niby czego mi brakuje? Jestem śliczny. - wystawił język
    - Chyba z tyłu, słońce.
    - I niby Ci się nie podobam, a już mi się do tyłu dobierasz, haha.   
    - Zapomnij. - prychnął
    - Zaraz...- nie zwracając uwagi na to, że niebieskooki ciągle wisi na jego szyi, Kiba zatrzymał się i Naruto na niego wpadł. - Przecież ustaliliśmy, że jesteś dziewczyną...- brązowooki zamrugał w szoku, patrząc na przyjaciela, jakby widział go pierwszy raz w życiu. - Skoro tak...To ciebie posuwają? - zapytał, wprawiając blondynka w osłupienie.
    - C...Co?! - jeśli Uzumaki był kiedykolwiek w życiu bardziej czerwony, to już tego nie pamiętał.
    - No wiesz. - jego rozmówca wzruszył ramionami, pozwalając Naruto się od siebie odsunąć - Homo mają podział. Sam mi to kiedyś mówiłeś, kiedy przyłapałem Cię na czytaniu pisemka z gołymi facetami.
    - No bo tak jest...Ale dziś fajna pogoda! Nie?
    - Taa. - Inuzuka wręcz z sadystyczną przyjemnością obserwował jego nieudolną próbę zmiany tematu - Ale wracając...Po której stronie kierownicy jesteś?
    - Kie..Kierownicy? - osiągając nowe stopnie zawstydzenia, blondyn zatrzymał się jak wryty
    Brunet znowu wzruszył ramionami.
    - No wiesz. Jak z rowerem. Jeden kieruje, a drugi jedzie....Właściwie to szło trochę inaczej, ale jestem zbyt kulturalny. - z komiczną galanterią Kiba uchylił nieistniejący kapelusz w pokłonie
    - Skończysz?!
    - Nie. - odpowiedział brunet z rozbrajającą szczerością. - To po której stronie jesteś?
    Niestety co jak co, ale Naruto Uzumaki wiedział jedno. Kiedy Kiba Inuzuka się na coś uprze, to choćby się waliło i paliło, to to osiągnie...Zwykle przez doprowadzenie rozmówcy do rozstroju nerwowego.
    - Ok. Jeśli mógłbyś nazywaj to po imieniu, a nie do roweru porównujesz. - skapitulował
    - To znaczy?
    - Ehh...Seme i Uke. Seme to osoba przewodząca w związku. Zarówno w sypialni - opalone policzki pokryła różowa zasłona - jak i poza nią. Zwykle to ona podejmuje decyzje i opiekuje się swoim uke, czyli jak się da domyśleć, słabszym, wrażliwszym i bardziej kobiecym partnerem.
    Kiba zaśmiał się głośno, najwyraźniej ubawiony.
    - Wiesz...Ty serio jesteś wrażliwy na świat, kobiecy...Słaby nie jesteś, ale do takiego Uchihy to też Ci brakuje...
    I znowu skojarzenia z tą przeklętą łazienką.
    - Chyba byłeś za długo na słońcu, żeby mnie sobie wyobrażać z Draniem. - prychnął zły sam na siebie.
    - Nawet nie powiedziałem z którym. - właściciel Akamaru zachichotał i korzystając z braku skupienia kolegi, zerwał znajdującą się na jego szyi opaskę.
    Naruto poczuł, jak krew znowu zalewa całą jego twarz od wewnątrz. Skubany. Zawsze potrafił umiejętnie wziąć go pod włos. Przez chwilę Inuzuka milczał, wpatrując się w wielki ślad po łazienkowych igraszkach Uzumakiego.
    Zanim zdążył się odezwać, zza rogu wychynęły trzy postacie.
    Każda z nich ubrana na czarno.
    - O kur...- Kiba jak zaczarowany wpatrywał się w jeden punkt, gdzie stała...Karin.
    Ubrana była w czarne glany i czarne pończochy. Czarna, fałdowana pionowo, rozkloszowana mini , przepasana grubym, czarnym, błyszczącym pasem z klamrą w kształcie czaszki. Czarny, jedwabny golf odsłaniający ramiona i zgrabny brzuch. Długie, czerwone paznokcie i złoty sygnet z wielką literą ''H'' na wskazującym palcu. Najprawdopodobniej na zamówienie. Pieszczocha na nadgarstku. Płomienne włosy związała ciasno w wysoki kucyk, który wraz z czarnym cieniem do powiek, gęsto położonym tuszem i krwiście czerwoną szminką, dopełniał jej drapieżnego wizerunku. Do tego, sprawiające wrażenie bardzo drogich, kolczyki, z czego każdy składał się z czterech, wiszących, złotych łańcuszków, które zwisały z małych, złotych kół, na których widniał również wytworzony z rubinu wąż. Na każdym z łańcuszków osadzone były po trzy krwiście czerwone, średniej wielkości krople, w kształcie łez, które bez wątpienia były rubinami. Bogaty wizerunek dopieszczał jeszcze fioletowy wąż, na tle złotej monety, pokrywający całe jej przedramię, idealnie odbijający się od śnieżnobiałego ramienia.    
     Jednak na Naruto większe wrażenie zrobiła postać, tak jak inne odziana na czarno, poruszająca się w ich stronę czarnym, wypieszczonym jak reszta wizerunku posiadacza, motocyklem.

 C.D.N.

niedziela, 20 września 2009

9. Mały, głupi braciszek...




    Nic się nie zmienił. Co za kretyn, idiota...
    Utkwił wzrok w ciągle szykanującym najmłodszego członka rodziny Ojcu. Widział jego wykrzywioną w pogardzie twarz, tak charakterystyczną, kiedy chodziło o jego brata.
    Miał ochotę wybuchnąć pełnym politowania śmiechem, kiedy ten przeklęty, egocentryczny Matoł, rzucił mu jakąś przepraszającą formułkę, a groteskowe skrzywienie jego bladej twarzy, w pierwotnym zamiarze miało go chyba uspokoić.
    Tak obłudny i obślizły, jak jaszczurka, czy wąż. Zmienny, jak kameleon.
    Wziął kilka głębokich wdechów, starając się rozluźnić napięte mięśnie. Mimo wszytko w tej chwili nie liczyło się nawet to, że jest Uchiha. Wystarczyło, że był Japończykiem. Rodzina to świętość. W myślach może przeklinać tego Potentata od Siedmiu Boleści, jednak na zewnątrz musi zachować pokerową twarz.
    - Co za dzieciak. - dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że Gad coś do niego mówi. - Gdyby nie to, że w jego metryce urodzenia widnieje, iż jest tylko 5 lat od ciebie młodszy, mógłbym przysiąc, że dzielą go od Ciebie, drogi synu, lata świetlne. Jesteś idealnym Uchihą. Nie tylko doskonale zarządzasz firmą, - kontynuował - ale również posiadasz szacunek do najbliższych i pokorę...
    Mówił coś dalej, ale już go nie słuchał. Za to Tachi pokładał się w tej chwili ze śmiechu.
    Gdyby ta kreatura wiedziała, jakie mamy o niej mniemanie, pewnie przestałaby bezmyślnie nas wychwalać.
    - Nigdy nie doceniamy tego, co posiadamy. - odrzekł lakonicznie
    Ojciec, z mieszanką zachwytu i podziwu, skinął głową.
    - Ależ oczywiście, masz rację. - Kolejny grymas wąskich ust, o opadłych kącikach, które jasno dawały do zrozumienia, iż osoba je posiadająca, nieczęsto zmuszała się do uśmiechu. - Ale kiedyś i On zmądrzeje. Ciągle wierzę, że coś z Niego będzie. - To, jak podkreślał zaimki, kiedy była mowa o Ototo, te pełne wyższości i chłodu tony w paru sylabach, potrafiły go zirytować bardziej, niż cokolwiek innego.
    Nie zrozumiał. A może był zbyt ograniczony, żeby zrozumieć, że słowa starszego syna odnoszą się do najstarszego Uchihy? Ehhh...Czasami miał wrażenie, że pomimo nazwiska Uchiha, wśród których wychowywało się wielu nieprzeciętnie inteligentnych osób, późniejszych lekarzy, grubych ryb, a nawet noblistów, jego ojciec był po prostu tępy.
    Sasuke wielbił ziemię, po której ten snob chodził, a Fugaku był gotowy całować stopy tego syna, który miał go w głębokim poważaniu. On z kolei wiedział, że był gotowy na wszystko, aby uratować Małego przed tym, co mogła zrobić z niego ambicja Ojca. Aby tylko go ocalić.
    - Nie mówiłem o Ototo, Ojcze, - nie wytrzymał, kiedy w dalszym ciągu Potentat zasypywał go gradem nic nieznaczących komplementów - a o Tobie.
    Natychmiast głowa klanu zamilkła, a czarka sake zamarła w dłoni w połowie drogi do celu. Czarne brwi uniosły się w mieszance szoku i niedowierzania. Itachi się z NIM nie zgadza?!
    - Co masz na myśli? - Zapytał ostrożnie, chcąc wybadać teren. Nigdy się nie krył z tym, że opinia starszego potomka jest dla niego ważna.
    - Uważam, że niewłaściwie oceniasz Sasuke, skupiając swoją uwagę na mnie. - zaczął ważąc słowa, mimo wszystko starając zachować pozorny respekt
    - Jak to? - oburzył się jego rozmówca - Nie wiem, jak mogło przyjść Ci do głowy, że oceniam go niewłaściwie. - rodziciel zmrużył złowrogo oczy, nagle z defensywy przechodząc do agresywnej ofensywy - Każdemu daję to, na co zasłużył, a twój brat zachował się dziś, jakby nie był Uchihą, a członkiem jakiejś pasożytniczej hołoty...
    Cholerna segregacja na klasy, którą ''tatuś'' wpajał im od małego. Jeszcze pięć lat temu myślał tak samo, pod miażdżącym wpływem Ojca, jednak kiedy odseparował się od tego, który owo przekonanie w nim zaszczepił, a do tego przebywał z Hidanem, zrozumiał, że osobowość człowieka biednego, czy średnio zamożnego, może być wielokrotnie bardziej wartościowa, niż to, co prezentowały sobą zarozumiałe familie.
    - Właśnie takie myślenie nas dzieli. - westchnął Itachi - Nie wiem, czy zauważyłeś, że poniżyłeś Sasuke już dziesięć minut temu. Od tego czasu czekam, aż pójdziesz go przeprosić, jednak widzę...
    Fugaku zerwał się z miejsca, a całe jego opanowanie i posagowa mina ulotniły się, jak kamfora.
    - JA mam przepraszać tego niewdzięcznego gówniarza?! - pięść huknęła groźnie o stół, podkreślając znaczenie słów - Zachował się jak pięcioletni bachor, a JA mam za nim iść?! Nie ma mo...
    I wtedy stało się coś, czego nie spodziewał się nikt.
    Mikoto Uchiha, dotychczas siedząca cicho, całe swoje życie skrywająca się za plecami despotycznego męża, potulnie zgadzająca się z każdym jego słowem, niezdolna do minimalnego sprzeciwu...
    Właściwie nie zrobiła nic szokującego. Po prostu podniosła się z miejsca i wyszła. Niby nic wielkiego, a jednak w rezydencji nie do pomyślenia było, aby wstała od stołu, nie pytając o zdanie współmałżonka, sterującego najmniejszym jej ruchem.
    Cisza - o ile było to możliwe - jeszcze bardziej zgęstniała. Pokojówka, która przechodziła właśnie przez korytarz, dyskretnie zawróciła, aby nie ściągnąć na siebie gniewu pana domu.
    Itachi i Fugaku mierzyli się spojrzeniem, aż długowłosy wstał. Miał dylemat, czy najpierw porozmawiać z matką, którą kochał i darzył głęboką estymą, czy z Ototo. Dochodząc do wniosku, że Maluch potrzebuje go bardziej, skierował się w stronę schodów, do pokoju młodszego, zostawiając Ojca we wściekłym milczeniu.
    Jednak kiedy zmierzał do urządzonego w odcieniach czerni,granatu, czerwieni i bieli pokoju, już pukał, gdy zbyt duża ilość płynów dała o sobie znać.
    Tachi z piskiem, nieprzystającym mężczyźnie zerwał się na równe nogi.
    Sytuacja awaryjna!
    W ostatniej chwili udało mu się dotrzeć do łazienki. Gdy z niej wychodził uderzyło go przeczucie, że coś jest nie tak. Chwilę stał z przymkniętymi oczami, co pomagało mu się zwykle skoncentrować, a i tym razem przyniosło efekt. TABLETKI!
    Nie wiedział dlaczego, ale kiedy był jeszcze w tym domu, miał problemy z zasypianiem. Wraz z przeprowadzką do ''Peina'' skończyła się jego bezsenność, więc podejrzewał, że przyczyną może być atmosfera tej rezydencji i na wszelki wypadek zabrał ze sobą pudełko z pigułkami nasennymi.
    Jak tylko przyszedł, położył walizkę i wykręcając się tym, że jest śpiący po podróży, chciał przeciągnąć w czasie spotkanie z Oto-san. Wziął nawet owe tabletki do łazienki, postanawiając naprawdę zdrzemnąć się trochę. Dwie z nich wysypał na swoją rękę, kiedy zdał sobie sprawę, że nie ma czym popić, a w to kranowe świństwo nie wierzył.
    Pożałował tego w momencie, gdy dotarł do kuchni, a na drodze stanął mu Ojciec, gotowy na wszystko, oprócz odtrącenia jego propozycji wspólnej kolacji w salonie.
    Próbując się wykręcić zapomniał o pastylkach, a efekt tego zaniedbania miał przed sobą. Nie. Właściwie problem polegał na tym, że zniknęły! Kuso! Co się mogło z nimi stać?!   
    Czarne oczy czujnie rozejrzały się wokół, szukając najmniejszego śladu. Wzrok przesuwał się od toalety, przez zlew, idealnie czysty...
    Nie. Nie tak idealny. Ciągnęła się po nim krwiście czerwona smuga. Zaraz...Krwiście?! Ostrożnie spojrzał w górę i aż syknął, gdy zobaczył swoje zniekształcone odbicie, na popękanym, niejednolitym lustrze, gdzie w miejscu uderzenia widoczne było charakterystyczne wgniecenie i rozprysk szkła, a na nim szkarłatny, metaliczny odblask, prowadzący krwawe strumyczki w dół lustra. Zaś na obrzeżu umywalki spoczywał sobie kieliszek po sake...
    Gdyby tylko mógł, chętnie pokazałby Fugaku Uchiha, co znaczy psychiczne cierpienie. Zapłaciłby za matkę, a teraz również Ototo.
    Gwałtownie zawrócił i tym razem nie bawiąc się w uprzejmości, wparował do pokoju Sasuke, a chęć mordu na własnym ojcu sięgnęła zenitu.
    Na satynowej pościeli, w kolorze szafirowym, rozłożony w poprzek łóżka pół leżał, pół klęczał, jego braciszek. Pod bladym policzkiem rozciągała się poduszka, a na porcelanowej twarzy harmonię zakłócały sinawe worki, które tak bardzo nie pasowały do tego małego perfekcjonisty. Włosy rozrzucone, przysłaniały połowę oblicza, a zgięta ręka sięgała nad głowę. Druga bezwładnie opadała wzdłuż ciała.
    Spojrzał na dębowe panele, na których spokojnie osiadały nowe kropelki krwi i ostrożnie położył mniejszego chłopca na posłaniu, jednocześnie łapiąc nieszczęsną, pokaleczoną szkłem rękę.
    Kiedy pochylał się nad nim, dobiegł go zapach, który doskonale poznał przez lata rockowego życia. Trawka. Niby nie było w tym nic złego, sam brał ją wielokrotnie, ale młody, niedoświadczony, głupi braciszek zmieszał ją z środkami nasennymi i sake. Całe szczęście, że zostawił tylko dwie tabletki. Nie wiadomo co by było, gdyby w toalecie pozostało pudełko. W wypadku dwóch tabletek nasennych i sake, nawet, jeśli wziąć pod uwagę to, że dochodziła trawka, rano będzie mu niedobrze, głowa będzie paliła żywym ogniem, a w żołądku pojawi się nieprzyjemne wiercenie...Ale nic więcej. Sam to przeżył, więc wie, że małemu nic nie groziło.
    Rozejrzał się wokół, na jednej z bardziej widocznych szafek zauważając małą apteczkę. Jego Ototo był zawsze przygotowany na każdą ewentualność...
    Przysiadł na materacu i ujął pokiereszowaną dłoń. Sasuke mruknął coś przez sen, jednak nie bardzo go zrozumiał. Za to kiedy pochylił się nad Małym do jego uszu zaczęła się sączyć powolna, smutna melodia, jednej z piosenek, do których miał sentyment, a które kojarzyły mu się z jego własnym zachowaniem, wobec braciszka. Crossfade '' So cold ''.

    What I really meant to say
Is I'm sorry for the way I am
I never meant to be so cold
Never meant to be so cold
What I really meant to say
Is I'm sorry for the way I am
I never meant to be so cold
Never meant to be so

Cold, to you, I'm sorry 'bout all the lies
Maybe in a different light
You can see me stand on my own again

    Wyłączył ciągle uruchomiony odtwarzacz i delikatnie zdjął słuchawki z szyi śpiącego ototo, po czym opatrzył poraniony grzbiet dłoni, wyciągnął odłamki szkła i owinął bandażem, wstał, okrył go kołdrą, starł plamę z krwi, zastanawiając się już jaką wymówkę wymyślić i wyszedł, mając w zamiarze porozmawiać sobie jutro z tym niedojrzałym dzieciakiem.
    Rodziców nie chciał w to mieszać z prostej przyczyny. Matka była już i tak przygnieciona tym, co działo się w domu, a Ojciec...On najprawdopodobniej wykpiłby Sasuke, a później kazał zrobić coś upokarzającego, aby dać mu nauczkę. A dla Sasuke nie było nic bardziej upokarzającego, niż ośmieszenie go na oczach ludzi...Nie. Porozmawia z nim Sam.
    Tak jak się spodziewał nie umiał zasnąć, więc z braku lepszego zajęcia wrócił do kuchni, gdzie ku jego zdumieniu przy oknie stała matka, zamyślonym spojrzeniem wodząc za srebrnym księżycem.
    - Jeszcze tu jesteś, Okaa-san? - szepnął cicho, ze współczuciem, obejmując kobietę - Powinnaś się położyć, już po 23.
    Delikatną, wręcz kruchą twarz Mikoto, rozpromienił ciepły i szczery, choć leciuteńki, uśmiech.
    - Ita-kun. - Odwróciła się twarzą do niego i podparła ręce na biodrach, starając się wyglądać na poważną, dumną kobietę, czemu przeczyły chochliki w jej oczach - Czy to nie ty mówiłeś, że jesteś szaleńczo zmęczony po podróży? A teraz szwendasz się, jak nocny marek. - pokiwała mu palcem przed nosem, ciągle się przy tym uśmiechając - No już. - szturchnęła go leciutko - Już Cię tu nie ma.
    Rozczulony jej zachowaniem, przygarnął do siebie zaskoczoną rodzicielkę i przytulił do siebie. Była dobrym duchem tego domu i jedyną jego częścią, która zachowała w sobie ułamek tej radości życia, jaką posiadała kiedyś.
    - Haha*... - odsunął się delikatnie, patrząc poważnie w oczy czarnowłosej - Nie jest lepiej, prawda? - zapytał cicho, wiedząc, że kobieta przed nim potrzebowała rozmowy.
    Mikoto wysunęła się z jego uścisku, starając się nie patrzeć w wszechwiedzące, jak jej się niekedy zdawało, oczy syna. Chciała uniknąć odpowiedzi, jednak wiedziała, że to bezskuteczne. Mogła uciec przed wątpliwościami na dzień, lub dwa, ale w końcu i tak ją dopadną.
    - Jest coraz gorzej, coraz gorzej. - monotonny, smutny szept odbijał się po kuchennej przestrzeni, napawając oboje rozmówców beznadzieją. - Odkąd odszedłeś, Sasuke nie ma w nikim oparcia. Wcześniej myślał, że go nie ma, jednak służyłeś mu milczącym wsparciem, pochłaniając połowę czasu Fugaku. Teraz, kiedy Cię nie ma, całe jego oczekiwanie i ambicja, spoczywają ciężarem na Sasuke, a on nie jest dość silny, aby znieść to tak dobrze jak ty. - długie, śnieżne palce zatopiły się w hebanowych włosach, po czym ciągnęła dalej. - Ty zawsze miałeś jego poparcie i przyklaskiwał każdemu twojemu zamiarowi, aż do momentu wyjazdu. W ten sposób wyrobiłeś w sobie pewność siebie i siłę psychiczną, wytrwałość...Jego pomysły zawsze Fugaku dusił w zarodku. Sasuke chciał być kiedyś mechanikiem, wiesz? - to stwierdzenie zszokowało Łasica, który o tym fakcie nie miał pojęcia - To było w trzeciej gimnazjum. Przyszedł i powiedział, że zapisze się do szkoły o tym profilu, bo naprawdę chce się tym zajmować. W tajemnicy przed nami, chodził wtedy do niejakiego Kakashiego, który uczy go nawet obecnie, tyle, że teraz jedynie literatury na lekcjach. Fugaku powiedział mu wtedy, że do takiej szkoły i owszem MOŻE się zapisać, ale wtedy zabiera ze sobą manatki i wynosi się mieszkać jak na chołotę przystało - pod most...
    Zacisnął pięści z poirytowania.
    - Ale przecież kiedy JA powiedziałem, że chcę być piosenkarzem, następnego dnia dostałem gitarę...
    - Tak. TY dostałeś. - uśmiechnęła się krzywo, a jej szczera dotychczas twarz, nagle wydała się nieprzystępna i zacięta - Cały czas miał wtedy nadzieję, że zawrócisz z drogi, że to jedynie kaprys. Byłeś w końcu tym mądrym, wyrozumiałym synkiem, nadzieją na jutro Klanu. Poza tym...Twoje hobby było dla Ojca czymś niegroźnym. Zgodziłeś się iść do Liceum Tsunade, skąd wywodzili się sami zwycięscy, a gdzie wiodła długa tradycja. Twój brat nie był w jego mniemaniu tak ułożony, więc mógł splamić nazwisko. Od tego otwartego oświadczenia o wyborze szkoły, Fugaku zaczął jeszcze dosadniej pokazywać mu wszelkie jego niedociągnięcia, a on nigdy nie miał już odwagi powiedzieć, że coś mu się nie podoba. Za to z dniem twojego wyjazdu... - urwała niepewna, czy mówić dalej
    Znowu zaległa cisza, której nie potrafiła przerwać. Wiedziała, że 23-latek czeka, aż matka sama mu powie.
    - Więc?
    - Fugaku...- kobieta posmutniała jeszcze bardziej, po czym parsknęła krótkim, prychnięciem, którym maskowała zbierające się pod powiekami łzy - Uciął sobie z Sasu-chan  '' małą, męską pogawędkę'' jak to ujął. Do dziś nie wiem, co mu powiedział, jednak od tego dnia twój brat zaczął zachowywać się...Inaczej. Ubierał się jeszcze bardziej elegancko, głowę nosił wyżej, a czasami zdawało mi się, że kiedy zdarzyło się, że byliśmy gdzieś w trójkę, cały czas zerkał w stronę twojego ojca, jakby chciał się upewnić, że nie robi nic źle. - nagle bez przyczyny zaczęła kierować się na schody. - Przestał nawet odpowiadać ludziom na pozdrowienia, takie jak zwykłe ''cześć'', obrzucając ich pełnym wyższości spojrzeniem. Zaczął pomiatać ludźmi...
    - O czym rozmawiacie, Mikoto? - spokojny, wyważony głos postawił jej włoski na karku, a kobieta z przestrachem zerknęła za ramię. Ile słyszał? Miała nadzieję, że nie dużo.
    Roześmiała się, choć nawet w jej uszach ociekało to fałszem.
    - Ah...O niczym, Mężu. - złapała za rękę współmałżonka, wcześniej upewniając się, że ma na to zgodę - Właśnie mówiłam, Itachiemu-kun dobranoc.
    Mężczyzna skinął głową akceptując jej wymówkę, wraz z żoną kierując się do sypialni.
    - Oyasumi**. - rzuciła mu jeszcze przez ramię, nim zniknęli oboje.
    Długowłosy stał jeszcze chwilę, starając się opanować emocje. Wziął szklankę wody, wypił i położył się spać, a leżąc, wpatrzony w sufit zastanawiał się, ilu jeszcze zmor tego domu nie znał.





* nieformalnie matka

** Dobranoc

***************************************************
    CDN

niedziela, 6 września 2009

8. Bez złudzeń

Jest wpis i od tej pory będzie jeden na 2 TYGODNIE. Rok maturalny.

    Notka taka, jak mój nastrój.

    w notce jest PEŁNO CELOWYCH POWTÓRZEŃ!

                           8. Bez złudzeń     


    Szedł przez korytarz, spoglądając na te wszystkie wyszczerzone w pustych uśmiechach gęby. Oni nie mieli twarzy. Przynajmniej nie w jego oczach. Twarze należały do ludzi, a Oni nimi nie byli.
    Nie ta hołota, krążąca bez celu po szkole, wraz z brzmieniem ostatniego dzwonka zrywająca się, aby dotrzeć do czterech ścian, które nazywali domem. Nie oni, witani przez obce sobie osoby, które, o ironio, nazywali rodziną.
    Suke westchnął melancholijnie, studiując tą bezsensowną wesołość otoczenia. Opleceni pajęczyną kłamstwa i złudzenia. A gdy się obudzą, zorientują się, że ich życie było zaledwie snem.  . Prychnął lekceważąco i machnął ogonem, jak gdyby chciał zaznaczyć linię, której Oni nie mogli przekroczyć. Pogardzał nimi i zazdrościł im.
    Miał ochotę się śmiać, kiedy obserwował Ich cieszących się z każdej drobnostki. Na przykład ta cała Karin. Kiedy na nią patrzył, oczy zaczynały jej się świecić, a usta drgały, jakby starała
się siłą zachować swój niewzruszony wizerunek. Był pewny, że gdyby miała ogon, pewnie zaczęłaby nim merdać. Żałosna, jak każda jego adoratorka. Czy aby na pewno jego?
    Nie. Oczywiście, że nie. Przecież jak każda głupia baba, patrzy zaledwie na opakowanie, wystudiowaną obojętność. Gdyby miały kochać nas za to, co rzeczywiście ukrywamy, kręciłby je smutek, pustka i nienawiść. Nie tylko do ludzi, ale też do samego siebie. Zwłaszcza do siebie.
    Wiedział, że chętnie żyłby jak oni, marząc, wierząc i zakochując się.
    Patrzyłby na swojego brata i z dumą opowiadał o tym, z kim przyszło mu dorastać, a po zamknięciu oczu, widziałby siebie, na jego miejscu.
    Cieszyłby się każdą sekundą okazanej mu przez Fugaku Uchihe uwagi, ufając, że kiedyś, gdy stanie się godnym następcą, dostanie jej więcej.
    Rozkoszowałby się nawet sekundą, kiedy błękit zamykał się w onyksie jego oczu.
    Tak, jak to robił dawno temu. Jednak jego złudzenia rozwiewały się stopniowo.
    Najpierw zniknęło wyobrażenie małego, nieświadomego chłopca o tym, że Aniki to jego Anioł Stróż, który wyciągnie go z niebezpieczeństw, da mu wsparcie i doceni. Ale przede wszystkim...Że go kocha.
    Później przez dłuższy czas żył dwoma iluzjami, które mamiły jego zmysły szansą lepszego, szczęśliwszego jutra.
    A teraz nawet to, ta słaba imaginacja skruszyła się, jakby zgnieciona wściekłą pięścią kartka papieru.
    Bo przy głębszym zastanowieniu...Jeśli kiedykolwiek uda mu się uzyskać aprobatę Ojca, to jak długo ona będzie trwała? Do pierwszej wpadki? Przecież nie był jakimś piepszonym robotem. Był świadomy tego, że nie zawsze będzie idealny. Może jedynie stwarzać takie pozory.
    A może nawet nie tak długo? Może zapomni o nim z chwilą, kiedy zadzwoni pierwszy służbowy telefon? To nawet bardziej prawdopodobne.
    Naruto...
    Nie będzie o tym myślał. To już zamknięty rozdział jego życia. Przed chwilą definitywnie skończyło się to, co nie miało nawet prawa się zacząć. Jednostronna zgoda w końcu nic nie da. Do tanga trzeba dwojga.
    Ironiczny grymas wykrzywił lekko kąciki ust, kiedy wspomnienie mimowolnie napłynęło do i tak umęczonego już umysłu.   

    ********************************************

   Był wdzięczny Suigetsu, że namówił go na to zielsko i zapakował trochę na 'wynos'.Rano, kiedy zaczęły go nachodzić irytujące myśli, wziął trochę 'lekarstwa' i zaraz poczuł się lepiej. Lekcje mijały mu wpatrywaniu się w niebo, a plecący coś trzy po trzy Iruka, Kakashi i inni dla niego nie istnieli. Było tylko błogie uczucie lekkości i jakaś taka pewność, że cokolwiek zrobi, będzie to słuszne. Nie widział przed sobą żadnej granicy, której nie potrafiłby przekroczyć. Zniknęły wszystkie zahamowania.
    Co go zdziwiło, to to, że jak wczoraj, tak i dziś po tak zwanej 'gandzi' Houzuki i Juugo dostali totalnej głupawki. Niebieski zaczął się śmiać z chmur, które jego zdaniem za wolno płynęły i wrzeszczał, pośpieszając ' przeklęte leniwce'. Następnie założył się z Ju, która z nich pierwsza 'dotrze na miejsce' , mimo iż nie ustalili, gdzie miałaby znajdować się owa 'meta' .
    Sekundę po tym, jak się zebrał, rozważając dlaczego jego tak nie 'trzyma', zobaczył, że ruda szybkim krokiem oddala się od 'przyjaciół', ponieważ zaczynali oni przyciągać zainteresowanie ludzi ze szkoły. którzy wyglądali przez okno na chłopaków, poganiających głośno swoje 'faworytki'.
    Kiedy lekko rozbawiony zawrócił w kierunku budynku, zobaczył cholernego Itachiego, z cholernym uśmiechem na cholernej gębie. Jeśli tak miały wyglądać jego 'skutki uboczne' to rzuca to świństwo jak najdalej. Może mieć trochę gorszy humor...No bo przecież widząc Przeklętego Gwiazdora, jego nastrój spada do poziomów depresyjnych.
    Suke warknął, a sierść na jego grzbiecie zjeżyła się ostrzegawczo. Starszy brat działał na niego, jak czerwona płachta. Jak się zaraz zacznie wymądrzać, to chyba go strzelę w ten kwadratowy łeb!
    - Ohayo, mały, głupiutki Ototo. - no i się zaczęło
    Wściekły rzucił bratu spojrzenie, mówiące, że marzy o jego śmierci. Starał się opanować, jednak pobudzony drobnym wspomagaczem, nie potrafił już tak idealnie maskować emocji.
    - Co ty tu, kurwa, robisz?!
    - Nic się nie zmieniłeś. - kiedy jego starsza wersja poczochrała jego włosy w zdawałoby się pieszczotliwym geście, Suke miał ochotę zagłębić pazury w wypielęgnowanej dłoni. Doskonale wiedział, że ta pozorna poufałość, to po prostu subtelne okazanie jemu i Sasuke, że są gorsi niż Wielkie, Światowe Bożyszcze. - Naruto-kun niestety chwilowo nie może się mną zająć, choć wpadłem ze względu na Niego.No ale równie dobrze mogę trochę posiedzieć z ukochanym, małym szarpidrutem, nie?
    Miał. Ochotę. Mu. Wpierdolić.
    Może wtedy by się zamknął. Czy on to robi, kurwa, specjalnie?! Przyszedł, żeby się pochwalić, że zabrał mu kolejne marzenie?! Że nie tylko w oczach Ojca był zerem w porównaniu z niegdyś wielbionym bratem, ale także zabrał mu ostatnią osobę, która mogła jeszcze wyzwolić go z mroku jego umysłu? Jego Młotka? Niee...Przecież On nie był...Obściskiwał się z Itachim, spał z Itachim...Jest...Jest...
    Zacisnął zęby, aż zgrzytnęły lekko. Do nich dołączyły paznokcie, wbijające się wewnątrz dłoni.Nie da po sobie poznać, że ten Przeklęty Sadysta go rani. Nie tym razem.
    Zaraz...Nazwał go 'SZARPIDRUTEM' ?! Nie...Nie może mu pokazać...
     - No jasne. - z jego gardła wydobył się warkot, który miał uświadamiać jego tępemu, Aniki, że przekroczył granicę, a tego miał nie robić. Cholera! Dzisiaj miał być JEGO dzień, a nie tego przeklętego pasożyta! - Niby czemu miałbyś wpaść do brata, skoro możesz do swojej kurewki. - ostatnie słowo w jego własnych uszach zabrzmiało boleśnie. Odwracając się, narzucił na uszy słuchawki, starając zagłuszyć własne myśli.
    Dotarł do szkoły, a w jego głowie zrodziła się myśl. Skoro Naruto jest po prostu kurewką, więc zrobi z nim to, co należy robić z tego typu osobami, dodatkowo zaspokajając w ten sposób swój popęd.
    Kiedy zadzwonił dzwonek, podniósł się z ławki, ignorując lekkie otępienie, które było znakiem, że działanie specyfiku powoli ustępuje. Jednak jak nagle się pojawiło, tak błyskawicznie zniknęło i już otwierał drzwi, do męskiej toalety, gdzie jak wiedział, znajdowała się osoba, której w tej chwili nienawidził z całego przepełnionego żalem serca.
    Blondwłosy stał przed zlewem beztrosko,a woda spokojnie lała się na namydlone ręce. Był zupełnie nieświadomy tego, co miało się stać.
    Suke zaśmiał się z goryczą, a wielkie, czarne oczy, wypełniły się gorzkim rozbawieniem.
   Przecież to nie będzie jego pierwszy raz. Poza tym..Zostawił nas. Najpierw z dnia na dzień przestał zauważać, zajęty nowym 'przyjacielem', a teraz...Teraz...TO! Wymienił Nas jak parę brudnych skarpetek!  Kociak zwinięty w kłębek, klapnął uszka i przetarł drobnymi łapkami nabiegłe łzami oczka. .
    Opanowując gniew, który w nim wezbrał, pochylił się nad drobniejszym chłopcem, zmuszając do pochylenia się.
    Mmm...Pachniał jak wanilia...
    Z wyćwiczonym refleksem złapał go za włosy, kiedy próbował się odwrócić.
    Suke patrzył na poczynania 'powłoki' z chorą fascynacją.  Jeszcze nie...Niech się boi, niech cierpi. Powinien choć trochę poznać smak strachu i obaw...
    - Kim jesteś? - słysząc jego głos, ten obłudnie niewinny głos, tak niepasujący do jego wnętrza, wsunął gwałtownie kolano pomiędzy nogi chłopaka. Kurwa powinna jęczeć i wić się w ekstazie, a nie...Nie...    Cholera! Młotek wyglądał tak słodko z tymi delikatnymi wypiekami na twarzy, które widział z góry. - Co...Ugh! - nawet takie odgłosy wydawał na swój cnotliwy sposób
    Jak możesz być tak obłudny, koi?
    Każdą cząstką siebie chciał znać odpowiedź na to pytanie, jednocześnie bojąc się dać złapać w błogą pułapkę głosu Uzumakiego.
    Może gdy się dowie kim jest przestanie mówić? Może...
    - Podoba się?
    Ironia - jego broń
     Sekundy mijały, a w jego uszach brzmiał zszokowany pisk. Jednak widząc, że chce się on przerodzić w słowa, musiał temu zapobiec. Niecierpliwe dłonie, pragnące kontaktu z drugą skórą, same znalazły drogę pod koszulkę osoby, która miała stać się jego spełnieniem. Chwilę później zaczęły żyć własnym życiem.
    - Co ty...Przecież...
    Jak dobrze było go takim usłyszeć. Nie przesadnie pewnym siebie, nie wiedzącym czego chce i jak do tego dotrzeć, ale właśnie takiego niepewnego...Bezbronnego. To udowadniało mu, że Usuratonkachi, też jest człowiekiem.
    Dziś ten ostatni raz, pozwoli sobie na złudzenia. Złudzenia, że Naruto należy do niego.
    Bliżej...Pragnął jeszcze bliższego kontaktu. Dosunął swoje ciało do mniejszego, drobniejszego. Prawie jęknął, kiedy rosnąca w jego spodniach wypukłość znalazła się tuż przy...
    Przełknął ciężko, ale pomimo powolnej utraty kontroli z jego strony, jego dłonie ciągle samowolne, przesuwały się teraz od jednej kości biodrowej do drugiej, wyrywając z malinowych usteczek urwane zdania.
    - P...Prze...
    Taki słodki...I tylko jego.
    - Trawka?
    Suke zamrugał parę razy w szoku, zanim zerwał się wzburzony. Jak On śmiał przerywać takie chwile jak ta, tak błahymi i nieistotnymi pytaniami?! Trzeba go uciszyć! I to szybko!
    Czarnowłosy, który w tej sprawie przyznawał stuprocentową rację swojemu chibi alter-ego, przesunął czubkiem języka po aksamitnej skórze za uchem złotowłosego. Zapach kwiatu pomarańczy podrażnił jego nozdrza. Szampon Młotka.
    Te słodkie dźwięki wychodzące z jego ust...
     - Za dużo gadasz. Ale właściwie...Możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie, suko.
    Słysząc własny ton skrzywił się wewnętrznie. Brzmiał jak jakiś napalony gówniarz, a przecież miał zaznaczyć tym zdaniem, że już wyzwolił się spod czaru akwamarynowych tęczówek. Zmądrzał i nie da sobą manipulować!
    - Nie nazywaj mnie tak ty Draniu.
    Uzumaki złamał kolejną niewypowiedzianą regułę i nie obchodziło go, że chłopak nie wiedział nawet, że one istnieją.
    Mianowicie...Nazwał go Draniem. To było...Święte. Jak Młotek. Świadczyło o ich przywiązaniu do siebie! Używali tych zwrotów będąc jeszcze przyjaciółmi...Tak. To było zbeszczeszczenie!
    Z tą myślą zacieśnił uścisk na kosmykach koloru promieni słonecznych.
  - Dobrze się wczoraj bawiłeś? - starał się opanować gorycz, którą ledwo powstrzymał w tym zdaniu
  - Że niby na...koncercie? - Kpi sobie z niego! Po tym wszystkim! Nie...Nie pozwoli na to! -
 Nghhh! - może odrobina bólu nauczy go, aby nie żartował w tak podły sposób, by nie pogłębiał i tak dotkliwych już ran...
     - Masz mnie za kretyna?
  Jesteś Mój! TYLKO mój!
  Jego kontrola słabła z sekundy na sekundę, znajdując w końcu swój kres. Chciwe usta przyssały się do skóry w odcieniu miodu, a na jednolitej dotychczas barwie, pojawiła się czerwona skaza, która w obecnej sytuacji jednak nie była szpecąca. Wręcz przeciwnie. Była uzewnętrznieniem jego uczuć.   
  - J...Ja...naprawdę nie wiem...
    O ile łatwiej byłoby go nienawidzić, gdyby nie umiał tak dobrze kłamać. Ale przecież to były tylko kłamstwa.
    - Nie łżyj. - Skoro nie chciał być wobec niego szczery... Zignorował drobną igłę, która wraz z tą myślą wbiła się w jego serce.Trzeba więc zastosować inne środki. przesunął kolano pomiędzy nogami blondyna. Powoli, spokojnie. Drażnił się z nim, czując twardniejącą wypukłość. - Wczoraj, kiedy dałeś się zerżnąć Itachiemu. -  Tak. Teraz zachowywał się jak powinien. Jak mała dziwka, którą był. Tak...Musi to sobie powtarzać.
    Ale nie zmieniało to faktu, że ciężar na jego ramieniu był naprawdę słodki, a pachnące pomarańczą włosy ocierały się o jego szyję, wraz z każdym nerwowym drgnięciem Naruto.
 - I nie zaprzeczaj, bo dzisiaj też was widziałem, jak się na niego kładłeś w środku korytarza, kurwo. - Jego samego bolały te epitety. Tak bardzo by chciał, aby Młotek znowu był tym samym słodkim chłopakiem w którym się zakochał...Aby nie spotkał tego przeklętego Kiby...Kurwa! Znowu wina cholernej hołoty! Odsunął go od siebie delikatnie i starał się desperacko zapamiętać tą twarz, kiedy była cała rumiana i zawstydzona. Tylko dla niego.
- Pamiętasz już?
    - Sasuke...- Kiedy opuszki palców blondyna musnęły jego usta, z zaskoczenia wciągnął powietrze. Dotyk, choć prawie niewyczuwalny, zelektryzował go. I po raz pierwszy odkąd tu wszedł...Nie...Po raz pierwszy odkąd Go pokochał, wiedział, że ten niebieskooki Zdrajca, też tego chce.
    Nie liczyło się nic poza tym, aby być jak najbliżej swojego Młotka.
    Nawet nie pomyślał, kiedy przygniótł Go swoim ciałem do ściany. Najważniejsze było, że był z nim, a jego oddech owiewał mu usta zapachem Ramen, którym z takim zamiłowaniem się obżerał...
    Pocałunek trwał, a on po raz pierwszy od dawna czuł się naprawdę szczęśliwy, spełniony i zadowolony. A takie chwile byłby zdolny policzyć na jednej ręce.
    Suke spojrzał na niego wielkimi oczami i pokiwał smutno głową. Trzeba korzystać, póki nasza kolej...
    Odsunął się jak oparzony. No właśnie. W ogniu zapomniał, że prawdziwym celem tej wizyty było pożegnanie i definitywne zakończenie znajomości, która jedynie go raniła.
    - Zamieniłeś mnie na niego. - A mogli być tacy szczęśliwi. - Jak każdy. - przed powiekami mignęła mu poważna twarz Fugaku Uchihy. Z westchnieniem opuścił toaletę, zostawiając przeszłość za sobą.

    **********************************************************

    Z gorzkim uśmiechem skierował się do rezydencji wielkich, niepokonanych, Uchiha. Musiało być z nim naprawdę źle, skoro jego własne nazwisko zaczynało go drażnić.
    Starając się odciąć od natrętnych myśli zerknął na zegarek. Za dwadzieścia siódma. Jeszcze trochę czasu, a znów się zjawi...Cholera! Miał o tym nie myśleć!
     Chciało mu się śmiać i płakać za razem. Chyba to, że dziś wziął odrobinę większą porcję niż wczoraj, zaczynało się ujawniać.Niemal wyszarpał z kieszeni MP3 i włączył pierwszą lepszą piosenkę, która jak zawsze oddawała jego nastrój.
    'In the End' Linkin Park. Akurat refren.
     I tried so hard
And got so far
But in the end
It doesn't even matter
    Dokładnie. Tak długo próbował zwrócić uwagę Naruto, a z tego co zobaczył w łazience...Chyba był bliski osiągnięcia celu. Jednak Itachi był szybszy. Jak zawsze.
    I had to fall
To lose it all
But in the end
It doesn't even matter
    W końcu jego życie i tak nigdy nie miało sensu...Zawsze w pogoni za marzeniami, których nie mógł dogonić.
    Uznanie Ojca.
    Szacunek Itachiego.
    Miłość Naruto.
    Zawsze był zależny od Nich...Gdyby okazali mu choć cień zainteresowania...Nie ważne. Już nie.
    Przy pomocy klucza, szybko dostał się do środka. Po pomieszczeniu roznosiły się różne zapachy. Stanął w drzwiach i znalazł się pod obstrzałem trójki spojrzeń.
    Jedno karcące, srogie i lodowate. Wbijało się w niego, jakby chciało zmienić wszystko, co obecnie prezentował. Była w nim nawet pewna doza szoku, ponieważ Sasuke nigdy nie wszedł do domu ze słuchawkami na uszach, nie witając się z nikim, nie zignorował ich, a zanim zrobił cokolwiek innego przychodził i jak tradycja nakazuje witał się w geście pełnym szacunku z rodziną.
    Obecnie po prostu stał i patrzył z czystą nienawiścią na starszego brata.
    Drugie zmartwione, ciepłe i smutne, ponieważ Mikoto Uchiha wiedziała, że to wejście Sasuke było jakby symbolem tego, co obserwowała od dawna. Jej rodzina się rozpada. Fugaku ciągle nie było. Sprawy utrzymania Imperium Uchihów, jak mawiał. Itachi niedługo znów wyjedzie i nie wiadomo kiedy się zjawi. W końcu to jego pierwsza wizyta od ponad trzech lat. A Sasuke...Jej mały syneczek...
    Ostatnie z wesołymi błyskami, starało się uspokoić swojego Ototo. Mimo wszystko, mimo, iż nienawidził Fugaku Uchihy, pamiętał o wszelkich grzecznościach, o których wzorowe dziecko zapomnieć nie powinno.
    - Syneczku...Spójrz kto przyjechał! - Mikoto starała się załagodzić atmosferę, która była obecnie tak gęsta, że możnaby ją kroić nożem. Widząc, jak spojrzenie krótkowłosego ląduje na niej pełne wyrzutu, postanowiła zmienić taktykę. - Spójrz na stół! Jest onigiri, ramen, bento, sushi i sashimi, a nawet twoje ulubione okonomiyaki! Mamy pierożki Gyoza, które zrobiła twoja babcia specjalnie dla... - urwała niezręcznie
    Młodszy z jej synów zwinął słuchawki, krzywiąc się z niesmakiem.
    - Dla ukochanego wnusia Itachiego. - prychnął pogardliwie - Wszyscy wiemy, że to chciałaś powiedzieć.
    Znowu zaległa cisza.
    - To może...- czarnowłosa rozpaczliwie szukała tematu do rozmowy - Co zjesz, Sasuke? Zwyczajowo nałożyć Ci....
    Siedzący chłopak podniósł się ze swojego siedzenia z beznamiętną miną.
    - Nie dziękuję, nie jestem głodny. - chciał odejść w stronę schodów, kiedy na jego nadgarstku zacisnęła się pięść głowy klanu.
    - Sasuke-kun...- po tonie, jak i przyrostku dodanym do imienia, można było poznać, że jest źle. Fugaku nigdy nie zwracał się do młodszego syna grzecznościowo, chyba że coś było niezgodne z jego oczekiwaniami. - Chyba nie zamierzasz nas opuścić w czasie rodzinnej uroczystości, prawda? - czarne oczy mężczyzny zwężyły się w oczekiwaniu na odpowiedź. Zwykle w takim wypadku padała odpowiedź ' Tak, Ojcze.'
    Jednak dziś nic nie było, jak zwykle.
    - Uroczystością nazywasz powrót syna marnotrawnego. - po raz pierwszy wykazał się taką bezczelnością, wobec swojego rodziciela.
    - Siadaj i nie zachowuj się, jak rozpieszczony gówniarz. - potentat fortuny Uchiha stracił cierpliwość i najmłodszy z klanu nie miał już odwagi drugi raz się sprzeciwić.
    Po czterdziestu minutach słuchania o cudowności jego Aniki chciało mu się rzygać i oddałby wszystko, za możliwość wyjścia. Chwilowo starał się wyłączyć. Niestety najgorszy cios miał dopiero nadejść.
    - ... i mam nadzieję, że kiedyś Sasuke będzie taki jak Ty, Itachi-san. - Fugaku patrzył na syna, podnosząc czarkę z Sake. Młody Uchiha czuł się coraz bardziej poniżony. - Chwilowo nie nadaje się nawet do prowadzenia małej filii naszego Imperium. Tobie zaś powierzyłbym wszystko z zamkniętymi ocza... - wstał i wyszedł, nie słuchając wściekłego wywodu ojca o jego braku wychowania.
    Wiedział, że pierwszym miejscem, gdzie uda się Ojciec, jest jego sypialnia. Wiedziony przeczuciem skierował się do wschodniej łazienki, która znajdowała się w dość odseperowanej części rezydencji.
    Dopiero teraz spostrzegł, że w dłoni ciągle trzyma czarkę ze swoim Sake. Sączył chwilę, po czym wszedł do środka i zauważył, że na umywalce leżą środki nasenne. Weźmie jedną tabletkę...Żeby zasnąć.
    Spojrzał na gębę, która patrzyła na niego z lustra. Gęba. Miał gębę.
    Suke zawahał się i zadał pytanie.
    Czy jesteśmy tacy, jak Oni?!  
    Pozostało ono bez odpowiedzi, jednak ze szklanej tafli wciąż gapiła się na niego pusta, a jednocześnie zmęczona gęba, wraz z ustami skrzywionymi w wymuszonym grymasie.
    Brzydził się sobą.
    Wziął drugą tabletkę i popił ją sake. Z kieszeni spodni wyjął resztki 'skręta' i zapalił.
    Poczuł jak przyjemnie kołuje mu w głowie.
    Wyjrzał przez okno. Na niebie pełny księżyc przecinał atramentową czerń. Zasłaniały go od czasu do czasu leniwie płynące chmury.
    Jaki miły widok...
    Ale gęba w lustrze nie znikała. W końcu poirytowany rozbił je pięścią i patrząc z zafascynowaniem na krew, spływającą po jego pięści, z satysfakcją przyznał, że jej nie ma.
    Na lekko niepewnych nogach skierował się do pokoju, a w tle leciała włączona w międzyczasie MP3.
    What if I wanted to break
Laugh it all off in your face
What would you do?
What if I fell to the floor?
Couldn’t take this anymore
What would you do, do, do?
    Zachichotał cicho. Co robiłbyś? No co Itachi?
    Ułożył się na łóżku, nie zawracając sobie głowy opatrunkiem.
    Come break me down
Bury me, bury me
I am finished with you...
    Choć i złam mnie...Pogrzeb mnie...Itachi.
    Odpłynął.

piątek, 14 sierpnia 2009

7. Coś się zmieniło


    To pierwsza TAKA moja scenka, więc proszę o wyrozumiałość.

    Znowu wulgarny język! Po parcie ósmym powinien już pojawiać się sporadycznie, jednak w tej i następnej części jeszcze występuje



                                          
7. Coś się zmieniło

    - Co temu Teme do łba strzeliło?! - Naruto chodził po korytarzu, cały w nerwach - Czy on naprawdę tak myśli? - uderzył pięścią w swoją szafkę - No przecież to chore, ale...Zaraz! Co mnie to interesuje, co myśli ten przemądrzały, złośliwy, diabelnie przystojny dra...
    Kyuu zatrzymał się w miejscu, złapał za serce i zaczął wrzeszczeć wniebogłosy.
Że niby co?! Chyba się przesłyszałem samego siebie! Czy ja to powiedziałem, czy on to powiedział?! Eee... Czemu się  przejmuję tym, co myśli, mówi i robi ten przeklęty szpaner? Dlaczego mnie to obchodzi? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi...Ałaaaa! Moja głowa! Za dużo myślenia T,T
    Uzumaki westchnął rozdrażniony kierunkiem własnych rozważań. Trzeba zająć się czymś dużo mniej wkurzającym, na przykład, gdzie ten obibok Kiba. Mieli się spotkać koło szkolnej fontanny...Albo w bibliotece? Nie. Jednak w stołówce...Gdzie to było?! Przeklęty Drań wybił go tym swoim zachowaniem ze zwykłego rytmu.
    - Co on sobie myślał!? - nie zwracał uwagi na to, że mijający go ludzie patrzą na niego jak na wariata. No ale w czym im się dziwić? Jedyna długa przerwa na lunch, a on ją traci gadając do siebie, boksując miejsce, gdzie inni tylko podchodzili, by włożyć buty na WF, czy strój. Ewentualnie schować książki. - Nie rozumiem go! Przecież kiedyś tak nie myślał! Jak się jeszcze przyjaźniliśmy, zachowywał się wobec wszystkich tak samo! No...Może z wyjątkiem tego całego Hidana z kapeli brata...ZARAZ! - oczy Uzumakiego rozszerzyły się, kiedy doszedł do tego jakże genialnego odkrycia - Itachi...Hidan...Sasuke! - otwarta dłoń z prędkością światła poszybowała w stronę czoła, lądując na nim z głuchym plaśnięciem - Hidan to ten ' paskudny wieśniak, który zabrał mu miejsce w kapeli brata'...Więc bratem tego szpanera jest...jest...ŁASIC!
    Elementy niezrozumiałej dotychczas układanki same zaczęły pchać mu się do rąk.
    No oczywiście! Nigdy nie widział Aniki swojego obecnego wroga nr 1! O ile na początku kolega wspominał o drugim synu Fugaku z szacunkiem, radością i oddaniem, o tyle później zaczął coraz częściej mówić o jego wadach, błędach i niedoskonałości. I jakoś nigdy nie użył imienia, zupełnie, jakby parzyło jego usta.
    Pamiętał dzień, kiedy przyszedł do czarnowłosego z plakatem Akatsuki. W tamtych czasach była to całkowita nowość na rynku. Śmiał się wtedy, że ich wokalista wygląda jak starsza wersja jego przyjaciela, a nawet na nazwisko ma tak samo! Jaki zbieg okoliczności...
    Dopiero teraz zaczął powoli rozumieć, dlaczego, kiedy zaproponował, że puści mu ich kawałek, żeby i Sasuke mógł się 'zakochać w tym brzmieniu', chłopak wyrwał mu płytę z rąk i połamał. Itachi znowu dostał to, o czym marzył młodszy Uchiha. Jego brat, który w rodzinie był tym mądrzejszym, mającym przejąć rodzinny interes i co najważniejsze godniejszym uwagi ojca. Pomijając fakt, że wzgardził tym ostatnim, zupełnie ignorując plany Fugaku Uchihy.
    Taa...TERAZ już wiedział, ale wtedy...To był dla niego tylko kolejny kretyński, niezrozumiały wyskok, po którym wszystko zaczęło się piepszyć.
    To była jego pierwsza uczciwie zarobiona płyta. Dosłownie. Siedem dni wcześniej Kiba zabrał go do małej klitki, którą Inuzuka sztucznie nazywał 'warsztatem ojca'. Wykuł numerację wszystkich kluczy, pucował samochody, uczył się na pamięć różnych narzędzi, jak nasadka udarowa, czy lewarek. Przesiadywał tam godzinami, nabierając szacunku do pracy, ale w końcu po tygodniu pomagania stać go było na wymarzoną płytę, bez narażanie się na ględzenie ojca, że znowu wydaje ' jego ciężko zarobione pieniądze na jakiś badziew, który nie przystoi jego pozycji', jak nazywał 90% zakupów syna.
    I po tym wszystkim najbliższa jego sercu osoba po prostu złamała 35 godzin jego ciężkiej pracy na pół! Był wtedy taki wściekły, że zamiast starać się to wyjaśnić, coraz częściej przesiadywał u brązowowłosego, ignorując telefony przyjaciela. Chciał by go przeprosił twarzą w twarz. Należało mu się...Niestety przegapił szansę. Sasuke podobno był w jego domu tylko raz, ale kiedy dowiedział się, że Naruto jest z Kibą na imprezie...Przestał dzwonić, na korytarzu udawał, że go nie zauważa. A ponieważ potomek Namikaze także miał swoją dumę, nie miał zamiaru podejść pierwszy. Tak z czasem rozwiązała się piękna przyjaźń. Czarnowłosy na początku dogadywał się z Nejim i Gaarą, ale kiedy zauważył, że rozmawiają oni z Uzumakim, również przestał zwracać na nich uwagę.
    A wszystko przez głupie nieporozumienie....
    Kyuu spojrzał na niego swoimi wielkimi, niebieskimi oczami, wyraźnie załamany.
Nie wiem, czy zauważyłeś, ale znowu zaczęliśmy myśleć o młodym Uchiha, a miałeś skupić się na szukaniu tego irytującego pchlarza. Mimo że lubił postrzeleńca, obecnie był na niego zły. No bo w końcu nie stawił się na miejsce...A może stawił? Ehh...Ciężka współpraca z tą jego 'zewnętrzną powłoką' . Nie ma to jak skleroza, choć w wypadku młodego, bardziej chyba pasowało roztrzepanie.
    - Naruto-kun!
    Odwrócił się zdziwiony. Myślał, że wszystkie panienki zajęły się debatowaniem nad tym, czy dalej traktować Sasuke jako ciacho po takim wystąpieniu. Zwłaszcza, że połowa z nich nie była wybitnie zamożna.
    Kyuu uśmiechnął się szeroko, machając dziewięcioma ogonami w wyraźnym zadowoleniu. Może ta sytuacja zwiększy NASZE notowania? Pomyślałeś o tym? Niee...Ty przecież nie myślisz ;] 
    Jednak zamiast słodkiej ślicznotki, która miałaby chęć wybrać się z nim na randkę, ujrzał osobę, którą z tym słowem nie potrafił powiązać nawet przy wielkim wysiłku.
    Przed nim ubrany w obcisły, zielony strój sportowy, stał nie kto inny jak Rock Lee. Wyszczerz tak szeroki, że blondyn miał wrażenie, że zaraz pękną mu usta, zajmował 3/4 jego twarzy. W dłoniach dzierżył piłkę do nogi. Do tego truchtał w miejscu, jakby nie potrafił ustać, sprawiając, że jego jaskrawo zielone sznurówki, podrygiwały razem z nim, a żółwie wymalowane na trampkach podskakiwały. Całości jakże 'sexownego' wizerunku dopełniała fryzura 'spod garnka', jak na nią mawiali z Inuzuką.
    Uzumaki wiedział, że pod tym image'm ukrywa się zabawny, miły, dążący do celu wbrew trudnościom, diabelnie zdolny i silny facet, jednak nawet gdyby mu za to dopłacali nie potrafiłby wyobrazić go sobie na randce. Nie zmieniało to natomiast faktu, że był świetnym powiernikiem i przyjacielem.
    Odrywając swoje myśli od pomylonego Drania, odwzajemnił uśmiech.
    - Hejka Lee. Co słychać?
    - Kiba-kun kazał Ci przekazać, żebyś cytuję ' ruszył swój tyłek na schody, bo stracił już przez ciebie 10 minut przerwy, za co Cię później zabije.' A teraz wybacz Naruto-kun, ale nie mam czasu na pogawędki. - grymas na jego twarzy nieco się zmniejszył, kiedy chłopak spojrzał na niego przepraszająco - Gai-sensei na mnie czeka. - jak zwykle, gdy mówił o swoim mentorze czarnowłosy rozpromienił się - Wysłał mnie po piłkę, bo powiedział, że ja uwinę się z tym najszybciej, jako wybitny sprinter. - pochwalił się, wyraźnie dumny z takiego wyróżnienia w oczach mężczyzny i już go nie było
    Rzeczywiście. Może i Rock miał kiepski gust, jeżeli chodzi o ciuchy, ale równocześnie był wielokrotnym medalistą w biegu na 800 i 1000 metrów Zawsze złotym.
    Niebieskooki skierował się w stronę wejścia, żeby dołączyć do wkurzonego, jak wnioskował ze słów, Inuzuki. Nie przejmował się tym zbytnio. Pójdą po szkole na ramen i obaj będą zadowoleni. Ewentualnie może zabrać go na wystawę psów, która miała się odbyć dzisiaj. Inuzuka miał na tym punkcie totalnego fioła, ale jakoś nigdy nie kupił sobie własnego.
    Jednak zanim zdążył dojść do drzwi oddzielających go od dziedzińca, zauważył Hinatę gadającą z jakimś tajemniczym gościem. Ciekawy skierował się w ich stronę. Kiedy usłyszał jego głos, wydał mu się znajomy.
    - Czy ty ZAWSZE jesteś taka?
    Teraz był już całkowicie pewny. Skądś znał tego gościa....Tylko skąd?
    Kyuu wzniósł oczy do nieba, jakby pytając ' Dlaczego on musi być takim kretynem? '
Proponuję geniuszu, abyś podszedł do Hyuugi, a ona na pewno przedstawi ci swojego rozmówcę...Kamiiii-saaammaaa! Jak można być tak ograniczonym...Co ty byś beze mnie zrobił? Bez swojej lepszej połowy?
    Uznał to za doskonały pomysł.
    - Nie. Na imprezach, po paru głębszych wychodzi z niej demon sexu. - zachichotał, obserwując jak na twarzy jego koleżanki, a nawet i byłej kochanki, pojawiają się dorodne rumieńce. Była na swój nieśmiały, trochę denerwujący sposób urocza
    - N...Naru...t..to...kuuu..kun. - Kyuu załamał ręce. Znowu. Się. Zaczyna. - - I...I...Itachi-senpai do ciebie przyszedł.
    Co?! A czego jego nowy znajomy może chcieć?! Może przyszedł do Sasuke? Taak. To byłoby logiczne, że chciał zobaczyć brata po paru latach. Nawet dedykował mu piosenkę...Łasic jest taki inny od Drania. Jak yin i yang.
    Pierwszy - mroczny, enigmatyczny, wyniosły w swoim zachowaniu, dumny, chłodny i arogancki. Pragnący uwagi ojca i dorównania bratu. Zamknięty w pułapce, jaką sam sobie stworzył, zamykając serce przed światem. Cierpiący w milczeniu, starający wyzbyć się uczuć.
    Drugi  - szczęśliwy, czerpiący z życia całymi garściami, otwarty i chętny nawiązywaniu nowych przyjaźni. Doceniany i kochany. Szanowany przez wszystkich, pozbawiony wszelkich zahamowań. Takiego zapamiętał go z imprezy.
    Łączyło ich tylko jedno - wygląd. Choć z drugiej strony byli jak ogień i woda nawet pod tym względem.
    Obaj mieli lśniące, mieniące się w słońcu włosy.
    Jeden - krótkie, idealnie wymodelowane, gdzie nawet jedno pasemko nie zaburzało misternie ułożonej fryzury
    Drugi - długie, zdające się być w ciągłym nieładzie, pomimo trzymającej je gumki.
    Oczy jak kamienie onyksu.
    U Sasuke z pozoru zimne, tajemnicze, mówiące o pogardzie ich właściciela do świata. Po bliższym poznaniu okazywały się smutne, zmęczone i zrezygnowane, skrywające w sobie determinację i żal.
    U Itachiego radosne, pełne złośliwych chochlików, ciepłe i zadowolone z życia, były jak otwarta księga.
    Dwóch braci stanowiących dla siebie tak idealne przeciwieństwo.
    Próbując ukryć tok swoich myśli przechylił głowę w bok, szczerząc się przy tym.
    - No! Coś mi mówiło, że cię znam...ZARAZ UCHI... - dopiero teraz do niego to dotarło. ITACHI JEST W SZKOLE. I wcale nie dla Sasuke, jak wydawało mu się oczywiste, a dla niego. Co ten facet tu robi?!
    Zanim jednak zdążył wypowiedzieć na głos...bardzo na głos, swoje zdanie, Łasic zatkał mu usta ręką. Z początku miał zamiar go w nią ugryźć, ale kiedy chciał to zrobić, poczuł delikatny zapach fiołków. Ręce Itachiego pachniały fiołkami...A może jego lakier? Ciekawe co zrobiłby Drań, gdyby mu zaproponować pomalowanie rąk lakierem do paznokci...Pewnie wylądowałby w koszu, razem z pomysłem. Ehh...
    - Ughf...- udając zniesmaczenie tym jakże miłym zapachem, wciągnął głęboko powietrze, kiedy ręka nagle zniknęła -  Kiedyś ty mył te ręce?
    Jednak zanim uzyskał odpowiedź, pojawił się Kiba. Całkiem o nim zapomniał!
   - NARUTO, KRETYNIE! GDZIEŚ TY ZAŚ POLAZŁ, MÓJ TY WABIKU NA PANIENKI! - Czy on zawsze musi się tak drzeć? - TO JA CIĘ SZUKAM, A TY SOBIE UCHIHĘ SPROWADZASZ NA RAND...
    Ciołek, matoł, tępak, idiota....Nie dość, że się wydarł, to jeszcze wywalił ich w dość dwuznacznej pozycji. Czuł zapach pieczonych jabłek.Ciekawe, czy każda część jego ciała pachnie inaczej...Zaczerwienił się na tę myśl. Zanim jednak zdołał coś z tym zrobić, uprzedziła go osoba, którą w tej chwili najmniej chciał zobaczyć.
  - ITACHI-SENPAI! - Sakura wpadła jak wystrzelona z procy w ich kierunku - NAAAARUTO! NATYCHMIAST ZŁAŹ! TO MIEJSCE PUBLICZNE, A NIE BURDEL!
    Kyuu fochnął się na takie słowa. Obłudna baba. Phi! Najpierw lata po szkole i gwałci Drania wzrokiem, ociera się o niego 'niby przypadkiem' , kiedy ma mnóstwo miejsca do przejścia, próbuje obcałowywać, a teraz...Babiszon wstrętny!
    Nie zdążył jednak powiedzieć czegokolwiek, kiedy leżał na ziemi, po uderzeniu tego King Konga w spódnicy. Lubił ją, ale dzisiaj go wkurzała...coraz bardziej.
    Zanim zdążył się zorientować Łasica już nie było. Zanim zniknął, wcisnął mu w dłoń jego ukochany wisiorek. Skąd on go ma? Później będzie zawracał tym sobie głowę. Widocznie jego popularność malała, kiedy dziewczyny miały do wyboru jego i jakiegokolwiek Uchihe.
    - Spadamy! - wrzasnął do Kiby, ale Inuzuka też go opuścił. Jak mówiło to przysłowie? A tak. Umiesz liczyć, licz na siebie. Na jego szczęście zadzwonił dzwonek i korzystając z ich zaskoczenia puścił się biegiem do klasy.


    *************************************************

    - Hej, Naru-chan! Idziesz? - przyjaciel chłopaka zaśmiał się swoim psim śmiechem - Rusz tyłek!
    Uzumaki poderwał głowę, zamykając szafkę.
    - Jeszcze raz nazwij mnie 'chan', Pchełko, a nie dostaniesz wejściówek na wystawę psów. Właściwie jednej, bo drugą wziąłbym ja. - z satysfakcją patrzył, jak mina Kiby rzednie, a po chwili zmienia się na błagalną
    - Naruś...No Naruś...- Inuzuka podszedł, robiąc wielkie oczy zranionego psiaka, pragnącego opieki i złożył ręce jak do modlitwy - Nie rób mi tego, kochany mój. - głos chłopaka zmienił się w wycie - Nieee...Proooszeee.
    Blondyn rozbawiony udał, że się zastanawia i po chwili odwołał 'karę'. Szczęśliwy ciemnowłosy uwiesił mu się na szyi.
    - Wiedziałem! Wiedziałem, że mi byś tego nie zrobił! - Kiba zadowolony wczepił się w jego ramię i kiedy Uzumaki zrobił krok, on szedł zaraz za nim - Teraz już się od Ciebie nie odczepię...Dosłownie. - błysnął rzędem perłowo białych zębów
    - Idę do kibla. Chcesz dołączyć? - puścił figlarne oczko przyjacielowi, ubawiony cyrkiem rozgrywającym się przed nim
    Brązowowłosy odskoczył od niego jak oparzony. No cóż...Kiba był stuprocentowym heterykiem.
    Ciągle się śmiejąc wpadł do WC. Zrobił swoje i mył ręce, kiedy usłyszał, że zamek w drzwiach za nim kliknął delikatnie, oznajmiając, że nie jest już w nim sam. Nie przejął się tym, no bo przecież toaleta była szkolna.
    Nie minęła sekunda, kiedy tego pożałował. Nim zdążył pisnąć, ktoś przylgnął torsem do jego pleców, zmuszając do pochylenia się nad zlewem.
    Jakże ubolewał w tej chwili nad tym, że pomimo takiego bogactwa, szkoła nie wyłożyła kasy na lustra w męskiej ubikacji, uznając je za zbyteczne. Nawet kafelki pomogłyby mu w tej chwili. Może zniekształconą, ale zobaczyłby przynajmniej zarys twarzy sprawcy.
    Próbował odwrócić głowę, ale czyjaś ręka trzymająca boleśnie jego włosy, skutecznie mu to uniemożliwiła.
    - Kim jesteś? - wbrew woli w jego głosie widocznie słychać było strach - Co...Ugh! - powietrze uciekło mu z płuc, kiedy kolano jego napastnika znalazło się pomiędzy jego nogami i wbiło w jego krocze
     Kyuu również unieruchomiony, wpatrywał się w pomalowaną na brzoskwiniowo ścianę. Co tu...Co tu tak ładnie pachnie?
    To było dziwne, ale pomimo całej tak niecodziennej sytuacji, najbardziej skupił się na zapachu, docierającym do jego nozdrzy. Mieszanka mięty pieprzowej, gorzkiej czekolady i cytrusów powodowała u niego niecodzienną reakcję, paraliżując jego ciało i zmysły tak, że nie był zdolny nawet do próby sprzeciwu. Co więcej...Wydawało mu się, że skądś ją zna i to bardzo dobrze. Tylko skąd? Ostatnio chyba nie miał z nią do czynienia, a jednak była mu bliska.
    Przymknął oczy rozkoszując się tą wonią. Już prawie zapomniał, gdzie jest.
    - Podoba się? - cichy, zjadliwy syk tuż koło jego ucha przywrócił go do rzeczywistości, a serce podeszło do gardła, kiedy włosy pachnące eukaliptusem otarły się o jego policzek
    To był...To był...
    Wydał z siebie cichy krzyk zaskoczenia, który jednak urwał się, kiedy znajoma mu, zadbana, jasna dłoń, o długich, smukłych, prawie kobiecych palcach, wsunęła się pod jego koszulkę i przesunęła po opalonym brzuchu. Zaraz potem zaczęła obrysowywać mięśnie mniejszego chłopaka.
    - Co ty...Przecież... - zaczął się jąkać, nie wiedząc jak się zachować
    Oprawca jakby go nie słysząc, przycisnął blondyna jeszcze bardziej do zlewu, umieszczając swój półsztywny członek pomiędzy jego pośladkami. Dłoń trzymająca dotychczas kark dołączyła do drugiej, a kciuk przesunął się od prawego biodra do lewego, podążając ścieżką wyznaczoną przez tasiemkę jego wystających odrobinę bokserek.
    - P...Prze...- nie potrafił wyartykułował poprawnie nawet zdania
    Nie wtedy, gdy świeży, wiśniowy oddech drażnił jego skórę. W tym zapachu było też coś, czego Uzumaki nie spodziewał się kiedykolwiek poczuć od byłego przyjaciela. To było niemożliwe, żeby wyczuł od niego...
    - Trawka? - na chwilę jego zdolność myślenia powróciła, jednak zniknęła równie szybko, jak się pojawiła, kiedy za uchem doznawał dotyku lekko szorstkiego, a mimo to delikatnego języka oraz przyjemnej wilgoci
    Nie potrafiąc się powstrzymać wydał z siebie głuchy jęk, któremu towarzyszył kolejny i następny...Cholera...Co się z nim dzieje?!
    - Za dużo gadasz. Ale właściwie...Możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie, suko. - w tym drżącym, pożądliwie brzmiącym głosie lodowaty ton czarnowłosego był prawie grzechem
    - Nie nazywaj mnie tak ty Draniu. - zripostował się słabo, niezdolny do jakiegokolwiek ostrzejszego komentarza. Jego mózg był na to zbyt zamglony. No i miał ochotę zabić go za to, że przestał...Zaraz! Raczej, że zaczął! Tak! Właśnie!
    Ignorując go zupełnie, jego obecny wróg numer jeden znowu boleśnie złapał jego kark, kiedy próbował spojrzeć mu w oczy.
    - Dobrze się wczoraj bawiłeś? - Nie rozumiał o co Teme chodzi
    - Że niby na...koncercie? Nghhh! - palce starszego chłopaka złapały jego sutki, wykręcając z całej siły
    - Masz mnie za kretyna? - warknął Uchiha przechylając brutalnie jego głowę w bok, przysysając się do odsłoniętej szyi,zostawiając na niej długą, sino-czerwoną smugę, wyraźnie zadowolony ze swojego dzieła.
    - J...Ja...naprawdę nie wiem...
    Powoli jego strach zmieniał się w przerażenie. Zarówno zachowaniem Sasuke...Jak i swoim. No bo dlaczego nie potrafił nawet sklecić paru zdań?
    - Nie łżyj. - czarnooki tracił cierpliwość, a jego kolano zaczęło powoli poruszać się do przodu i w tył, wyrywając z pełnych, malinowych warg sapnięcie - Wczoraj, kiedy dałeś się zerżnąć Itachiemu. - chciał coś powiedzieć, jednak ręce czarnowłosego zaczęły ocierać się o obolałe brodawki, powodując, że złota głowa opadła na ramię wyższego nastolatka. - I nie zaprzeczaj, bo dzisiaj też was widziałem, jak się na niego kładłeś w środku korytarza, kurwo. - odsunął się całkowicie, nie potrafiąc odmówić sobie spojrzenia na czerwoną, zdezorientowaną twarz Uzumakiego - Pamiętasz już?
    Naruto otworzył usta, jednak równie szybko je zamknął. To było takie...Takie...
    Z jednej strony miał do Sasuke żal, że go tak potraktował, użył takich słów, ale z drugiej...Jeszcze raz zatopił spojrzenie w tych czarnych oczach i teraz był już pewny. W głębi tych bezdennych tęczówek spostrzegł smutek, zawód i...Strach? Niee...To niemożliwe. A jednak widział to wyraźnie.
    - Sasuke...- niepewnie, z wahaniem przesunął opuszkami palców po drogiej twarzy, kończąc na delikatnych, wąskich, miękkich ustach
    Nie obchodziło go, że to co robi jest chore, a osoba która spowodowała u niego tak gwałtowne emocje przed chwilą była jego oprawcą. W tej chwili liczyły się więzy, które ich łączyły. Przyjaźni...
    Jego serce znowu zaczęło dziko bębnić w piersi, a krew dudniła w uszach. Widział tylko, jak wargi czarnowłosego uchylają się nieznacznie i całują opuszki jego palców. W tej chwili świat przestał istnieć, a on nie sprzeciwiał się, kiedy znalazł się pomiędzy czarnowłosym, a ścianą, w ramionach swojego przyjaciela, wroga, a teraz...Kim był Sasuke dla niego?
    Zanim zdążył sobie odpowiedzieć zatonął w smaku wiśni i trawki, zupełnie zdominowany, przez zdeterminowanego Uchihe.
    - Zamieniłeś mnie na niego. - w słowach ciemnookiego pobrzmiewała widoczna rezygnacja i ból - Jak każdy.
    Po wypowiedzeniu tych dwóch zdań, zanim zdążył otworzyć oczy, ciemnooki wyszedł. Naruto nie wiedział, że to było pożegnanie.

    ******************************************************

    CDN

    ******************************************************

    Moja pierwsza taka scenka, gdzie poza uczuciami trzeba było opisać hmm...Coś więcej. Mam nadzieję, że da się czytać.