Zawitało

niedziela, 20 września 2009

9. Mały, głupi braciszek...




    Nic się nie zmienił. Co za kretyn, idiota...
    Utkwił wzrok w ciągle szykanującym najmłodszego członka rodziny Ojcu. Widział jego wykrzywioną w pogardzie twarz, tak charakterystyczną, kiedy chodziło o jego brata.
    Miał ochotę wybuchnąć pełnym politowania śmiechem, kiedy ten przeklęty, egocentryczny Matoł, rzucił mu jakąś przepraszającą formułkę, a groteskowe skrzywienie jego bladej twarzy, w pierwotnym zamiarze miało go chyba uspokoić.
    Tak obłudny i obślizły, jak jaszczurka, czy wąż. Zmienny, jak kameleon.
    Wziął kilka głębokich wdechów, starając się rozluźnić napięte mięśnie. Mimo wszytko w tej chwili nie liczyło się nawet to, że jest Uchiha. Wystarczyło, że był Japończykiem. Rodzina to świętość. W myślach może przeklinać tego Potentata od Siedmiu Boleści, jednak na zewnątrz musi zachować pokerową twarz.
    - Co za dzieciak. - dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że Gad coś do niego mówi. - Gdyby nie to, że w jego metryce urodzenia widnieje, iż jest tylko 5 lat od ciebie młodszy, mógłbym przysiąc, że dzielą go od Ciebie, drogi synu, lata świetlne. Jesteś idealnym Uchihą. Nie tylko doskonale zarządzasz firmą, - kontynuował - ale również posiadasz szacunek do najbliższych i pokorę...
    Mówił coś dalej, ale już go nie słuchał. Za to Tachi pokładał się w tej chwili ze śmiechu.
    Gdyby ta kreatura wiedziała, jakie mamy o niej mniemanie, pewnie przestałaby bezmyślnie nas wychwalać.
    - Nigdy nie doceniamy tego, co posiadamy. - odrzekł lakonicznie
    Ojciec, z mieszanką zachwytu i podziwu, skinął głową.
    - Ależ oczywiście, masz rację. - Kolejny grymas wąskich ust, o opadłych kącikach, które jasno dawały do zrozumienia, iż osoba je posiadająca, nieczęsto zmuszała się do uśmiechu. - Ale kiedyś i On zmądrzeje. Ciągle wierzę, że coś z Niego będzie. - To, jak podkreślał zaimki, kiedy była mowa o Ototo, te pełne wyższości i chłodu tony w paru sylabach, potrafiły go zirytować bardziej, niż cokolwiek innego.
    Nie zrozumiał. A może był zbyt ograniczony, żeby zrozumieć, że słowa starszego syna odnoszą się do najstarszego Uchihy? Ehhh...Czasami miał wrażenie, że pomimo nazwiska Uchiha, wśród których wychowywało się wielu nieprzeciętnie inteligentnych osób, późniejszych lekarzy, grubych ryb, a nawet noblistów, jego ojciec był po prostu tępy.
    Sasuke wielbił ziemię, po której ten snob chodził, a Fugaku był gotowy całować stopy tego syna, który miał go w głębokim poważaniu. On z kolei wiedział, że był gotowy na wszystko, aby uratować Małego przed tym, co mogła zrobić z niego ambicja Ojca. Aby tylko go ocalić.
    - Nie mówiłem o Ototo, Ojcze, - nie wytrzymał, kiedy w dalszym ciągu Potentat zasypywał go gradem nic nieznaczących komplementów - a o Tobie.
    Natychmiast głowa klanu zamilkła, a czarka sake zamarła w dłoni w połowie drogi do celu. Czarne brwi uniosły się w mieszance szoku i niedowierzania. Itachi się z NIM nie zgadza?!
    - Co masz na myśli? - Zapytał ostrożnie, chcąc wybadać teren. Nigdy się nie krył z tym, że opinia starszego potomka jest dla niego ważna.
    - Uważam, że niewłaściwie oceniasz Sasuke, skupiając swoją uwagę na mnie. - zaczął ważąc słowa, mimo wszystko starając zachować pozorny respekt
    - Jak to? - oburzył się jego rozmówca - Nie wiem, jak mogło przyjść Ci do głowy, że oceniam go niewłaściwie. - rodziciel zmrużył złowrogo oczy, nagle z defensywy przechodząc do agresywnej ofensywy - Każdemu daję to, na co zasłużył, a twój brat zachował się dziś, jakby nie był Uchihą, a członkiem jakiejś pasożytniczej hołoty...
    Cholerna segregacja na klasy, którą ''tatuś'' wpajał im od małego. Jeszcze pięć lat temu myślał tak samo, pod miażdżącym wpływem Ojca, jednak kiedy odseparował się od tego, który owo przekonanie w nim zaszczepił, a do tego przebywał z Hidanem, zrozumiał, że osobowość człowieka biednego, czy średnio zamożnego, może być wielokrotnie bardziej wartościowa, niż to, co prezentowały sobą zarozumiałe familie.
    - Właśnie takie myślenie nas dzieli. - westchnął Itachi - Nie wiem, czy zauważyłeś, że poniżyłeś Sasuke już dziesięć minut temu. Od tego czasu czekam, aż pójdziesz go przeprosić, jednak widzę...
    Fugaku zerwał się z miejsca, a całe jego opanowanie i posagowa mina ulotniły się, jak kamfora.
    - JA mam przepraszać tego niewdzięcznego gówniarza?! - pięść huknęła groźnie o stół, podkreślając znaczenie słów - Zachował się jak pięcioletni bachor, a JA mam za nim iść?! Nie ma mo...
    I wtedy stało się coś, czego nie spodziewał się nikt.
    Mikoto Uchiha, dotychczas siedząca cicho, całe swoje życie skrywająca się za plecami despotycznego męża, potulnie zgadzająca się z każdym jego słowem, niezdolna do minimalnego sprzeciwu...
    Właściwie nie zrobiła nic szokującego. Po prostu podniosła się z miejsca i wyszła. Niby nic wielkiego, a jednak w rezydencji nie do pomyślenia było, aby wstała od stołu, nie pytając o zdanie współmałżonka, sterującego najmniejszym jej ruchem.
    Cisza - o ile było to możliwe - jeszcze bardziej zgęstniała. Pokojówka, która przechodziła właśnie przez korytarz, dyskretnie zawróciła, aby nie ściągnąć na siebie gniewu pana domu.
    Itachi i Fugaku mierzyli się spojrzeniem, aż długowłosy wstał. Miał dylemat, czy najpierw porozmawiać z matką, którą kochał i darzył głęboką estymą, czy z Ototo. Dochodząc do wniosku, że Maluch potrzebuje go bardziej, skierował się w stronę schodów, do pokoju młodszego, zostawiając Ojca we wściekłym milczeniu.
    Jednak kiedy zmierzał do urządzonego w odcieniach czerni,granatu, czerwieni i bieli pokoju, już pukał, gdy zbyt duża ilość płynów dała o sobie znać.
    Tachi z piskiem, nieprzystającym mężczyźnie zerwał się na równe nogi.
    Sytuacja awaryjna!
    W ostatniej chwili udało mu się dotrzeć do łazienki. Gdy z niej wychodził uderzyło go przeczucie, że coś jest nie tak. Chwilę stał z przymkniętymi oczami, co pomagało mu się zwykle skoncentrować, a i tym razem przyniosło efekt. TABLETKI!
    Nie wiedział dlaczego, ale kiedy był jeszcze w tym domu, miał problemy z zasypianiem. Wraz z przeprowadzką do ''Peina'' skończyła się jego bezsenność, więc podejrzewał, że przyczyną może być atmosfera tej rezydencji i na wszelki wypadek zabrał ze sobą pudełko z pigułkami nasennymi.
    Jak tylko przyszedł, położył walizkę i wykręcając się tym, że jest śpiący po podróży, chciał przeciągnąć w czasie spotkanie z Oto-san. Wziął nawet owe tabletki do łazienki, postanawiając naprawdę zdrzemnąć się trochę. Dwie z nich wysypał na swoją rękę, kiedy zdał sobie sprawę, że nie ma czym popić, a w to kranowe świństwo nie wierzył.
    Pożałował tego w momencie, gdy dotarł do kuchni, a na drodze stanął mu Ojciec, gotowy na wszystko, oprócz odtrącenia jego propozycji wspólnej kolacji w salonie.
    Próbując się wykręcić zapomniał o pastylkach, a efekt tego zaniedbania miał przed sobą. Nie. Właściwie problem polegał na tym, że zniknęły! Kuso! Co się mogło z nimi stać?!   
    Czarne oczy czujnie rozejrzały się wokół, szukając najmniejszego śladu. Wzrok przesuwał się od toalety, przez zlew, idealnie czysty...
    Nie. Nie tak idealny. Ciągnęła się po nim krwiście czerwona smuga. Zaraz...Krwiście?! Ostrożnie spojrzał w górę i aż syknął, gdy zobaczył swoje zniekształcone odbicie, na popękanym, niejednolitym lustrze, gdzie w miejscu uderzenia widoczne było charakterystyczne wgniecenie i rozprysk szkła, a na nim szkarłatny, metaliczny odblask, prowadzący krwawe strumyczki w dół lustra. Zaś na obrzeżu umywalki spoczywał sobie kieliszek po sake...
    Gdyby tylko mógł, chętnie pokazałby Fugaku Uchiha, co znaczy psychiczne cierpienie. Zapłaciłby za matkę, a teraz również Ototo.
    Gwałtownie zawrócił i tym razem nie bawiąc się w uprzejmości, wparował do pokoju Sasuke, a chęć mordu na własnym ojcu sięgnęła zenitu.
    Na satynowej pościeli, w kolorze szafirowym, rozłożony w poprzek łóżka pół leżał, pół klęczał, jego braciszek. Pod bladym policzkiem rozciągała się poduszka, a na porcelanowej twarzy harmonię zakłócały sinawe worki, które tak bardzo nie pasowały do tego małego perfekcjonisty. Włosy rozrzucone, przysłaniały połowę oblicza, a zgięta ręka sięgała nad głowę. Druga bezwładnie opadała wzdłuż ciała.
    Spojrzał na dębowe panele, na których spokojnie osiadały nowe kropelki krwi i ostrożnie położył mniejszego chłopca na posłaniu, jednocześnie łapiąc nieszczęsną, pokaleczoną szkłem rękę.
    Kiedy pochylał się nad nim, dobiegł go zapach, który doskonale poznał przez lata rockowego życia. Trawka. Niby nie było w tym nic złego, sam brał ją wielokrotnie, ale młody, niedoświadczony, głupi braciszek zmieszał ją z środkami nasennymi i sake. Całe szczęście, że zostawił tylko dwie tabletki. Nie wiadomo co by było, gdyby w toalecie pozostało pudełko. W wypadku dwóch tabletek nasennych i sake, nawet, jeśli wziąć pod uwagę to, że dochodziła trawka, rano będzie mu niedobrze, głowa będzie paliła żywym ogniem, a w żołądku pojawi się nieprzyjemne wiercenie...Ale nic więcej. Sam to przeżył, więc wie, że małemu nic nie groziło.
    Rozejrzał się wokół, na jednej z bardziej widocznych szafek zauważając małą apteczkę. Jego Ototo był zawsze przygotowany na każdą ewentualność...
    Przysiadł na materacu i ujął pokiereszowaną dłoń. Sasuke mruknął coś przez sen, jednak nie bardzo go zrozumiał. Za to kiedy pochylił się nad Małym do jego uszu zaczęła się sączyć powolna, smutna melodia, jednej z piosenek, do których miał sentyment, a które kojarzyły mu się z jego własnym zachowaniem, wobec braciszka. Crossfade '' So cold ''.

    What I really meant to say
Is I'm sorry for the way I am
I never meant to be so cold
Never meant to be so cold
What I really meant to say
Is I'm sorry for the way I am
I never meant to be so cold
Never meant to be so

Cold, to you, I'm sorry 'bout all the lies
Maybe in a different light
You can see me stand on my own again

    Wyłączył ciągle uruchomiony odtwarzacz i delikatnie zdjął słuchawki z szyi śpiącego ototo, po czym opatrzył poraniony grzbiet dłoni, wyciągnął odłamki szkła i owinął bandażem, wstał, okrył go kołdrą, starł plamę z krwi, zastanawiając się już jaką wymówkę wymyślić i wyszedł, mając w zamiarze porozmawiać sobie jutro z tym niedojrzałym dzieciakiem.
    Rodziców nie chciał w to mieszać z prostej przyczyny. Matka była już i tak przygnieciona tym, co działo się w domu, a Ojciec...On najprawdopodobniej wykpiłby Sasuke, a później kazał zrobić coś upokarzającego, aby dać mu nauczkę. A dla Sasuke nie było nic bardziej upokarzającego, niż ośmieszenie go na oczach ludzi...Nie. Porozmawia z nim Sam.
    Tak jak się spodziewał nie umiał zasnąć, więc z braku lepszego zajęcia wrócił do kuchni, gdzie ku jego zdumieniu przy oknie stała matka, zamyślonym spojrzeniem wodząc za srebrnym księżycem.
    - Jeszcze tu jesteś, Okaa-san? - szepnął cicho, ze współczuciem, obejmując kobietę - Powinnaś się położyć, już po 23.
    Delikatną, wręcz kruchą twarz Mikoto, rozpromienił ciepły i szczery, choć leciuteńki, uśmiech.
    - Ita-kun. - Odwróciła się twarzą do niego i podparła ręce na biodrach, starając się wyglądać na poważną, dumną kobietę, czemu przeczyły chochliki w jej oczach - Czy to nie ty mówiłeś, że jesteś szaleńczo zmęczony po podróży? A teraz szwendasz się, jak nocny marek. - pokiwała mu palcem przed nosem, ciągle się przy tym uśmiechając - No już. - szturchnęła go leciutko - Już Cię tu nie ma.
    Rozczulony jej zachowaniem, przygarnął do siebie zaskoczoną rodzicielkę i przytulił do siebie. Była dobrym duchem tego domu i jedyną jego częścią, która zachowała w sobie ułamek tej radości życia, jaką posiadała kiedyś.
    - Haha*... - odsunął się delikatnie, patrząc poważnie w oczy czarnowłosej - Nie jest lepiej, prawda? - zapytał cicho, wiedząc, że kobieta przed nim potrzebowała rozmowy.
    Mikoto wysunęła się z jego uścisku, starając się nie patrzeć w wszechwiedzące, jak jej się niekedy zdawało, oczy syna. Chciała uniknąć odpowiedzi, jednak wiedziała, że to bezskuteczne. Mogła uciec przed wątpliwościami na dzień, lub dwa, ale w końcu i tak ją dopadną.
    - Jest coraz gorzej, coraz gorzej. - monotonny, smutny szept odbijał się po kuchennej przestrzeni, napawając oboje rozmówców beznadzieją. - Odkąd odszedłeś, Sasuke nie ma w nikim oparcia. Wcześniej myślał, że go nie ma, jednak służyłeś mu milczącym wsparciem, pochłaniając połowę czasu Fugaku. Teraz, kiedy Cię nie ma, całe jego oczekiwanie i ambicja, spoczywają ciężarem na Sasuke, a on nie jest dość silny, aby znieść to tak dobrze jak ty. - długie, śnieżne palce zatopiły się w hebanowych włosach, po czym ciągnęła dalej. - Ty zawsze miałeś jego poparcie i przyklaskiwał każdemu twojemu zamiarowi, aż do momentu wyjazdu. W ten sposób wyrobiłeś w sobie pewność siebie i siłę psychiczną, wytrwałość...Jego pomysły zawsze Fugaku dusił w zarodku. Sasuke chciał być kiedyś mechanikiem, wiesz? - to stwierdzenie zszokowało Łasica, który o tym fakcie nie miał pojęcia - To było w trzeciej gimnazjum. Przyszedł i powiedział, że zapisze się do szkoły o tym profilu, bo naprawdę chce się tym zajmować. W tajemnicy przed nami, chodził wtedy do niejakiego Kakashiego, który uczy go nawet obecnie, tyle, że teraz jedynie literatury na lekcjach. Fugaku powiedział mu wtedy, że do takiej szkoły i owszem MOŻE się zapisać, ale wtedy zabiera ze sobą manatki i wynosi się mieszkać jak na chołotę przystało - pod most...
    Zacisnął pięści z poirytowania.
    - Ale przecież kiedy JA powiedziałem, że chcę być piosenkarzem, następnego dnia dostałem gitarę...
    - Tak. TY dostałeś. - uśmiechnęła się krzywo, a jej szczera dotychczas twarz, nagle wydała się nieprzystępna i zacięta - Cały czas miał wtedy nadzieję, że zawrócisz z drogi, że to jedynie kaprys. Byłeś w końcu tym mądrym, wyrozumiałym synkiem, nadzieją na jutro Klanu. Poza tym...Twoje hobby było dla Ojca czymś niegroźnym. Zgodziłeś się iść do Liceum Tsunade, skąd wywodzili się sami zwycięscy, a gdzie wiodła długa tradycja. Twój brat nie był w jego mniemaniu tak ułożony, więc mógł splamić nazwisko. Od tego otwartego oświadczenia o wyborze szkoły, Fugaku zaczął jeszcze dosadniej pokazywać mu wszelkie jego niedociągnięcia, a on nigdy nie miał już odwagi powiedzieć, że coś mu się nie podoba. Za to z dniem twojego wyjazdu... - urwała niepewna, czy mówić dalej
    Znowu zaległa cisza, której nie potrafiła przerwać. Wiedziała, że 23-latek czeka, aż matka sama mu powie.
    - Więc?
    - Fugaku...- kobieta posmutniała jeszcze bardziej, po czym parsknęła krótkim, prychnięciem, którym maskowała zbierające się pod powiekami łzy - Uciął sobie z Sasu-chan  '' małą, męską pogawędkę'' jak to ujął. Do dziś nie wiem, co mu powiedział, jednak od tego dnia twój brat zaczął zachowywać się...Inaczej. Ubierał się jeszcze bardziej elegancko, głowę nosił wyżej, a czasami zdawało mi się, że kiedy zdarzyło się, że byliśmy gdzieś w trójkę, cały czas zerkał w stronę twojego ojca, jakby chciał się upewnić, że nie robi nic źle. - nagle bez przyczyny zaczęła kierować się na schody. - Przestał nawet odpowiadać ludziom na pozdrowienia, takie jak zwykłe ''cześć'', obrzucając ich pełnym wyższości spojrzeniem. Zaczął pomiatać ludźmi...
    - O czym rozmawiacie, Mikoto? - spokojny, wyważony głos postawił jej włoski na karku, a kobieta z przestrachem zerknęła za ramię. Ile słyszał? Miała nadzieję, że nie dużo.
    Roześmiała się, choć nawet w jej uszach ociekało to fałszem.
    - Ah...O niczym, Mężu. - złapała za rękę współmałżonka, wcześniej upewniając się, że ma na to zgodę - Właśnie mówiłam, Itachiemu-kun dobranoc.
    Mężczyzna skinął głową akceptując jej wymówkę, wraz z żoną kierując się do sypialni.
    - Oyasumi**. - rzuciła mu jeszcze przez ramię, nim zniknęli oboje.
    Długowłosy stał jeszcze chwilę, starając się opanować emocje. Wziął szklankę wody, wypił i położył się spać, a leżąc, wpatrzony w sufit zastanawiał się, ilu jeszcze zmor tego domu nie znał.





* nieformalnie matka

** Dobranoc

***************************************************
    CDN