Zawitało

poniedziałek, 20 grudnia 2010

13. Zemsta (2/2)

    Nowy blog, jednak ze starą treścią.

    Za to wprowadzonych będzie kilka nowych zasad.

    Po pierwsze:
   

    Będzie jeden do dwóch 'chapów' na tydzień.
  
    Po drugie:
    Zmiany w treści WHYDNN.

    1. Szybsze 'przemieszczanie się' w czasie, choć w wypadku konieczności może zdarzyć się i 'zwalnianie'
    2. KONIEC z ustaloną wcześniej chronologią Naruto/Sasuke/Itachi!
    Od tej pory nie zawsze będzie N/S/I, a nawet może się zdarzyć perspektywa kogoś innego.
  
    I ostatnia, trzecia sprawa.

    Prowadzenie kilku blogów na onetach, kiedy zdażało się, że ucinał/sklejał tekst/nie chciał w ogóle otwierać bloga, nauczyło mnie, że za duża ilość blogów szkodzi. Od tej pory będzie JEDEN...I dalej w sądzie wy zdecydujecie. Czy ma to być WYŁĄCZNIE blog WHYDNN, czy (naprzemiennie) WHYDNN i WNT( Wszystko Nie tak z DSSa). Od was zależy, więc zapraszam do głosowania. ;)

                                                   13. Zemsta (2/2)

    Ledwo za Madarą zamknęły się drzwi, Itachi osunął się wzdłuż fotela zrezygnowany.
    Jedyne co mu to dało to to, że czuł się jak po wizycie u durnego psycho-konowała, czyli wyprany emocjonalnie.
    Dlaczego podzielił się z krewnym swoimi zmartwieniami, wątpliwościami i... planami?
    Właśnie, Co jeśli jego plany szlag trafi?
    I po co mu było to całe 'otwieranie się'? Tak jakby był jakąś cholerną konserwą!
    Wyciągnął komórkę niezdecydowany, nie do końca wiedząc, czy chce zrobić to o czym myśli. Całe podniecenie związane z zemstą, które odczuwał w obecności przyjaciela minęło i pozostało jedynie poczucie beznadziei.
    Był bogaty, znany i w końcu wolny...a jednak stracił to, czego potrzebował naprawdę - rodzinę.
    No bo w końcu... nawet, jeśli jego ojciec był łajzą, zostawił Sasuke i matkę, kiedy najbardziej go potrzebowali. Wybrał wygodne, przyjemne życie rockmana, gdy ten despota niszczył ich oboje.
    Teraz kiedy wrócił, zastał wcześniej pełną życia, choć uległą, kobietę w emocjonalnej rozsypce. Kruchą, zaszczutą i podatną na zranienie jak nigdy wcześniej, choć jak zawsze starała się grać silną.
    A jego brat...
    Przygnębiające myśli ustąpiły chwilowo, gdy w ciszy rozległ się 'Loverman' zespołu Matallica.
    - Słucham. - Odetchnął zadowolony, że w jego tonie nie było słychać targających nim emocji.
    - Hejkaa, Uchiiihaa! - po drugiej stronie  rozległ się radosny głos, którego posiadacza znał doskonale
    Jego chibi-ja uśmiechnęło się lekko.
    - Naruto. Cześć.
    Nagle po drugiej stronie zachrobotało, jakby blondyn starał się odsunąć przed kimś słuchawkę. Po chwili, przytłumiony, jakby z oddali, rozbrzmiał głos, który Itachi kojarzył, tyle, że nie pamiętał skąd.
    - Co to, Naru-chan? Już się stęskniłeś za Królową Śniegu?... -jakby na potwierdzenie rozległo się radosne szczeknięcie - AŁŁ! Nie po głowie. - Nagle paplanina przeszła w ciche skamlenie. - Dobra, dobra...Geez. Jak baba przed okresem...
    Sam nie wiedział dlaczego, poczuł coś w rodzaju niepokoju i ukłucia w okolicy klatki piersiowej. Nagle, za wszelką cenę, postanowił dowiedzieć się, co to za kreatura, z głosem przypominającym zawodzenie psa, znajduje się obecnie w towarzystwie uroczego blondyna, który miał tendencje do powodowania kłopotów samym swoim pojawieniem.
    - Ejj, Naru-chan! Nie bądź taki... - ponownie usłyszał piskliwy, błagalny głos, co świadczyło, że ten 'ktoś' obok syna Minato może być błaznem - A może rozmowa ze szkolnym snobem jest taka intymna? - Skrzywił się. Nie podobał mu się ten śmiech, przypominał bardziej kaszel. - Rozumiem. W 10 minut mogłeś się stę...- głuchy jęk przerwał płomienną przemowę, ale lider 'Akatsuki' prawie tego nie zauważył, zbyt zajęty przetwarzaniem informacji.
     ' Królowa Śniegu'? Tak odbierał go Naruto? Niee...To niemożliwe, zresztą był jeszcze 'szkolny snob', a te lata, niestety, są już dawno za nim.
    Tachi przyłożył pięść do brody, przy czym kciuk płasko do kącika ust. Następnie zaczął chodzić w kółko mamrocząc: O kogo mogło mu chodzić? O kogo mogło mu chodzić? , przy czym wyglądał ni mniej, ni więcej, jak kocia wersja Sherlock'a Holmesa. Brakowało mu tylko oddanego Watsona.
    ' W 10 minut mogłeś się stę...'
    Kocie oczy zmrużyły się w zastanowieniu.
    Stę...Stę...STĘSKNIĆ! No jasne!    
    Futro zjeżyło się właściwie nieświadomie.
    - Itachi? Jesteś tam?
    W głosie blondyna słychać było nie tyle zmartwienie, co rozdrażnienie. Ciekawe tylko, dlaczego.
    Natrętny towarzysz blondyna znowu postanowił dać o sobie znać.
    - A! Więc to TEN Uchiha, a ja myś...Jeśli nie skończysz mnie okładać, w końcu ci oddam!
    - To może dasz mi, z łaski swojej, pogadać z kumplem, Pchło jedna wredna! - oho Uzumaki się wkurzył
    Przez chwilę miał wrażenie, że osobnik zrozumiał, jednak tuż po chwili pełnej napięcia rozległo się krótkie, jak wystrzał armatni...
    - Nie.
    W tej chwili starszy z braci Uchiha był zmuszony odsunąć słuchawkę, inaczej mógłby ogłuchnąć od dźwięku wiatru hulającego w słuchawce.
    - Cześć, Itachi! - Dalej nie poznawał jego głosu, ale świadomość, że osobnik wie, kim jest, trochę go uspokoiła. Jeśli go zna, nie będzie z nim zadzierać...
    - Hm. - Nie miał ochoty gadać z tym irytującym, jak sądził z zachowania, dzieciakiem.
    - KIBAAA! - to chyba był z kolei Naruto...choć po tym prawie babskim wrzasku nie można mieć 100% pewności - ODDAJ. MI. SŁUCHAWKĘ!
    - Naru-chan...Ale byłeś dla mnie niemiły...- 'Kiba' najwyraźniej postanowił trochę pouprzykszać Uzumakiemu życie - AŁŁ! Moja kostkaaa...Ja cię zabi...
    - Dziękuję. - blondyn odpowiedział na tę groźbę chichotem, po czym odezwał się do długowłosego - Chciałem powiedzieć, że trochę się spóźnię, bo jeszcze muszę iść do domu na chwilę...PCHEŁKO?! NIE PATRZ TAK...AAA! ITACHI! MUSZĘ LECIEĆ... - rozłączył się
    Ehh...Nie umówili na konkretne miejsce...
    Tak więc koniec końców postanowił iść na późny obiad, gdyż na wcześniejszym spotkaniu nie dość, że podano im jakieś wykałaczki, dodając złośliwe 'smacznego'. Nie. Do tego jeszcze dochodził fakt, że Hidan zeżarł wszystko sam. Kiedy widział przed sobą jedzenie, stawał się jak tornado - zmiatał wszystko na swojej drodze.
    Wyjął jeszcze komórkę i napisał szybko SMSa z miejscem, w którym Uzumaki może go znaleść, po czym skierował się do ' Raju podniebienia' , największej restauracji w Japonii, której wlaścicielami był klan Akimichi.
    Właśnie zasiadał w zaciemnionym rogu, w porozumieniu z szefem, otrzymując na zapleczu czapkę z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne zekrywające pół twarzy, kiedy jego komórka odezwała się ponownie. Spiął się, słysząc 'Pain' TDG, bo ten dzwonek był ustawiony dla pewnego WFisty ze szkoły jego brata, jego przyjaciele i pomocnika w jednym.
    - Co masz?
    - Mi też miło cię słyszeć. Wyrabiam nam 'renomę'. No wiesz. Akatsuki kojarzyło się dotąd tylko z zespołem, - w jego głosie słyszał nutki uznania - więc ciężko będzie to zmienić...W tej branży rozpoznawalność nie jest zaletą...przynajmniej zbytnia.
    Na ile znał rudego, raczej nie wierzył, aby była to jedyna przyczyna, dla której by dzwonił.
    - Hm. Co masz? - wiedział, że się powtarza, jednak to kluczenie wokół tematu go drażniło
    - Coś dziś jesteś nie w humorze, ale w porządku. Poszperałem trochę w kontaktach twojego ojca - czarnowłosy skrzywił się na to słowo - i okazało się, że niedawno zebrał sprzed nosa naszego drogiego burmistrza całkiem intratny interes, nie powiem...
    Na te słowa starszy Uchiha uśmiechnął się lekko. Wiedział do kogo się zwrócić. Naprawdę zdolności Peina, aby dostać się tam, gdzie nikt inny nie dawał rady były...co najmniej godne respektowania.
    Jego dawny przyjaciel, z którym uczęszczał jeszcze razem do Publicznego, Sportowego Liceum im. Tsunade, już w szkole wykazywał talent detektywistyczny...jednocześnie będąc ewidentnym geniuszem, jesli chodzi o planowanie. Talent organizacyjny i zdolność do mówienia ludziom tego, co chcieli usłyszeć, otwierały mu każde, nawet najlepiej strzeżone, drzwi.
    W myślach pogratulował sobie tego, że 'wciągnął' w swoją zemstę właśnie jego.
    Nagle zdał sobie sprawę, że Nagato najwyraźniej czeka na odpowiedź, a on przestał słuchać.
    - Hmm...Interes mówisz? - kierując się zasadą 'przestałeś słuchać, powtórz jedno z ostatnich słów i zrób z niego pytanie', postanowił zatuszować swoją nieuwagę.
    Jednak rozmówca chyba właśnie tego oczekiwał, gdyż widocznie zadowolony odpowiedział.
    - Dragi.
    Na te słowa Itachi zamrugał. Wiedział, że jego 'tatuś' to łasy na pieniądze dupek, ale żeby pchać się w narko-biznes'?! A najśmieszniejsze, że on się w to gówno dobrowolnie wpychał...ehh...
    - Dragi?
    - Sprzątnął mu porządną dostawę sprzed nosa, towar prima sort i dość tani na dodatek. Drogi Danzou napalił się jak łysy na grzebień...A tu figa. Pomijając trzeciego gracza, który również przegrał na tym biznesie.
    - A ty wiesz kto to. - To nie było pytanie i obaj doskonale o tym wiedzieli
    - Tak. Zresztą ty też wiesz.
    Na te słowa czarne brwi mało co nie podjechały do góry w geście zdziwienia.
    - Czyżby?
    - Powtarzam: Tak. - Pein prychnął zirytowany - Czy ja niewyraźnie mówię?
    - Więc? - nie zamierzał wdawać się w przegadywanie, bo nie było na to czasu
    - Pamiętasz drogiego Orochimaru?
    Itachi skinął mimowolnie głową, choć jego rozmówca tego nie widział.
    Orochimaru pracował kiedyś z jego ojcem, byli chyba nawet wspólnikami, dopóki pewnego dnia nie wyszedł trzaskając drzwiami. Następnie otworzył własną sieć barów. Poza tym nawet on słyszał o nowych wystrzałowych dragach jego 'autorstwa'.
    Na drugiej linii rozległo się zniecierpliwione westchnienie, ale za chwilę jego rozmówca kontynuował dalej.
    - Zwłaszcza ty, obieżyświat, musiałeś słyszeć o Białym Sanninie, jak to go nazywają. Bary to przykrywka dla grubszych interesów, jak nielegalne walki, dragi...i handel żywym towarem.
    - Żywym towarem? - tego nie wiedział
    - Ty, może ja serio seplenię? - doszło jego uszu gardłowe warknięcie - Właśnie to powiedziałem. Po prostu, kiedy zawodnicy, lub 'narzędzia' przestają przynosić zysk, pozbywa się ich, zarabiając przez sprzedanie delikwenta.
    - Skurwysyn. - mruknął pod nosem - Wspomniałeś coś o 'narzędziach'...
    Kolejne prychnięcie.
    - 'Narzędzia' to osoby, które są za słabe do wystawiania w walkach, więc muszą na siebie zarabiać.
    - I jak zarabiają?
    - Ohhh przeróżnie, Skarbie, przeróżnie. - Pein nie wytrzymał i roześmiał się, choć jego śmiech nawet dla Itachiego brzmiał złowrogo - Od rozprowadzania dragów, po zabijanie niewygodnych konkurentów. Wszystko zależy od stopnia uzależnienia. No wiesz...
    Przed oczami stanął mu obraz rudego, wyciągającego się na kanapie, zaciągającego się papierosem. Czy to nie paradoks, że wuefista namiętnie wypalał od paczki do dwóch dziennie?
    - Dobra. Wróćmy do mojego, thh, ojca. Co z nim?
   Chwila ciszy świadczyła, że wiadomości zdecydowanie nie są dobre.
    - Włamałem się do komputera naszego drogiego burmistrza...Nie udało mi się jeszcze poznać hasła jego laptopa, ale na zwykłym komputerze biurowym też jest niemało. Np. pobieżny plan zniszczenia twojego ojca i odebrania tego, co, jak uważa, jemu się należy...
    Więc lepiej zostawić ich, żeby się nawzajem pozabijali.
    Tachi wyszczerzył się, zadowolony z tego pomysłu.
    Może i nie był gadatliwy, ale zwykle przekazując informacje, jakiekolwiek by one nie były, Pein zachowywał się jak profesjonalista, nie pozwalając sobie na żadne 'zawiasy'. Tym dziwniejsza była ponowna cisza, która zaległa na linii.
    - Z tego co wiem, obrał na cel twojego brata. - wymamrotał w końcu wuefista, wiedząc, jakej reakcji się spodziewać.
    - Coś ty, kurwa, powiedział?! - kiedy zorientował się, że gapiący się ludzie go nie rozpoznali, wrócił do rozmowy
    - To co słyszałeś. - Nagato chyba zaczynała męczyć ta rozmowa - Danzou nie może się dobrać do twojego ojca, bo jego ochrona jest praktycznie nieprzepuszczalna. Choć myślę, że bombę by przepuścili, ale nieważne. - ledwo słyszalny odgłos wypuszczanego 'dymka' dobiegł jego uszu - Jednak, jak się domyślasz, nie zawracał sobie głowy, aby załatwić jakieś zabezpiecznie dla młodszego syna. Twoja matka ma osłonę, ale to raczej tylko dlatego, że przesiaduje głównie w domu, a Fugaku Uchiha boi się raczej o swój dobytek...ale to tylko moje domysły.
    Dłoń dwudziestotrzylatka mimowolnie zacisnęła się w pięść. Co za palant.
    - Danzou w ogóle jest bardzo pewny siebie. Nie tylko zadziera z twoim ojcem, - znowu to słowo - ale też z Białym Sanninem. Z tego co udało mi się dowiedzieć, zamierza się na Hebi, najlepszego zawodnika Orochimaru, który tylko w tym roku przyniósł mu, z zakładów, około paredziesiąt milionów yen...Choć z tego co wiem, w biznesie operują kursem dolara. Np. na dzisiejszych zawodach jest do wygrania 1.5 miliona baksów...Tyle szmalu...
    - Nie martw się. Załatwiłem pewną dwójkę do obserwowania go. Podobno profesjonaliści, tyle, że jeden z nich cholernie łasy na kasę.
    Przewrócił oczami. Czy w dzisiejszym świecie nie jest taka większość populacji?
    - Ktoś z branży?
    - Nie...- niepewność nie była czymś, co często można było wyłapać w tonie rudego - Zetsu to kuzyn Konan. Pamiętasz ją? Jest teraz moją żoną. Taa...Wiem, no ale bywa. Trzeba się w końcu ustatkować, czy coś.
    - Od zawsze ze sobą kręciliście, to się musiało tak skończyć. A ten drugi?
    - Kakuzu. Minęło 20 minut, zanim udało się nam go zdjąć z obłoków. Wyobraź sobie, że myślał, że dostanie 800 000 yen na godzinę.
    - Taa...Jakkolwiek, oddam ci. Dzięki za wszystko. Informuj mnie. - wyłączył się i wyszedł z restauracji, z jeszcze większym natłokiem myśli
    Od tego wszystkiego jeszcze rozbolała go głowa.
    Przez chwilę myślał nawet, czy nie zadzwonić do Uzumakiego i nie odwołać spotkania, jednak szybko zrezygnował z pomysłu.
    Może przy Naruto uda mu się choć na chwilę zapomnieć o tym całym cyrku?

    ****************************************
    C D N


    Następny będzie Oneshot świąteczny, a później już ta ciągle przenoszona randka

    Zapomniałabym! Jeśli ktoś chce być jeszcze powiadamiany, to musi mi dać znać :)